To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Sama mu o tym powiem. Więc nie zdradź sekretu nikomu. - Nie zdradzę - zapewniłem. Nie powiedziałem jej, że błazen już wiedział, i to od dłuższego czasu. Dziecko księcia Szczerego. Przeszedł mnie dziwny dreszcz. Rozstaje dróg, nagłe mnożenie możliwości. Jeden czynnik ważniejszy niż wszystkie inne - przeszkoda na drodze księcia Władczego, jeszcze jeden stopień na stromej drodze do tronu. Jedno małe życie pomiędzy nim a upragnioną władzą. Jak niewiele będzie ono dla niego znaczyło! - Na pewno nie zdradzę - przyrzekłem. - Niech ta radosna nowina pozostanie najgłębiej skrywaną tajemnicą. Bo kiedy się ją rozgłosi, księżna Ketriken będzie w równie wielkim niebezpieczeństwie jak następca tronu. 23. GROŹBY Tamtej zimy Księstwo Niedźwiedzie powoli się rozpadało, podobnie jak klif podmywany falami sztormu. Z początku książę Krzepki regularnie posyłał wieści księżnej Ketriken. Docierały one dzięki strojnym gońcom, wyprawianym osobiście przez księcia. Początkowo byty pomyślne. Królewskie opale pozwoliły odbudować Przeprawę. Mieszkańcy miasta przesłali królowej nie tylko gorące podziękowania, ale też szkatułkę perełek, tak ogromnie dla nich cennych. Dziwne. Skarb zbyt cenny, by go poświęcić na odbudowę domów, ofiarowali przyszłej królowej w podziękowaniu za jej klejnoty, które im dały schronienie. Wątpię, by ich poświęcenie znaczyło dla kogoś innego równie wiele. Ketriken płakała nad niepozorną szkatułką rzewnymi łzami. Po jakimś czasie posłańcy zaczęli przywozić mniej radosne wieści. W pogodne dni pomiędzy sztormami szkarłatne okręty uderzały raz po raz. Książę Krzepki prosił o wyjaśnienie przyczyny odwołania członka kręgu Mocy z Czerwonej Wieży. Przyszła królowa zapytała o to otwarcie Pogodną i usłyszała, że posterunek ten stał się niebezpieczny dla Stanowczego, którego talent jest zbyt cenny, by go ryzykować wobec agresji szkarłatnych okrętów. Mato komu umknęła ironia tego stwierdzenia. Z każdym następnym posłańcem wieści nadchodziły coraz gorsze. Zawyspiarze zagnieździli się na Wyspie Haka i na Wyspie Sromoty. Książę Krzepki skrzyknął statki rybackie oraz wojowników i własnymi siłami przypuścił atak, ale Zawyspiarze byli zbyt dobrze umocnieni. Przepadły statki, zginęli ludzie. Księstwo Niedźwiedzie donosiło z wielkim żalem, że brakło funduszy na kolejną wyprawę. Wówczas to szmaragdy księcia Szczerego zostały przekazane następczyni tronu, a ona bez wahania posłała je do Księstwa Niedźwiedziego. Nie dowiedzieliśmy się, czy cokolwiek zdziałały. Nie mieliśmy nawet pewności, czy doszły do celu. Wieści z Księstwa Niedźwiedziego otrzymywaliśmy nieregularnie i wkrótce stało się jasne, że nie wszyscy posłańcy do nas docierali. Wreszcie łączność z księciem Krzepkim została całkowicie zerwana. Księżna Ketriken wysłała jeszcze dwóch umyślnych, a skoro nie wrócili, postanowiła nie ryzykować więcej ludzkiego życia. Do tego czasu Zawyspiarze z Wyspy Haka i z Wyspy Sromoty zaczęli się wypuszczać dalej na południe, unikając bliskiego sąsiedztwa Koziej Twierdzy, ale atakując zarówno na północ, jak i na południe od nas. Na wszystkie te napaści książę Władczy pozostawał nieodmiennie obojętny. Twierdził, że zbiera fundusze, by książę Szczery, wróciwszy z Najstarszymi, mógł się pozbyć wroga raz na zawsze. Tylko że coraz częstsze przyjęcia w Koziej Twierdzy nabrały większego rozmachu, a podarunki najmłodszego królewskiego syna dla śródlądowych książąt i szlachty były jeszcze bardziej szczodre. * * * Już po południu Brus znalazł się w izdebce nad stajniami. Zamierzałem go zatrzymać w swojej komnacie, chciałem się nim opiekować, ale wyszydził ten pomysł. Sama Lamówka dopilnowała przygotowania jego izby, co także wywołało niezadowolone pomruki królewskiego koniuszego, choć kazała tylko napalić w kominku, przynieść świeżej wody, wywietrzyć pościel, a potem zamieść podłogę i wysypać ją świeżymi ziołami. Na środku stołu płonęła jedna ze świec zrobionych przez Sikorkę. Świeży zapach żywicznej sosny przepędził smrodek stęchlizny. Brus narzekał, że przez to wszystko nie czuje się u siebie. Zostawiłem go, leżącego w łóżku, wspartego na poduszkach, z flaszką okowity pod ręką. Aż nazbyt dobrze rozumiałem, dlaczego musiał się pocieszać gorzałką. Kiedy pomagałem mu iść przez stajnie, mijaliśmy jeden pusty boks za drugim. Nie tylko koni brakowało: zniknęły także najlepsze ogary. Nie miałem odwagi zaglądać do sokołów, na pewno panowało tam podobne spustoszenie. Pomocnik szedł razem z nami, milczący, ale wyraźnie dotknięty. Jego wysiłki nie zostały nagrodzone nawet jednym słowem uznania, choć stajnie lśniły czystością, konie, które jeszcze zostały, wyszczotkowano do połysku, nawet puste boksy wyszorowano i wymyto. Pusta spiżarnia, nieważne jak piękna, nic nie pomoże głodnemu. Stajnie były dla Brusa domem i najdroższym skarbem. Zastał je bezlitośnie splądrowane. Poszedłem do stodół i zagród, gdzie zawsze zimowały najlepsze sztuki bydła. Tutaj także wyglądało, jakby przeszedł huragan. Zniknęły najlepsze byki. Z czarnych karakułów, które normalnie ledwo się mieściły w jednej zagrodzie, zostało tylko sześć owiec i jeden wcale nie najpiękniejszy baran. Nie wiedziałem dokładnie, co bywało onegdaj w innych zagrodach, ale zbyt wiele było pustych. Ze stodół ruszyłem do spichlerzy. Przed jednym z nich kilku mężczyzn ładowało na wóz worki ziarna. W pobliżu stały dwa inne wozy, już załadowane. Przyglądałem się przez chwilę, potem, gdy worki trzeba było ładować wyżej, zaproponowałem pomoc. Skorzystali chętnie i rozmawiali ze mną zupełnie otwarcie. Pomachałem im na do widzenia i wróciłem do zamku, zachodząc w głowę, z jakiej przyczyny cały spichlerz ziarna miał być barką wysłany aż nad Jezioro Smolne. Zdecydowałem, że przed powrotem do komnaty zajrzę jeszcze do Brusa. Wspiąłem się po wąskich schodach i z niepokojem zauważyłem, że drzwi stoją otworem. Obawiając się zasadzki, wpadłem do środka jak burza