To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
.. Dlaczcgo? Człowiek w pościeli jęknął z wysiłku i bólu. Od- powiadał jednak chętnie: - Mnie uwięził wójt. Rok temu. Zamknęli mnie w tej oborze, która wygląda na kryjówkę dla specjal- nych więźniów. Myślę, że wielu tam już siedziało. Mnie wzięli dlatego, że przewodziłem powstaniu. Wójt nie mógł znieść, że chodzę na wolności. Villemo natomiast... Eli, która widziała, że choremu zasycha w gardle, podała mu kubek. Pił długo i łapczywie. - Później dostanie pan coś mocniejszego - obiecał Mattias. - Coś, co pobudza krążenie krwi. Skaktavl sprawiał wrażenie, jakby mu to przypadło do gustu. Westchnął z zadowoleniem i mówił dalej: - Villemo uwięził Woller. On i wójt współpracują. - Tak jak myśleliśmy - mruknął Kaleb. - Woller to stara świnia - powiedział Skaktavl z niesmakiem. - Ma otwór w ścianie, przez który podgląda swoich więźniów. Myślę, że oni się mnie pozbyli, bo między mną a Villemo nie zdarzyło się nic, co by ich podniecało. - A to... - zaczął Kalcb wzburzony, lecz opanował się. - Więc pan myśli, że Dominik także jest teraz w tej oborze? - Nic o tym nie wiem, ale to bardzo możliwe. Proszę mi powiedzieć, doktorze - zwrócił się do Mattiasa. - Jaki jest mój stan? Niklas przez cały czas trzymał swoje uzdrawiające ręce na okaleczonych miejscach. Mattias oparł dłoń na ramieniu swojego kuzyna. - Z ludzkiego punktu widzenia powinien pan umrzeć już w chwili upadku, panie Skaktavl. Wygląda jednak, że jest pan zrobiony z twardego materiału. I ma pan szczęście, w nie byle jakie ręce pan trafił. Zajmuje się panem jeden z uzdrowicieli Ludzi Lodu! Bardzo niewielu się takich urodziło. Ostatnim był mój pradziad, legendarny Tengel. Niklas jest jego praprawnukiem. Skaktavl uśmiechnął się z zażenowaniem: - Dumny jestem, że mam ten honor. Ale i pan także, doktorze Meiden, potrafi co nieco? Mattias o ciepłych oczach wyglądał na zaskoczone- go. - Oczywiście odzicdziczyłem różne formułki, takie tam hokus, pokus, to prawda. Ale ja sam jestem zwyczajnym śmienelnikiem, bez nadprzyrodzonych zdolności. - O, gorące serce to cecha też nie do pogardzenia. Dziękuję panu za opiekę. Czuję się teraz naprawdę dużo lepiej. Marit zapraszała nieśmiało: - Gdyby państwo byli tak uprzejmi, to chciała- bym... na małą przekąskę... - Ależ to nie... - zaczął Mattias. Powstrzymał się jednak. Zobaczył oczy Jespera jaśniejące z dumy, że może zaprosić państwa z Grastensholm na mleko, pszenne suchary i domowej roboty piwo, zobaczył Larsa usadzającego gości, Marit przestraszoną, że mogliby odmówić. I przypomniał sobie tamten dzień, kiedy po raz pierwszy spotkał sw ukochaną żonę, Hildę, w domu hycla. To, że częstowała go ciastkami, które zostały od Bożego Narodzenia, te pięknie zdobione ciastka, i zmienił zamiar. - Dziękujemy - powiedział. - Serdecznie dziękuje- my. Na pewno będzie nam smakować. A potem przeniesiemy pana Skaktavla do Grastensholm. Tam dostanie silniejsze lekarstwa i opatrzymy mu jak trzeba wszystkie rany. Usiedli. Lars i Jesper przycupnęli na brzegu łóżka i patrzyli, czy wszystko jest jak należy. Mała Elisa wciąż jeszcze dokazywała na swoim posłaniu, w końcu Lars wziął ją na kolana. Marit posłała mu surowe spojrzenie lecz milczała. To w czasie posiłku Niklas powiedział coś, co miało doprowadzić ich do rozwiązania zgadki: - Rozpadliny... Widok na leżące w dole Eng? Wszyscy pogrążyli się w domysłach. - Nie ma żadnych jarów ani rozpadlin w tamtej okolicy - oświadczył Mattias. - Powiedzcie mi - ciągnął dalej Niklas. - Wol- lerowie przecież nie zawsze mieszkali tam gdzie teraz. Skąd oni pochodzą? Do rozmowy wmieszał się Jesper: - Skąd się wzięli wtedy, gdy podstępem odebrali gospodarstwo Svartskogenom? Ja wiem, bo mi jeden ze Svartskogenów mówił. Oni pochodzą z Moberg. Wszyscy zwrócili się ku Jesperowi, który zarumienił się z przejęcia i zadowolenia, że go słuchają. I że może się przydać! - Moberg? - zastanawiał się Kaleb. - Czy w tamtej okolicy są rozpadliny? Mattias starał się coś sobie przypomnieć. - Wzgórza w każdym razie są i wyższe, i bardziej strome niż u nas. - O, tak. Tam są i okropnc urwiska, i rozpadliny - powiedziała Marit. - Moja ciotka mieszkała w tamtych stronach i jak byłam mała, to chodziłam tam na jagody. - Przecież szukaliśmy w Moberg - wtrącił Mattias. - I nic nie znaleźliśmy. I żadnych urwisk po drodze z Eng do Moberg nie ma. - Ale góry, dalej na zachód? - podpowiadała Eli. - Może tam? Tam nie ma żadnych dróg. - To właśnie o tej okolicy ja mówię - rzekła Marit z przejęciem. - Tam dalej to są prawdziwe górskie ściany. O... Poczekajcie! Przyglądali jej się z uwagą. - Moja ciotka powiedziała kiedyś... Muszę sobie przypomnieć. Tak, pokazywała w stronę wzgórz. My byłyśmy wtedy na szczycie