To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
kapników. Kapnicy byli to ludzie, którzy z nakazu spowiedniczego lub swoiście pojmowanej pobożności wymierzali sobie sami publiczną pokutę, polegającą na chłostaniu ciała. Do aktu tego ubierali się w płócienne najczęściej kapy, które rozchylali, odsłaniając gołe plecy, na głowy zaś zakładali całkowicie zakrywające je kaptury. Pokutnicy przebierali się w te stroje w izbach znajdujących się obok kościołów. Kapy stanowiły własność kościoła, niekiedy jakiegoś bractwa, często więc były używane. Niektóre z nich tak były przesiąknięte krwią i potem, że nawet na ówczesnych czyniły odrażające wrażenie. Z tego też względu zamożniejsi wdziewali własne kapy lub też dawali łapówkę kościelnym, by otrzymać najmniej zbrukane. Stroje te wykonane były, jak już wspominałem, ze zwykłego szarego płótna, czasem jednak występowano w kapach strojniejszych, z cieńszej materii, nieraz różnokolorowych, np. zielonych, błękitnych, granatowych. Przed wyjściem z ubie-raini kapnicy pokrzepiali się trunkami, nierzadko więc zdarzały się wypadki, szczególnie ponoć wśród pospólstwa, że przebierali miarę w tym poczęstunku, co nie przeszkadzało im oczywiście we wzięciu udziału w procesji. W czasie procesji kapników na przedzie szedł jeden z pokutników niosący krzyż; wyobrażał on osobę Jezusa, toteż nieraz występował boso i w cierniowej koronie. Osobami przebranymi za Chrystusa nie zawsze jednak byli pokutnicy, zdarzało się, iż był to ktoś najęty, jedynie za pieniądze podejmujący się tej roli. Za ,,Chrystusem" postępowali parami kapnicy, koniec pochodu zamykało dwóch pokutników z laskami — byli to kierujący całym ceremoniałem tak zwani „marszałkowie". Liczebność procesji bywała rozmaita, nigdy jednak nie przekraczały one stu osób. 84 J. K i t o w i c z. Opis obyczajów za panowania Augusta III, oprać. J. P o 1-1 a k, Wrocław 1951, s. 61—63. Pokutnicy podążając do kościoła śpiewali pieśń o Męce Pańskiej, po wejściu do świątyni padali krzyżem i czas jakiś modlili się. Na dany przez ,,marszałków" znak podnosili się na kolana i podwinąwszy kapy rozpoczynali biczowanie. Był to okropny widok, kapnicy używali bowiem do biczowania rzemiennych dyscyplin, których końce przypalano w ogniu dla większej twardości lub też wkładano w nie zakrzywione szpilki czy metalowe gwiazdeczki. Jeśli dyscypliny były niciane, to zaplatano je w powrózki, na końcach których zawsze umieszczano jakieś żelazo. Znajdowali się fanatycy, którzy używali do biczowania się nawet drucianych bieży! Sieczono się tak z całych sił około kwadransa, plecy pokutników spływały wkrótce krwią, która obficie broczyła na kapy, posadzkę kościelną, a nawet skraplała siedzących w ławkach ludzi. Na znak jednego z „marszałków" przerywano biczowanie i ponownie padano krzyżem. Chłostano się z przerwami pięć razy w ciągu nabożeństwa, nic więc dziwnego, że po takiej męczarni ciała kapników poszarpane były „do żywego mięsa". Skrwawieni, oblani potem, półomdlali przystępowali do ucałowania krucyfiksu, a wreszcie opuszczali parami kościół i powracali do ubiorami. Biczowano się przez wszystkie soboty wielkiego postu. Pokutę tę szczególnie gorliwie wypełniano począwszy od Wielkiej Środy do wielkanocnej niedzieli. W dniach tych biczowano się ze zdwojoną gorliwością. Procesje kapników udawały się do kościołów nocami, przy blasku pochodni, napełniając ulice przeraźliwym wrzaskiem. Obrzędy te, szczególnie w okresach swego nasilenia, czyniły wrażenie, że wszyscy wokół opanowani zostali przez masowy obłęd. Publiczne samobiczowanie miało miejsce zarówno po wsiach, jak i miastach. Jak wynika z niektórych informacji, praktyki te wśród chłopów mazowieckich miały jeszcze okrutniejszy charakter niż u ludności miejskiej. Zdarzało się, że wielkie procesje chłopów ciągnęły do kościołów przy blasku pochodni, a krzyki, jakie towarzyszyły zadawaniu sobie męczarni, słychać było wokół na całe kilometry. Nic więc dziwnego, że cudzoziemcy, którzy zetknęli się z tymi procesjami, byli przerażeni. Nie tylko protestanci, lecz nawet katolicy Niemcy czy Francuzi z oburzeniem opisywali te udręki, upatrując w nich jedynie objaw bezmyślnego, okrutnego fanatyzmu. Charakterystyczne, iż społeczeństwo polskie bynajmniej tych praktyk nie potępiało. Opinia publiczna uważała procesje kapników za coś zupełnie naturalnego, a nawet lubowała się w widowiskach, jakich dostarczały. Trzeba dodać, iż mistyczny nastrój, jaki łączył się ze stosowaniem tych udręk, przeplatany był często zwykłymi awanturami i nic z religijnością nie mających wspólnego momentami. Jeśli osobą przebraną za Chrystusa nie był pokutnik, lecz jakiś na- jęty osobnik, to swoją funkcję traktował on z iście rozbrajającą beztroską. Kiedy zdarzało się, iż np. z powodu panującego tłoku nie mógł dostać się do kościoła, przeszkadzał mu bowiem w tym dźwigany krzyż, skracał sobie oczekiwanie na wejście do niego piciem, i to w cierniowej koronie, w pobliskim szynku kufelka. Czasem nie kończyło się na jednym kufelku i „Chrystusa" trzeba było szukać po szynkach. Baczący na niego strażnicy nie bawili się wówczas w perswazje, lecz po prostu okładali zbiega kijami. Oczywiście taki widok sprawiał nie lada uciechę tłoczącym się gapiom i niezwykle „urozmaicał" kapnicze praktyki. Ponieważ w Wielki Piątek panował w kościołach ogromny tłok, więc bywało, iż między procesjami kapników a odwiedzającą groby ludnością wybuchały awantury o miejsce lub przejście. Charakterystyczne, że ludność nie okazywała biczownikom jakiegoś specjalnego szacunku i zdarzało się, że po prostu przeganiano ich z kościoła. Kiedy w świątyni spotykały się dwie procesje, spotkanie kończyło się zwykle wymysłami, a nawet pospolitą awanturą. W pewnych wypadkach kapnikami bywały kobiety, niekiedy nawet występowały one w roli Chrystusa — przebierały się wówczas za mężczyzn i włączały do ogómej procesji. Pokutujące niewiasty nie potrafiły jednak pastwić się nad sobą tak jak mężczyźni i, jak mówi Kitowicz, ich samobiczowanie przypominało bardziej głaskanie niż bicie; swym odsłoniętym ciałem i cienką bielizną — dodaje — „wizerunek miłosny zamiast pokutnego wystawując" 35. Tak więc ekstaza religijna przeplatała się z najpospolitszym widowiskiem