To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Ludzie naprawdę wierni są w stanie zmienić świat. Ja mam stu takich ludzi, generale Cho. Wszyscy oni są lojalni wobec Bractwa. A moim najlepszym uczniem jest Lee. - Rozumiem waszą troskę o bezpieczeństwo, towarzyszu Terrek - odrzekł Cho, zaskoczony nagłą zmianą tonu Rosjanina. - Ale Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna określiła w tej dziedzinie procedury, którym jestem zmuszony się podporządkować. Muszę poinformować... Terrek podniósł rękę, przerywając generałowi w pół zdania. Cho poprawił się na krześle i mocno się zaciągnął. - Lee, wasz zespół wyrusza jutro rano, o piątej zero zero - powiedział Rosjanin do podpułkownika. - Agenci amerykańskiego wywiadu polują na mnie jak sępy. Aby zapewnić wam osłonę, ujawnię się w jakimś innym miejscu. Wierzę, że tylko wy możecie pokierować jednostką, która zrealizuje nasz cel. Razem podejmiemy szereg kroków, które złamią Amerykanów i rzucą ich na kolana. Lee uśmiechnął się. - Rozkaz wykonamy! - zapewnił. Generał Cho odłożył papierosa. - Towarzyszu Terrek, nie macie prawa podejmować takiej decyzji - zaprotestował. - Poinformuję o tym niezwłocznie... - Czy wam się naprawdę wydaje, że zdołacie mnie powstrzymać? - szydził Terrek. - Niepotrzebne mi wasze pozwolenie. Cho opuścił głowę, na jego czole pojawiły się kropelki potu. - Problem z wami i pozbawionymi woli tchórzami, którzy rządzą waszym pompatycznym krajem polega na tym, że boicie się poświęcić sprawie do końca, bez zastrzeżeń, bez oglądania się za siebie. Wy i wasi przełożeni siedzicie od pięćdziesięciu lat w tym żałosnym „raju pracujących” jak muchy na kupie gówna. Cho chciał się podnieść, ale jeden z gwardzistów Terreka stanął za nim i przytrzymał na krześle. - Jeszcze z wami nie skończyłem - ciągnął Terrek, pochylając się tak, że jego twarz znalazła się w odległości kilku centymetrów od twarzy Koreańczyka, następnie wyrwał mu z ust papierosa i rzucił na podłogę. - Wojen nie wygrywają najlepsi, ale ci, którzy potrafią być bezwzględni. Kiedy się widzi pierwszą oznakę słabości, trzeba chwycić człowieka za gardło. Musicie być gotowi poświęcić się całkowicie. Terrek wstał i złapał generała za gardło. - Nie mogę pozwolić, żeby ktokolwiek poznał moje zamiary, a zwłaszcza taki nędzny robak jak ty. I tak już za dużo powiedziałeś swoim przełożonym w Phenianie. W moim fachu tajemnica oznacza życie. To tak jak z dziurą w dnie łodzi. Jeśli chcesz dalej płynąć, nie możesz tolerować żadnego przecieku. Terrek zacisnął dłonie na gardle generała. Cho nie był w stanie się ruszyć. Kiedy wyglądał, jakby za chwilę oczy miały mu wyskoczyć z orbit, Rosjanin zwolnił uchwyt. Cho opadł na krzesło, łapczywie chwytając powietrze. Terrek poprawił sobie koszulę i odszedł na drugi koniec stołu. Dwaj strażnicy za jego plecami odsunęli się pod ścianę. Skinął na Lee, który szybko wybrał odpowiednią kombinację cyfr i otworzył walizkę. W środku znajdowała się koperta. Lee otworzył ją i odczytał znajdujący się w niej tekst. Potem bez wahania odwrócił swój karabin, nie zdejmując paska z ramienia, wycelował w Cho i pociągnął za spust. Głowa koreańskiego generała rozprysła się, bezwolne ciało osunęło się na podłogę. Wartownicy nawet nie drgnęli. Wszyscy stali nieruchomo, tylko ciało zastrzelonego generała drgało na białej podłodze. Obok leżał palący się jeszcze papieros, ale niebawem zgasł w powiększającej się kałuży krwi. Lee uśmiechał się szyderczo. Wkrótce rozpocznie się najważniejszy akt, myślał. Wreszcie znalazłem przywódcę, który ma dość odwagi, by wziąć przeznaczenie we własne ręce! Nasze działania szybko doprowadzą do upadku Stanów Zjednoczonych. Dzięki temu lata cierpień mojego narodu nabiorą sensu. - Uderzyliśmy już w Rzymie - mówił Terrek, uśmiechając się szeroko na myśl o swoim znakomitym planie. - Teraz na Zachodzie wywołamy następny, jeszcze większy szum, a potem uderzymy na Wschodzie. To zmyli Amerykanów co do naszych prawdziwych intencji. Ale broń, która zagwarantuje nam zwycięstwo, znajdziemy na Wschodzie. Ty zostaniesz moją prawą ręką, moim prawdziwym wyznawcą! - Niech żyje Bractwo! - krzyknął Lee. - Śmierć Ameryce! Rozdział szósty Ale strzeż się, potężny rzeźniku, ten, który przerazi się najbardziej, obmyje się do czysta w twojej krwi i wykąpie się w twojej posoce, a ty będziesz zniszczony. egipska Księga Uumarłych 12 listopada, godzina 11.00, Dolina Królów, Egipt To takie pasjonujące - wyszeptała Elizabeth. Jim z uśmiechem patrzył na kobietę, która od trzydziestu trzech lat była jego panną młodą