To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Wychowałam już jednego chłopca i to wystarczy. Nie zamierzam brać sobie więcej takiego kłopotu na głowę. Nigdy nie przepadałam za dziećmi. Mówisz, że Maria Garland miała brata w Manitobie? W takim razie napiszemy do niego, że musi się zająć siostrzeńcem. — Jak to zrobimy, mamusiu, jeśli nikt nie zna jego adresu? — sprzeciwił się tatuś, z żalem spoglądając na rozkoszne, roześmiane dziecko. — Dowiem się jego adresu, nawet gdybym miała dawać ogłoszenia w gazecie — odparła mamusia. — Jeśli zaś chodzi o ciebie, tatusiu Sloane, to powinieneś trafić do domu wariatów. Na następnej licytacji pewnie kupisz sobie żonę? Tatuś był zdruzgotany tą krytyką. Wziął krzesło i usiadł do kolacji. Mamusia wzięła dziecko i usiadła u szczytu stołu. Mały Tadzio śmiał się i szczypał ją w policzki. Mamusia była ponura, ale nakarmiła go z taką zręcznością, jakby ostatni raz nie robiła tego przed trzydziestu laty. Cóż w tym dziwnego? Kobieta, która raz nauczy się być matką, nigdy tego nie zapomina. Po herbacie mamusia posłała tatusia do Williama Aleksandra, żeby pożyczył wysokie krzesełko do karmienia dziecka. Tatuś wrócił o zmierzchu. Dziecko znów siedziało zagrodzone na sofie, a mamusia chodziła po strychu. Znosiła dla Tadzia na dół kołyskę, w której spał kiedyś jej syn, i wstawiła do pokoju. Potem rozebrała dziecko i kołysała, dopóki nie usnęło, nucąc mu stare kołysanki. Tatuś Sloane siedział w milczeniu i słuchał. Obudziły się w nim miłe wspomnienia dawnych dni, kiedy on i mamusia byli jeszcze młodzi i dumni, a noszący dzisiaj baczki William Aleksander był takim samym chłopczykiem z loczkami na głowie, jak ten. Mamusia nie musiała szukać brata pani Garland przez ogłoszenia. On sam przeczytał w gazecie o śmierci siostry i napisał do Carmody, z prośbą o dokładniejsze informacje. List przekazano mamusi i mamusia na niego odpowiedziała. Napisała, że wzięli dziecko, ale nie mają zamiaru go wychowywać, i spokojnie spytała jego wujka, co z nim będzie. Potem zakleiła i zaadresowała kopertę, ale kiedy skończyła, spojrzała na tatusia Sloane’a, siedzącego w fotelu z dzieckiem na kolanach. Tych dwoje doskonale się bawiło. Tatuś zawsze miał słabość do dzieci. Wyglądał o dziesięć lat młodziej. Oczy mamusi złagodniały, kiedy tak się mu przyglądała. Odpowiedź przyszła szybko. Wujek Tadzia pisał, że ma szóstkę własnych dzieci, mimo to chętnie przyjmie siostrzeńca pod swój dach. Ale nie może po niego przyjechać. Wiosną Jozjasz Spencer z Białych Piasków przyjedzie do Manitoby. Gdyby państwo Sloane mogli zatrzymać dziecko do tego czasu, to Spencerowie mogliby je przywieźć do wujka, o ile wcześniej nie trafi się jakaś okazja. — Nie będzie żadnej okazji — powiedział tatuś Sloane z zadowoleniem. — Niestety, nie! — powiedziała mamusia Sloane zgryźliwie. Mijały kolejne zimowe dni. Mały Tadzio rósł i rozwijał się. Tatuś Sloane przepadał za nim. Mamusia też była dla niego dobra. Tadzio darzył ją tak samo silnym uczuciem, jak tatusia. Kiedy pojawiły się pierwsze oznaki nadchodzącej wiosny, tatuś popadł w depresję. Czasem ciężko wzdychał; szczególnie gdy usłyszał coś o wyjeździe Jozjasza Spencera. Pewnego ciepłego wieczora przyszedł Jozjasz Spencer. Mamusia robiła spokojnie na drutach, tatuś drzemał nad gazetą, a dziecko bawiło się z kotem na podłodze. — Dobry wieczór, pani Sloane — powiedział Jozjasz radośnie. — Przyszedłem w sprawie tego młodego mężczyzny. Wyjeżdżamy w następną środę. Niech go pani przyprowadzi w poniedziałek albo wtorek, żeby się trochę do nas przyzwyczaił i… — Och, mamusiu — zaczął tatuś błagalnie, wstając z fotela, ale mamusia osadziła go wzrokiem. — Siadaj, tatusiu — powiedziała. Tatuś usiadł; był nieszczęśliwy. Potem mamusia popatrzyła na pełnego uśmiechów Jozjasza, budząc w nim takie poczucie winy, jakby go przyłapała na kradzieży owiec. — Jesteśmy panu bardzo wdzięczni, panie Spencer — powiedziała mamusia lodowatym głosem — ale to nasze dziecko. Kupiliśmy je i zapłaciliśmy gotówką. Słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Skoro już zapłaciłam za dziecko, chcę mieć w zamian to, co mi się należy. Zatrzymamy to dziecko, choćby miało nie wiem ilu wujków w Manitobie. Czy wyrażam się jasno, panie Spencer? — Oczywiście, oczywiście — przytaknął biedak, czując się jeszcze bardziej winnym. — Ja tylko myślałem, że go nie chcecie… Sądziłem, że pisaliście do jego wujka… Myślałem… — Na pańskim miejscu nie myślałabym tyle — powiedziała mamusia uprzejmie. — To ciężka praca. Napije się pan herbaty? Ale Jozjasz nie chciał zostać. Był zadowolony, że uratuje resztki swojej godności. Tatuś Sloane wstał i podszedł do krzesła, na którym siedziała mamusia. Położył drżącą dłoń na jej ramieniu. — Jesteś dobrą kobietą, mamusiu — powiedział cicho. — Można ze mną wytrzymać, tatusiu — powiedziała mamusia. X ZALOTNIK POLCI STRONG Tamtego wieczora nie mogłam pójść na spotkanie modlitewne, bo miałam nerwoból w twarzy, ale Tomasz poszedł. Ledwie wrócił do domu, po ogniku w jego oczach poznałam, że przynosi jakieś nowiny. — Jak sądzisz, kogo Szczepan Clark odprowadził do domu po dzisiejszym spotkaniu? — spytał, chichocząc. — Jankę Mirandę Blair — odparłam szybko. Żona Szczepana Clarka zmarła dwa lata temu, ale dotąd nikt nie zauważył, żeby Szczepan zwracał uwagę na jakąś kobietę. Mimo to całe Carmody swatało go z Janka Mirandą i doprawdy nie potrafiłabym powiedzieć, dlaczego mu ona nie odpowiada, chyba tylko z tego powodu, że mężczyzna, kiedy się chce żenić, nigdy nie robi tego, czego się po nim spodziewają. Tomasz znów zachichotał. — Pudło. Podszedł do Polci Strong i wyszedł razem z nią. Stara miłość nie rdzewieje. — Polcia Strong! — Uniosłam ręce do góry. Potem się zaśmiałam. — Niepotrzebnie robi sobie nadzieję — powiedziałam. — Dwadzieścia lat temu Emmelina zdławiła ten romans w zarodku i znów to zrobi. — Emmelina to stara wariatka — burknął Tomasz. Nigdy nie lubił Emmeliny Strong. — Jest wariatką — zgodziłam się — i dlatego robi z biedną Polcią wszystko, co tylko zechce. Zapamiętaj moje słowa. Kiedy się o tym dowie, zaraz z tym skończy. Tomasz przyznał, że pewnie mam rację. W nocy długo nie mogłam zasnąć, myśląc o Polci i Szczepanie. Zazwyczaj nie zawracam sobie głowy sprawami innych ludzi, ale Polcia jest takim bezradnym stworzeniem; nie mogłam przestać o niej myśleć. Dwadzieścia lat temu Szczepan Clark próbował się spotykać z Polcią Strong. To było niedługo po śmierci ojca Polci. Mieszkały z Emmeliną tylko we dwie. Emmelina miała trzydzieści lat (dziesięć lat więcej od Polci). Trudno sobie wyobrazić siostry tak do siebie niepodobne, jak Emmelina i Polcia Strong. Emmelina jest podobna do ojca — potężna, śniada i nieładna. Ziemia nigdy nie nosiła osoby bardziej władczej od Emmeliny. Trzymała biedną Polcię żelazną ręką. Polcia była ładną dziewczyną — przynajmniej większość ludzi tak uważa. Mnie się ten typ urody nigdy nie podobał. Wolę ludzi mających w sobie więcej życia