To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

.. Z czego się pan śmieje? Pan: Z tego, z czego zawsze będę się musiał śmiać tak jak i ty, ilekroć sobie przypomnę księżyka na widłach mężowskich. Kubuś: Owóż w niedługi czas po tej przygodzie (doszła ona do uszu mego ojca, który uśmiał się również) zaciągnąłem się do wojska... Po chwili milczenia czy też kaszlu Kubusia (powiadają jedni) lub skoro obaj uśmieli się do syta (powiadają drudzy), pan zwracając się do sługi rzekł: - A twoje amory? - Kubuś potrząsnął głową i nie odpowiedział. - W jaki sposób człowiek rozumny, obyczajny, który chce uchodzić za filozofa, może szukać zabawy w opowiadaniu bezwstydnych bajeczek? - Po pierwsze, czytelniku, to nie bajeczki, to historia, kiedy opowiadam figle Kubusia, nie czuję się bardziej winny, a może mniej niż Swetoniusz, kiedy wam przekazuje wyuzdania Tyberiusza. Mimo to czytacie Swetoniusza i nie czynicie mu tego zarzutu. Czemu nie marszczycie brwi przy Katulu, Marcjalu, Horacym, Juwenalu, Petroniuszu, La Fontainie i tylu innych? Czemu nie powiadacie stoikowi Senece: „Na co nam wiedzieć plugastwa twego niewolnika ze zwierciadłem?" Czemu jesteście pobłażliwi tylko dla zmarłych? Zastanówcie się nieco nad tą stronniczością, a ujrzycie, że rodzi się ona z jakowejś zdrożnej zasady. Jeśliście niewinni, nie będziecie mnie czytać, jeśli zepsuci, będziecie czytać bez szkody. A wreszcie, gdy to, co mówię, nie przekonywa was, otwórzcie przedmowę Jana Baptysty Rousse35 znajdziecie tam moją obronę. Kto z was ośmieliłby się potępić Woltera, iż napisał swóją. Prawiczkę36? Nikt. Macie zatem dwie miary dla sądzenia człowieka? - Ale - powiadacie - Prawiczka jest arcydziełem! - Tym gorzej; tym więcej czytać ją będą. - A twój Kubuś jest jeno niedołężnym nizaniem zdarzeń, prawdziwych, zmyślonych, spisanych bez wdzięku i sklejonych bez ładu. - Tym lepiej; mniej będą czytać mojego Kubusia. W którą bądź stronę się obrócisz, nigdzie nie masz słuszności. Jeśli mój utwór jest dobry, sprawi ci przyjemność; jeśli zły, nie wyrządzi szkody. Nie ma niewinni ej szej książki niż książka licha. Ot, spisują sobie dla rozrywki, pod przybranymi imionami, własne nasze błazeństwa; wasze głupstwa mnie śmieszą, was zaś moja książka złości. Czytelniku, jeśli mam rzec szczerze, uważam, że w tym wypadku z nas obu nie ja odgrywam brzydszą rolę. Jakże byłbym szczęśliwy, gdyby mnie równie łatwo było ubezpieczyć się od twego łajdactwa jak tobie od nudy i niebezpieczeństwa mej książki! Obłudniki przebrzydłe, odczepcie się ode mnie! Ob..iajcie37 sobie jak dzikie osły, 35 Jan Baptysta Rousseau (1671-1741) - imiennik późniejszego odeń Jana Jakuba, znaczną część swej sławy zawdzięczał sprośnym epigramom. 36 La Puce Ile - długi heroikomiczny poemat Woltera, będący parodią dziejów Joanny d'Arc, cieszył się wówczas we Francji niezmiernąpoczytnością i rozgłosem. 37 W oryginale foutre; brak potocznego a możliwego do użycia równoznacznika w języku polskim kazał tłumaczowi cofnąć się aż do dawnych wzorów: „Jest czas obłapiania, jest czas odchodzenia od obłapiania..." Eccl. III. 5. 104 ale pozwólcie, bym nazwał rzecz: o b.. i a ć; ja wam odpuszczam uczynki, wy mnie odpuśćcie słowo. Wymawiacie śmiało: zabijać, kraść, zdradzać, a tego nie śmiecie inaczej jak tylko półgębkiem! Zali im mniej wydzielacie rzekomych nieczystości w słowach, tym więcej zostaje wam w myśli? I cóż wam zrobiła czynność rozrodcza, tak naturalna, potrzebna i sprawiedliwa, aby wykluczyć jej miano z waszych rozmów i wyobrażać sobie, iż pokalała-by wasze usta, oczy i uszy? Doskonale! Wyrażenia najmniej używane, najrzadziej pisane, najściślej przemilczane, to te właśnie, które najlepiej są wiadome i najpowszechniej znane; toteż wyraz o b ł... nie mniej jest wam poufały jak słowo ch le b; żaden wiek nie jest go nieświadom, żadne narzecze nie jest go pozbawione; ma tysiąc synonimów w każdym języku, wciska się w każdy bez słów, bez głosu, bez znaku; ta zaś pleć, która praktykuje go najwięcej, najtroskliwiej zwykła go przemilczać. Słyszę znowu, jak wołacie: - Pfe, cynik! pfe, bezwstydnik! pfe, sofista!... - Śmiało, lżyjcie do syta czcigodnego autora, którego macie bez ustanku w rękach i którego jestem tu jeno tłumaczem. Swoboda stylu jest dla mnie niemal rękojmią czystości jego obyczajów: to Montaigne38. Lasciva est nobis pagina, vita próba. Kubuś i jego pan spędzili resztę dnia w milczeniu. Kubuś kaszlał, pan mówił: - Cóż za uparty kaszel! - Zaglądał na zegarek nie myśląc o godzinie, otwierał bezmyślnie tabakierkę i zażywał tabakę nie czując jej nawet, czego dowodem, iż powtarzał te czynności po kilka razy z rzędu w tym samym porządku. Za chwilę Kubuś kaszlał znowu, pan zaś powiadał: -Cóż za diabelski kaszel! Ale też lałeś w siebie to wińsko aż po samą grdykę! Wczoraj wieczór z tym sekretarzem takżeś sobie nie żałował; kiedyś przyszedł na górę zataczałeś się, nie wiedziałeś co gadasz; dzisiaj też zrobiłeś z dziesięć postojów i ręczę, że nie zostało ani kropli w bukłaku!... - Następnie mruczał przez zęby, spoglądał na zegarek i napychał dziurki od nosa. Zapomniałem ci powiedzieć, czytelniku, że Kubuś nie puszczał się nigdy w drogę bez bukłaczka napełnionego co najprzedniejszym; miał go stale u łęku przy siodle. Ilekroć pan przerwał jego opowieść przydługim pytaniem. Kubuś odczepiał bukłaczek, pociągał stateczny łyk i wieszał go na zwykłym miejscu aż wówczas, kiedy pan przestał mówić. Zapomniałem również rzec, iż w okolicznościach, które wymagały namysłu, pierwszym jego ruchem było zasięgnąć rady bukłaczka. Czy trzeba było rozstrzygnąć kwestię natury moralnej, przedyskutować fakt, wybrać z dwóch dróg jedną, zacząć, poprowadzić albo też porzucić jakąś sprawę, zważyć pożytki lub szkody akcji politycznej, spekulacji handlowej lub finansowej, słuszność lub niedorzeczność prawa, losy wojny, wybór gospody, izby, łóżka, pierwszym jego słowem było: „Poradźmy się bukłaczka." Ostatnim zaś: „Takie jest zdanie bukłaczka i moje." Skoro los wzbraniał się wyraźnie doń przemówić, tłumaczył go sobie bukłaczkiem; był to rodzaj przenośnej Pytii, milknącej natychmiast, skoro była próżna. W Delfach Pytia, siedząc z podniesionymi kieckami gołym zadkiem na trójnogu, czerpała natchnienie z dołu do góry; Kubuś na koniu, z głową ku niebu, z odkorkowanym bukłaczkiem i szyjką nachyloną do ust, czerpał natchnienie z góry ku dołowi. Kiedy Pytia i Kubuś głosili swe wyrocznie, oboje byli pijani. Twierdził, iż Duch Święty zstąpił na apostołów w formie flaszy: nazywał Zielone Świątki świętem Flaszy