To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
I z podobnym jak u braci Marx natychmiastowym zdystansowaniem siê wobec tematu, Mistrz odpowiada: ,,¯ywop³ot w g³êbi ogrodu." „Kim zaœ, jeœli wolno mi spytaæ, jest cz³owiek, który urzeczywistnia w sobie tê prawdê?", indaguje niepewnie nowicjusz. Groucho uderza go kijem w ramiê i odpowiada: „Z³otoskórym lwem." Przy pierwszej lekturze zdawa³o mi siê to tylko daj¹cym mgliœcie do myœlenia nonsensem. Teraz by³o to jasne jak s³oñce, nieodparte jak system Euklidesa. To oczywiste, ¿e Cia³o Dharmy Buddy jest ¿ywop³otem w g³êbi ogrodu. A zarazem, i w nie mniej oczywisty sposób, by³o 12 \ ono tymi kwiatami, by³o wszystkim co jaŸñ — czy raczej b³ogos³awiona nie-jaŸñ uwolniona na chwilê z mojego d³awi¹cego uœcisku — zechcia³a obdarzyæ spojrzeniem. Na przyk³ad, ksi¹¿kami, wype³niaj¹cymi szczelnie mój gabinet. Podobnie jak kwiaty, przy ka¿dym moim spojrzeniu rozb³yskiwa³y ¿ywszymi barwami, g³êbszym sensem. Ksi¹¿ki czerwone niczym rubiny; ksi¹¿ki szmaragdowe; ksi¹¿ki oprawne w kremowy jadeit; ksi¹¿ki z agatu, akwamarynu. ¿ó³tego topazu; ksi¹¿ki z lapis lazuli o tak intensywnym, nasyconym wewnêtrznym sensem kolorze, ¿e zdawa³o siê, i¿ za chwilê ulec¹ z pó³ek, by bardziej natarczywie narzuciæ siê mojej uwadze. — A co z relacjami przestrzennymi? — pyta³ eksperymentator, kiedy przypatrywa³em siê ksi¹¿kom. OdpowiedŸ by³a trudna. To prawda, perspektywa wydawa³a siê jakaœ dziwaczna, a œciany pokoju wydawa³y siê ju¿ nie stykaæ pod k¹tem prostym. Ale nie te fakty by³y najwa¿niejsze. Najwa¿niejsze by³o to, ¿e relacje przestrzenne przesta³y odgrywaæ istotne znaczenie, a mój umys³ postrzega³ œwiat w kategoriach innych ni¿ przestrzenne. W normalnych sytuacjach oko stawia sobie takie problemy: Gdzie? — Jak daleko? — Jak coœ jest po³o¿one w relacji do czegoœ innego? Podczas doœwiadczenia z meskalin¹ zaimplikowane pytania, na które odpowiada oko s¹ innego rodzaju. Miejsce i odleg³oœæ przestaje byæ przedmiotem zainteresowania, Umys³ zaczyna postrzegaæ w kategoriach intensywnoœci egzystencji, g³êbi sensu, relacji w ramach okreœlonego wzorca. Widzia³em ksi¹¿ki, ale nie obchodzi³o mnie ich miejsce w przestrzeni. Zauwa¿y³em natomiast, wrêcz wry³o mi siê to w umys³, ¿e wszystkie rozb³yskiwa³y ¿ywym œwiat³em i ¿e niektóre z nich promieniowa³y wyrazistszym blaskiem. W tym kontekœcie po³o¿enie i trzy wymiary nie mia³y znaczenia. Nie znaczy to, oczywiœcie, by kategoria przestrzeni uleg³a zawieszeniu. Kiedy wsta³em i zacz¹³em przechadzaæ siê po pokoju, czyni³em to ca³kiem normalnie, nie myl¹c po³o¿enia obiektów. Przestrzeñ nadal istnia³a, tyle ¿e straci³a dominuj¹ce znaczenie. Umys³ zajmowa³ siê, przede wszystkim, nie miarami i po³o¿eniem, lecz istnieniem i sensem. Obojêtnoœci wobec przestrzeni towarzyszy³a jeszcze pe³niejsza obojêtnoœæ wobec czasu. — Zdaje siê, ¿e jest go ca³e mnóstwo — zdoby³em siê tylko na tak¹ odpowiedŸ, kiedy eksperymentator spyta³ mnie, co s¹dzê o czasie. 13 Ca³e mnóstwo, ale ile dok³adnie, nie mia³o najmniejszego znaczenia. Mog³em, oczywiœcie, spojrzeæ na zegarek; ale wiedzia³em, ¿e mój zegarek znajduje siê w innym wszechœwiecie. W aktualnym prze¿yciu doznawa³em, bez przerwy, poczucia nieokreœlonego trwania czy — mówi¹c inaczej — nieustannej teraŸniejszoœci, na któr¹ sk³ada³a siê jedna, ale podlegaj¹ca nieustannym przemianom apokalipsa. Eksperymentator skierowa³ moj¹ uwagê na meble. Na œrodku pokoju sta³ ma³y stolik na maszynê do pisania; za nim, patrz¹c z mojego punktu obserwacyjnego, znajdowa³ siê wiklinowy fotel, a w g³êbi biurko. Owe trzy meble tworzy³y zawi³y wzór linii poziomych, pionowych i przek¹tnych — wzór tym bardziej interesuj¹cy, ¿e nie by³ interpretowany w kategoriach relacji przestrzennych. Stó³, krzes³o i biurko tworzy³y kompozycjê, która przypomina³a jakieœ dzie³o Braque'a czy Juana Gris, martw¹ naturê jawnie odniesion¹ do œwiata obiektywnego, chocia¿ ukazan¹ bez g³êbi, bez ¿adnej próby fotograficznego realizmu. Spogl¹da³em na meble nie jak utylitarysta, który musi siadaæ na krzes³ach, pisaæ przy biurkach czy sto³ach, ani nie jak fotoreporter czy uczony obserwator, lecz jak prawdziwy esteta, którego interesuj¹ jedynie formy i ich relacje w zasiêgu wzroku albo w przestrzeni obrazu. Ale kiedy siê tak przygl¹da³em, ten czysto estetyczny obraz, wytwór kubistycznego oka, ust¹pi³ miejsca temu, czemu mogê nadaæ jedynie miano sakramentalnej wizji rzeczywistoœci. Znalaz³em siê z powrotem tam, gdzie by³em patrz¹c na kwiaty — ponownie w œwiecie, w którym wszystko rozb³yskiwa³o Wewnêtrznym Œwiat³em i posiada³o nieskoñczone znaczenie. Na przyk³ad, nogi krzes³a — có¿ za cudowna rurkowatoœæ, có¿ za nadprzyrodzona wypolerowana g³adkoœæ! Spêdzi³em kilka minut — a mo¿e kilka stuleci — nie tylko wpatruj¹c siê w te bambusowe nogi, co w istocie bêd¹c nimi — czy te¿ raczej bêd¹c w nich sob¹: albo, ¿eby byæ jeszcze precyzyjniejszym (bowiem takie byty jak „jaŸñ" czy „oni" nie uczestniczy³y w tym procesie) bêd¹c swoj¹ nie-jaŸni¹ w nie-jaŸni krzes³a. Zastanawiaj¹c siê nad swoim prze¿yciem muszê siê zgodziæ z wybitnym filozofem z Cambridge, dr C. D. Broadem, „¿e uczynilibyœmy dobrze rozwa¿aj¹c powa¿niej ni¿ dot¹d wysuniêt¹ przez Bergsona teoriê pamiêci i spostrzegania zmys³owego. Sugerowa³ on, ¿e funkcj¹ mózgu, uk³adu nerwowego i organów zmys³owych jest przede wszystkim tworzenie. Ka¿dy cz³owiek jest w ka¿dym momencie zdolny pamiêtaæ wszystko, co mu siê przydarzy³o i spostrzegaæ wszystko, co siê dzieje gdziekolwiek we wszechœwiecie. Funkcj¹ mózgu oraz uk³adu nerwowego jest chronienie nas przed przyt³aczaj¹cym, mog¹cym przyprawiæ o dezorientacjê wp³ywem tej masy w g³ównej mierze bezu¿ytecznej i nieistotnej wiedzy poprzez wy³¹czenie wiêkszoœci z tego, co w przeciwnym razie nieustanie spostrzegalibyœmy i zapamiêtywali oraz pozostawienie tylko bardzo ma³ego i szczególnego wycinka, który mia³by praktyczne znaczenie." Zgodnie z t¹ teori¹, ka¿dy z nas jest potencjalnie Wolnym Umys³em. Ale w tym stopniu, w jakim jesteœmy zwierzêtami, naszym celem jest przetrwanie za ka¿d¹ cenê. Aby umo¿liwiæ przetrwanie biologiczne, Wolny Umys³ musi ulec transformacji za poœrednictwem redukuj¹cego zaworu mózgu i uk³adu nerwowego. Skutkiem tej redukcji jest ledwie s¹cz¹cy siê bezwartoœciowy strumyczek takiej œwiadomoœci, która pozwala zachowaæ ¿ycie na powierzchni danej nam planety. W celu formu³owania i wyra¿ania treœci zredukowanej œwiadomoœci, cz³owiek wynalaz³ oraz nieskoñczenie rozbudowa³ owe systemy symboli i zawarte w nich filozofie, które nazywamy jêzykiem