To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Chcę usłyszeć od ciebie całą prawdę - nalegała Joan. - A więc powiem ci prawdę - szepnęła Cassi. - Nie sądzę, żebym to ja sama wstrzyknęła sobie dodatkową dawkę insuliny. Tę dawkę zaaplikował mi ktoś inny. - Przypadkowo? Przez pomyłkę? - Bynajmniej - zupełnie rozmyślnie. Joan przyglądała się z uwagą przyjaciółce. Ze stwierdzeniem, że w szpitalu może stać się pacjentowi krzywda spotykała się już wcześniej, ale po raz pierwszy usłyszała o tym od przyjaciółki. - Jesteś tego pewna? - zapytała. - Po tym, co przeszłam ostatnio, trudno jest być pewnym czegokolwiek. - Kto więc - twoim zdaniem - mógł to uczynić? Przysłaniając usta dłonią, Cassi wyszeptała: - Myślę, że to zrobił Thomas. Joan była wstrząśnięta. Nie lubiła Thomasa, ale to, co usłyszała, trąciło czystą paranoją. Nie wiedziała jak zareagować. Było oczywiste, że Cassi potrzebowała pomocy psychiatry, a nie rady przyjaciółki. - Dlaczego podejrzewasz Thomasa? - zapytała w końcu. - Gdy obudziłam się wtedy w środku nocy, poczułam zapach jego wody toaletowej. Gdyby Joan żywiła choć najmniejszą obawę, że Cassi jest schizofreniczką, nie podejmowałaby z nią żadnej dyskusji, była jednak głęboko przekonana, iż jej przyjaciółka jest osobą zupełnie normalną, która znalazła się w ekstremalnej sytuacji. Czuła, że nie powinna jej pozwolić na konstruowanie opartego na fałszywych przesłankach stosunku do otoczenia. - Moim zdaniem, Cassi, zapach wody kolońskiej jest bardzo mizernym dowodem winy. Cassi próbowała jej przerwać, ale Joan poprosiła, żeby pozwoliła jej skończyć. - Uważam, że po prostu mieszasz swoje koszmarne sny z rzeczywistością. - Joan, wierz mi, brałam tę możliwość pod uwagę. - Jak wiadomo - ciągnęła Joan - reakcja po nadmiarze insuliny wywołuje koszmary - wiesz o tym lepiej niż ja. Sądzę, że przeżyłaś stan ostrej psychozy. Znajdowałaś się w stanie wielkiego napięcia psychicznego, spowodowanego operacją oka i nieoczekiwaną śmiercią Roberta. Jest całkiem możliwe, że w tym stanie zrobiłaś sobie zastrzyk, po czym miałaś halucynacje, które teraz traktujesz jako rzeczywistość. Cassi słuchała uważnie. Faktycznie, w przeszłości miała niejednokrotnie kłopoty z oddzieleniem snów wywołanych insuliną od rzeczywistości. - Ciągle jednak nie mogę uwierzyć, żebym to ja sama mogła przedawkować sobie insulinę - powiedziała. - To mogła być zupełnie normalna dawka. Po prostu wtedy pomyślałaś, że jest już czas na wieczorny zastrzyk. Było to dość przekonujące wyjaśnienie, łatwiejsze do zaakceptowania niż myśl, że Thomas chciał ją zabić. - W tej chwili - ciągnęła Joan - martwię się o to, czy depresja już ci minęła. - Niezupełnie, głównie z powodu Roberta. Powinnam być szczęśliwa, że operacja oka okazała się tak pomyślna, ale w tych warunkach nie bardzo potrafię. Mogę cię jednak zapewnić, że nie mam skłonności samobójczych. Poza tym zabrano mi moją insulinę. - Wierzę ci - oświadczyła Joan podnosząc się z krzesła. Teraz była już przekonana, że Cassi nie ma żadnych zadatków na samobójcę. - Niestety, muszę już iść, czekają mnie konsultacje. Uważaj na siebie i dzwoń do mnie w razie potrzeby. Obiecujesz? - Obiecuję - odparła Cassi. Uśmiechnęła się do Joan: była z pewnością dobrą przyjaciółką i równie dobrym lekarzem. Ufała jej. - Czy ta pani jest psychiatrą? - zapytała jedna ze współmieszkanek Cassi. - Tak - odrzekła Cassi - podobnie jak ja, ale ma o wiele większe doświadczenie. Kończy swój staż wiosną. - Czy ona podejrzewa panią o obłęd? - dopytywała się kobieta. Pytanie, które padło, nie było całkowicie pozbawione sensu, myślała Cassi. Joan musi ją podejrzewać o przejściową utratę zmysłów. - Ona uważa, że znajduję się w stanie szoku - stwierdziła Cassi. Eufemizm łatwiej przeszedł jej przez gardło. - Sądzi, że mogłam w tym stanie zrobić sobie krzywdę. Mam prośbę: jeśli zacznę robić coś od rzeczy, wezwijcie natychmiast pielęgniarkę, dobrze? - Proszę się nie martwić: będę krzyczała na cały głos