To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
.. Młoty błyskawic uderzyły o mur twierdzy nad portem, a podwójny wybuch energii każdej z nich odbił się echem po łagodnym zboczu aż do portu. Pośród otulającej ich mgły statki Recluce sunęły w stronę nabrzeży handlowych, podczas gdy wszystkie oczy w Lydiarze skupiły się na burzach. Creslin raz jeszcze policzył kadłuby przycumowanych statków. Pięć, a on ma ledwo dość ludzi, żeby je obsadzić. Pokręcił głową. – Dobrze się czujesz, panie? – Thoirkel spojrzał na Creslina od swojego oddziału. Od czarnowłosego sternika biło rozczarowanie, że zatrzymano go w rezerwie. – Dość dobrze. – Dość dobrze, zważywszy, że w zasadniczy sposób odwrócił czarny ład. Dość dobrze, zważywszy twórcze wykorzystanie destrukcji. Dość dobrze, zważywszy... – Będziesz miał mnóstwo roboty – dodał. – Skoro tak mówisz, panie. Creslin raz jeszcze skręcił wichry i kolejny rząd błyskawic uderzył w wieże nowo zbudowanej twierdzy. – ...niech ciemność ich ocali... – Patrzcie na te statki! Ostrzeżenie padło z handlowego nabrzeża, kiedy Jutrzenka dobiła do brzegu, a jej załoga wyskoczyła na drewniane molo i rzuciła cumy. Żołnierze już roili się na trapach trzymasztowego hamoriańskiego brygu i nordłańskiego szkunera. – Piraci! – Brać tych gnojków! Wartownicy wywrzaskiwali swoje ostrzeżenia, ledwo słyszalne pośród grzmotów i szalejącej burzy. Brzdęk! Uwaga Creslina rozproszyła się na chwilę, kiedy w relingu za jego plecami utkwiła strzała. – Brać maga burzy! – Ruszaj! – rozkazał Creslin Thoirkelowi i oddziałowi w rezerwie. Mówiąc to, ukląkł za sterówką, chroniąc się przed hamoriańskimi łucznikami za grubymi deskami. Brzdęk! Wsunął się głębiej za sterówkę i usiłował utrzymać centrum burzy ponad białą twierdzą. Stojący nad jego głową Freigr i sternik skulili się za niską belką, która na wpół otaczała ster. Coraz więcej wrzasków, przekleństw i stłumionych odgłosów bitwy odbijało się echem wzdłuż nabrzeża, kiedy oddział wysłany na hamoriański statek pokonał garstkę łuczników. Creslin przesunął się do przodu, gdzie mógł widzieć wyraźniej. Na statku z Nordli, praktycznie pozbawionym załogi, zwycięska załoga już zaczynała szykować się do odwrotu. Na obu statkach Lydian załoga – przynajmniej niektórzy – najwyraźniej współpracowała z napastnikami. – Ufff... Brzdęk, brzdęk, brzdęk! – Dzięki... – Creslin spojrzał z pokładu na strzały, a potem na zatroskaną twarz Thorkeila. Odetchnął głębiej i zebrał się w sobie. – Lepiej być ostrożnym, panie. Jak może być ostrożny, kiedy jego umysł pracuje na wszystkie strony? Mimo to skulił się za nadbudówką, kiedy raz jeszcze skręcił burze. Deszcz smagał go po twarzy, a przerywane strugi wody zalewały nabrzeże. Na Jutrzenkę nie padały już żadne strzały, a Gryf został związany z nordlańskim statkiem. Dwa oddziały gnały ku sklepom zaznaczonym na mapach. Inne pędziły ku magazynom z ziarnem. Creslin wziął głęboki oddech, po czym wypuścił ciepłe wiatry, które niosły mgłę, ale trzymał się za osłoną sterówki. Wyczuwał, że biel przesuwa się w stronę portu. – Thoirkel, pójdziesz... Ognista kuła przedziurawiła niższy, nie zwinięty żagiel Jutrzenki. Creslin dotknął pasa, żeby się upewnić, iż miecz jest na swoim miejscu, po czym podszedł do relingu. W ulicy wiodącej w stronę mola pojawił się niewielki oddział białych wojowników. Za nimi widoczne były dwa punkty bieli, które Creslin raczej wyczuwał, niż widział. – Idziemy! – Tak jest, panie! Creslin pochwycił najbliższy fragment burzy, kierując ją na czoło nabrzeża i wojsko i równocześnie zbiegając po trapie. Thoirkel zdołał w jakiś sposób go wyprzedzić. Obok nich zasyczały następne kule ognia. Creslin mocniej szarpnął wichry i zimne powietrze zburzyło mu włosy. Zatoczył się, ale odzyskał równowagę, dobywając miecza, kiedy zbliżyli się do oddziału białych strażników. Jeszcze trzech ludzi Thoirkela wyskoczyło przed niego. – Oooo... Jeden z atakujących żołnierzy Recluce zachwiał się i upadł, a ognista kula zamieniła go w popiół. Creslin stłoczył siłę wichrów, tworząc przed sobą lej i rzucając grad kamieni w sam środek białych strażników. – Bierz... – Zabij tego srebrnego sukinsyna! Miecz Creslina ciął niemal automatycznie, kiedy cisnął kawałki lodu w białych magów. Biały strażnik zachwiał się i został odtrącony na bok przez Thoirkela. Ogniste kule mknęły teraz prosto w górę, jakby chciały stopić lodowe strzały siekące tylne szeregi białej straży. – Już... – wydyszał Thoirkel. Garstka białych strażników gramoliła się szeroką aleją pod górę, z dala od burzy. Creslin otrząsnął się i skupił uwagę na głównej burzy, zmuszając się do wzmocnienia spadających błyskawic. Dokoła niego leżały ciała. Ciała, które zawsze zdawały się mnożyć, kiedy działał. Znów zaczerpnął głęboko tchu i spojrzał na czarnowłosego dowódcę oddziału. – Wracamy na nabrzeże