To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Zastosowałem się do jego wskazówek i natychmiast odnalazłem Rebekę. Czułem jej obecność, lecz pojawiła się jako niewyraźna postać na tle trójwymiarowej czerni. Widziałem obraz wielu równoległych linii, wychodzących za mną wprost z ziemi i zakrzywiającym się nade mną od lewej do prawej. Zacząłem widzieć obrazy i ruch w przestrzeni między nami. Potem straciłem ją z oczu. – Rebeka, jesteś tam jeszcze? – Tak, Bruce, nie ruszyłam się i jestem tam, gdzie byłam. ; Znów ujrzałem ją przez krótką chwilę i ponownie zobaczyłem między nami ruszające się obrazy. Za chwilę znowu straciłem ją z oczu. – Chyba tracę kontakt z tobą. Mam wrażenie, że jesteś tam, ale tyle się dzieje w przestrzeni między nami, że mi znikasz – powiedziałem. Przez całe to spotkanie znikała i pojawiała się na przemian, a między nami poruszały się obrazy. Kiedy później porównaliśmy telefonicznie notatki, zrozumieliśmy co się działo. – Demonstrowałam ci pracę z energią – wyjaśniła mi Rebeka. – To właśnie stąd te równoległe linie i obrazy. Z tego, co mówisz wynika, że przesunąłeś swą świadomość w tę energię i pracowałeś razem z nią. Wciąż jakoś nie rozumiałem o co chodzi w tym demonstrowaniu energii. Może mógłbym zrozumieć to lepiej, gdybym tylko obserwował, zamiast pracować razem z nią. Podczas tych ćwiczeń wielokrotnie nie potrafiliśmy stwierdzić, co zamierzamy robić, póki nie spotkaliśmy się niefizycznie. Wciąż miałem wątpliwości co do prawdziwości naszych niefizycznych spotkań. Decydując spontanicznie o tym, co będziemy robić gdy już się spotkamy niefizycznie, eliminowałem logiczne podstawy mojej niewiary. – Zadzwoniła dziś do mnie jakaś kobieta – powiedziała Rebeka podczas naszego kolejnego, niefizycznego spotkania – i poprosiła, żebym sprawdziła co się dzieje z jej ojcem. Chcę to zrobić. Chciałbyś pójść ze mną? – Pewnie, chodźmy, a ja nie będę się wtrącał, tylko obserwował – zaśmiałem się. Tym razem nie bawiliśmy się w przywódcę. Zamiast tego, po prostu wyraziłem zamiar bycia tam, gdzie Rebeka. Zmaterializowałem się obok niej w pokoju szpitalnym i tylko obserwowałem, jak podchodzi do mężczyzny, leżącego na łóżku. Był stary, miał może jakieś osiemdziesiąt lat. Rebeka stanęła obok jego łóżka i przez chwilę czekała aż ją zauważy. – Jak mogę ci pomóc? – zapytała. – Wiem, że niedługo umrę – powiedział. – Ale boję się. Nie wiem, czego mam się spodziewać, kiedy już umrę i nie wiem co robić. – Jeśli chcesz, możemy wybrać się razem w małą podróż – zaproponowała. – Myślę, że to ci może pomóc pokonać strach. – Dobrze – odparł. – Chcę. Cała nasza trójka przeniosła się do Parku, części Centrum Przyjęć w Focusie 27. Wylądowaliśmy w miejscu, które przypominało park miejski, lecz był to najpiękniejszy miejski park, jaki kiedykolwiek widziałem. Wzdłuż chodników, które wiły się pośród bujnej zieleni stały żelazne ławki z drewnianymi siedzeniami. Różnokolorowe kwiaty rosły na ślicznych klombach rozrzuconych tu i ówdzie. Było tam też kilka drzew, wysokich, rozłożystych i pięknych. Staliśmy na chodniku obok ławki, a nad nami wznosił się olbrzymi dąb czy też klon. Z naszego miejsca widzieliśmy spacerujących dwójkami i trójkami ludzi, roześmianych i radosnych. Czekaliśmy, póki starszy pan nie obejrzał sobie wszystkiego dokładnie. – To jest Park – wyjaśniła Rebeka. – Ludzie, których widzisz mieszkają tu. Kiedy umrzesz, przybędziesz właśnie tutaj. Będą tu ludzie, których znasz, przyjaciele i krewni, żeby cię powitać. – W porządku – odparł jakby w roztargnieniu. – Kiedy umrę, przyjdę do tego Parku i spotkam się z moimi przyjaciółmi, którzy odeszli przede mną. W porządku, to ma sens. Jak znajdę to miejsce, kiedy nadejdzie mój czas? – Musisz tylko wyobrazić sobie Park – powiedziała mu Rebeka. – Pamiętaj po prostu jak Park wygląda. Zapamiętaj drzewa, chodniki, ławki, w ogóle cokolwiek. Wtedy ta pamięć automatycznie przywiedzie cię do tego miejsca, a teraz chciałabym zabrać nas z powrotem do szpitala, jeśli nie masz nic przeciw temu. – W porządku – powtórzył. Ton jego głosu brzmiał tak, jakby rozmawiał z przewodnikiem wycieczki, jakby dowiadywał się o której jest odjazd i jaki jest następny przystanek. Jego głos był wyprany z emocji, a jednak zaciekawiony, nie było w nim też śladu strachu