To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Przeszkody, wiecznie jakieś przeszkody. Wzięła sobie urlop dydaktyczny, żeby nie mieć żadnych zajęć i móc wreszcie skończyć książkę, nad którą pracowała przez ostatnie osiem lat, a teraz okazuje się, że musi odpowiadać na jakieś głupie pytania. – Dobrze, poświęcę im piętnaście minut. – Obawiam się, że będą chcieli trochę więcej – stwierdził dziekan. – Już do pani idą. Świetnie. Waltraude wstała i przeciągnęła się, rozprostowując bolące od ślęczenia nad mikroskopem plecy, i rozejrzała się po swoim biurze. Ze słów dziekana wywnioskowała, że może spodziewać się więcej niż jednej osoby. Będą chcieli gdzieś usiąść, a oba krzesła zawalone są papierami. Niektórzy uważali, że trzymanie wokół siebie takich ilości papieru jest staromodne, ale ona sama była – jak wciąż powtarzała – staromodna. Dlatego zresztą zajęła się badaniem historii starożytnej. Podniosła jeden stos papieru i właśnie rozglądała się, gdzie by go położyć, gdy rozległo się pukanie do drzwi. – Proszę wejść – powiedziała, po czym odwróciła się i zobaczyła dwóch mężczyzn i dwie kobiety, których wygląd ją przeraził. Sprawiali wrażenie, że powinni mieć na sobie mundury, choć byli w cywilnych strojach. – Przepraszam, że pani przeszkadzamy – odezwała się jedna z kobiet – ale czy pani wie coś na temat Teksasu? * * * Trzy godziny później wciąż jeszcze mówiła, a oni nagrywali jej odpowiedzi i zadawali kolejne pytania. Nie była już przestraszona, ale wciąż nie miała pojęcia, dlaczego tu przyszli. – Tak naprawdę powinniście zapytać o to profesora Lemona – powiedziała w końcu. – To on prowadził większość badań na temat relacji płci w Ameryce Północnej tamtych czasów. – Profesor Lemon zginął w zeszłym tygodniu w wypadku drogowym – poinformowała ją kobieta. – No cóż... – Waltraude wbiła w kobietę wzrok, którym zazwyczaj wyciągała z magistrantów prawdę. – Kiedy zamierzacie mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? – Kiedy dotrze pani do dowództwa sektora VII – odpowiedziała kobieta z uśmiechem, który wcale jej nie uspokoił. – Jest pani naszym najlepszym ekspertem od historii Teksasu i chcemy panią zachować przy życiu. – Ale moje źródła... – powiedziała Waltraude, wskazując na panujący w biurze bałagan. – Moja książka... – Wszystko zabierzemy – obiecała kobieta. – Będzie pani miała również dostęp do materiałów profesora Lemona. Lemon od lat odmawiał jej udostępnienia swojej kopii książki Molly Ivins, której Waltraude nigdy nie była w stanie zdobyć przez sieć bibliotek. Odmówił nawet wtedy, gdy zaproponowała mu w zamian kostkę z archiwami z trzydziestu lat działalności wiejskiej gazetki z Oklahomy. Dostęp do materiałów Lemona? – Kiedy wyjeżdżamy? – zapytała. ROZDZIAŁ TRZYNASTY Dowództwo sektora VII – Admirał chce panią zobaczyć – powiedział pepek. Esmay podniosła wzrok znad listy. Co tym razem zrobiła? – Już idę – odpowiedziała, zmuszając się do uśmiechu; ponura mina w niczym jej nie pomoże. W sekretariacie admirała Hornana urzędnik skłonił się jej z poważną miną i wcisnął klawisz na biurku. – Proszę wejść, poruczniku Suiza. A więc sprawa jest poważna, a ona nadal nie ma pojęcia, co się dzieje. Zrugali ją już za wszelkie możliwe przewinienia, czego jeszcze od niej chcą? – Porucznik Suiza na rozkaz, sir – odpowiedziała spokojnie na spojrzenie admirała Hornana. – Spocznij, poruczniku. Przykro mi to mówić, ale mam dla pani złe wieści. Dostaliśmy przekazaną ansiblem prośbę pani ojca o udzielenie pani natychmiastowego urlopu. Zmarła pani prababka. Esmay poczuła, jak uginają się pod nią kolana. Czyżby staruszka... wiedziała? Łzy napłynęły jej do oczu. – Proszę usiąść, poruczniku. – Usiadła na wskazanym miejscu, czując zamęt w głowie. – Napije się pani herbaty? Kawy? – Nie, dziękuję, sir. To... zaraz mi przejdzie. – Już jej przeszło; oddzielała ją od świata przezroczysta tarcza. – Pani ojciec wspomniał, że była pani bardzo przywiązana do swojej prababki. – Tak jest, sir