To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Był słusznego wzrostu i proporcjonalnie zbudowany, ale wątły i chudy. Kolor jego skóry nie był bardzo ciemny, jaśniejszy od właściwego Indianom odcienia. Włosy miał niedługie - przykrywały mu tylko uszy. Ciemna broda starannie przystrzyżona, choć rzadka, twarz owalna i pogodna, o łagodnych oczach. Z całej jego postaci, ze spojrzenia przebijała łagodność, niekiedy powaga. Zwracał wielką uwagę na swą powierzchowność i był bardzo czysty. Każdego popołudnia zwykł był się kąpać. Miał wiele kochanek, cór szlachetnego rodu. Dwie księżniczki były jego prawowitymi małżonkami. Gdy się z nimi jednoczył, odbywało się to w takiej tajemnicy, że tylko kilka sług o tym wiedziało. Szaty i bieliznę, które wkładał, nosił tylko dwa lub trzy dni. Ponad dwustu kapitanów z jego straży przybocznej pełniło służbę w salach przylegających do jego komnat mieszkalnych. Nie wszystkim, lecz tylko temu lub owemu wolno było z nim rozmawiać. Gdy się do niego zwracali, zdejmowali swe kosztowne płaszcze i sandały, wchodzili ze wzrokiem wbitym w ziemię i nie wolno im było spojrzeć w twarz władcy. Składali potrójny ukłon powtarzając: Panie, mój panie, mój wielki panie!" Wkraczając do wielkiego obcego miasta Hiszpanie przypatrują mu się bardzo uważnie. Domy uboższych mieszkańców są sklecone z szuwaru i gliny, ale szlachta mieszka w olbrzymich domach z kamienia. Na płaskich dachach, azoteas, wznoszą się blanki i strzelnice. Każdy dom jest twierdzą, choć zdobią go kwiaty i otaczają ogrodowe tarasy. Pałac, który Montezuma przydziela im na kwaterę, jest również twierdzą. Jest to rezydencja jego ojca, księcia Axayacatl, zbudowana przed około pięćdziesięciu laty i położona niedaleko miejsca, gdzie dzisiaj wznosi się katedra Mexico City. Cortez obchodzi szybko budynek. Wiedziony instynktem starego żołnierza, ustawia tak swe działa, by mogły kryć ogniem bramy i ulice dojazdowe, równie instynktownie oznacza stanowiska szyldwachów, zarządza służbę wartowniczą i regularny ront. Przyszłość okaże, czy pokój, który panuje, jest szczery. Na razie są w oblężonej twierdzy. I aby całemu światu pokazać, jak dobrze o tym wiedzą, oddają wieczorem kilka salw z dział. Błyskawice wystrzałów rozjaśniają mrok nocy, głośny huk niesie się przez miasto i jezioro, uwielokrotnione echo odbija się od olbrzymich świątyń-piramid. Noc przechodzi spokojnie. Żołnierze dobrze sobie podjedli, czekają z przyjemnością na śniadanie ze smacznym chocolatl, pienistym, zaprawionym wanilią napojem czekoladowym, który uchodzi za aphrodisiacum, napój miłosny. Kilku ciekawskich próbuje także tytoniu, znanego już Hiszpanom z pobytu na Antylach, który tutaj, przetykany wonnym zielem, „pije się" przez złote rurki, poprzedniczki naszej fajki. Przy spożywaniu mięsa zachowują jednak ostrożność. Podczas marszu widziano zbyt często małe drewniane klatki, w których zamknięci byli młodzi mężczyźni i kobiety, tuczeni na najbliższe wielkie święto. Indianie jadają wprawdzie mięso ludzkie przeważnie w celach kultu, ale pałac, w którym Hiszpanie mieszkają, jest miejscem świętym, a Tlaskalańczycy dość często im opowiadali, że Montezuma otrzymuje nieraz na przekąskę poranną mięso małych dzieci. Po śniadaniu przybysze przechadzają się po szerokich dziedzińcach olbrzymiego pałacu, spoglądają z dachu ze zdumieniem na rojne ulice, ale nie wychodzą z twierdzy. Cortez zakazał opuszczania kwatery pod karą śmierci. Raz tylko wychodzi Bernal Diaz. Wraz z kilkoma towarzyszami otrzymał pozwolenie przyłączenia się do Corteza podczas oficjalnej przechadzki po Tenochtitlanie. Opisał go barwnie i interesująco. Największe wrażenie wywarł na nim wielki targ w Tlatelolco, zachodniej części miasta, u stóp olbrzymiej piramidy, wzniesionej na cześć boga Huitzilopochtli. „Ze zdumieniem oglądaliśmy olbrzymi plac, wystawione tam liczne towary, falujący tłum ludzi i porządek, który panował na całym tym obszarze. Towarzyszący nam wielcy panowie z dworu Montezumy pokazali nam wszystko, co zasługuje na uwagę. Każdy gatunek towarów miał przeznaczone osobne miejsce. Obejrzeliśmy po kolei wyroby ze złota i srebra, klejnoty, piękne tkaniny, inne przedmioty zbytku oraz niewolników i niewolnice, których było tyle na sprzedaż, ile Murzynów z Gwinei na targu niewolników w Portugalii. Potem przyszła kolej na pośledniejsze towary: bawełna, materiały, nici, kakao, krótko mówiąc, wszystko, co wytwarza Nowa Hiszpania, znajdowało się tam w pięknym porządku. Przypominało mi to targi w Medina del Campo, moim. mieście rodzinnym, gdzie także każdy towar jest wystawiony na sprzedaż w osobnej ulicy. W jednym miejscu widziałeś nagromadzone materiały i tkaniny, powrozy i buty, w innym gotowane słodkie korzenie; tu sprzedawano na osobnym placu surowe i garbowane skóry tygrysów, lwów, szakali, wydr i innych zwierząt, tam znów zioła i jarzyny, drób, zające, sarny i psy; podobnie owoce, ciasta, miód i inne słodycze