To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

To jest trzeci paluch Półwyspu Peloponeskiego i tam zobaczymy ciekawy klasztorek. Wszyscy są na mostku i pomyślałem, że i pani pewno chętnie to zobaczy, więc przyleciałem. - recytował jednym tchem marynarz. - Bardzo dziękuję! Już lecę!. - zawołała Elżbieta Po opłynięciu przylądka Malea statek brał kurs na Pireus. I kto tylko mógł, wybiegał na pokład, bo miejsce to interesowało zawsze marynarzy i turystów. Brzeg przylądka był skalisty i położony wysoko nad powierzchnią morza 7. - Kapitanówna Najwprawniejsze oko i najostrzejsza lornetka nie mogła wypatrzeć ani kawałka takiego miejsca, które mogłoby być przystanią dla jakiejkolwiek jednostki morskiej. Maleńka zaś płaska dolina otoczona była półkoliście od jednego brzegu morza do drugiego bardzo wysokimi i stromymi górami Pośrodku doliny stał mały klasztorek, w którym widocznie chronili się ludzie uciekający od gwaru cywilizacji. - Tyle razy już tędy przepływałem. - irytował się bosman. - i nigdy nie udało mi się zobaczyć postaci ludzkiej A może tu już nikt nie mieszka?. - Na pewno mieszkają. - odpowiedział któryś z marynarzy.. - Mury świeżo bielone, a i ogródek widać, że pielęgnowany. - Ale z czego oni żyją i jak się można do nich dostać? -dziwił się inny. - Na pewno jest jakaś ścieżka przez te skaliste góry, tylko my nie możemy jej wypatrzyć. - dorzucił trzeci. - Tam na pewno nie pracują. - rozmarzył się ktoś. - Lepiej interesuj się tym, co jedzą. - powiedział bosman.. - Sam patrzysz już na zegarek, aby sprawdzić, czy nie czas na obiad. Tam takiego obiadku na pewno byś nie dostał. - Obiad dziś będzie trochę później, bo wszyscy zajęci oglądaniem przylądka. - powiedział Lewandowski.. - A nie wiecie przypadkiem, gdzie jest cieśla?. - Coś tam dłubie, jak zawsze. - Poradźcie mi, jak go zmusić, żeby naprawił kanalizację w kabinie numer jeden?. - Coś ty?. - z, irytował się steward załogowy.. - Inżynierowie przeprowadzający inspekcję mówili, że to można będzie zrobić dopiero na doku. - Ale może by przynajmniej prowizorycznie coś poradził. Przeprowadziłbym wtedy kapitanównę z dwójki. - Ten znów zaczyna bredzić. - roześmiał się bosman. - A żebyś pan wiedział!. - wykrzyknął rozgniewany Lewandowski.. - Wy nawet nie macie pojęcia, jakie to dobre dziecko, ta nasza kapitanówna. Dziś się dopiero naprawdę przekonałem. - No, pewno że nasza kapitanówna jest w dechę. - zawołał bosman.. - I wiesz pan co? Ona odczaruje ci tę twoją zakazaną kabinę. - Wolę nie ryzykować.. - Nagle rozjaśnił się.. - Już wiem!. - wykrzyknął radośnie. - Co?. - zaciekawili się koledzy. - Obiecam mu butelkę koniaku. - Komu?. Naturalnie że cieśli. Może na myśl o koniaku ruszy głową. - Czy ta noc nigdy się nie skończy?. - jęknęła Elżbieta odwracając się na drugi bok Letnia noc jest krótka i w rzeczywistości kończy się szybko, ale udręczonej dziewczynie wydawało się, że ciągnie się w nieskończoność. Zdążyła już obmyślić wiele sposobów zemsty na Jurku. Ale wszystkie projekty zostały odrzucone, jako zupełnie niedorzeczne. - Pozostaje tylko as. - westchnęła w końcu z rozpaczą i wtuliwszy twarz w poduszkę rozpłakała się A kiedy wreszcie zasnęła zmęczona płaczem, przyśnił się jej okropny Turek. W jakiś dziwny sposób postać ze snu kojarzyła się ze sprawami czekającymi na nią u kresu podróży Chyba nie starczy mi siły i odwagi na to wszystko. - pomyślała bezradnie.. - A może lepiej machnąć ręką i wcale nie zaczynać? Ale w tej chwili przypomniało się jej zdanie z ostatniego listu Janusza. "Uważam, że podejmujesz się rzeczy bardzo trudnej i z całą pewnością przerastającej twoje siły". - i to ją otrzeźwiło Przewracając się z boku na bok, doczekała rana Odświeżona kąpielą, starannie ubrana i uczesana ruszyła w stronę jadalni. W wąskim korytarzu natknęła się na ojca, który wracał ze śniadania. - Dzień dobry, malutka. Jak samopoczucie?. - zapytał serdecznie, obejmując ją ramieniem. - Dobrze, doskonale się czuję. - odparła szybko, odwracając się, aby ojciec nie wyczytał prawdy z jej twarzy. - No to świetnie. Głowa do góry. Świat jest taki piękny, życie przynosi tyle miłych chwil, że nie warto się niczym martwić. Elżbieta spojrzała uważnie w twarz ojca i ogarnęło ją wzruszenie. Ojciec nie umiał kłamać. Wiedziała już, że nie uwierzył w jej zapewnienie o świetnym samopoczuciu i że pełne optymizmu zdania wygłosił zupełnie bez przekonania. Martwił się tak samo jak ona, ale tak samo jak ona nie chciał tego po sobie pokazać. Przytuliła głowę do jego ramienia i czule pogłaskała po rękawie kurtki. - Co masz zamiar dziś robić?. - zapytał rzeczowo kapitan, aby otrząsnąć się z przykrego uczucia bezradności