To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Pocisk wyszedł przez dolną część gardła powodując ranę, która nie musiała być śmiertelna. Prezydent został trafiony po raz drugi pociskiem w tylną część głowy, gdzie powstała duża i śmiertelna rana. W szpitalu w Dallas prezydenta ratował między innymi dr Malcolm Perry. On zastosował tracheotomię, aby podtrzymać oddychanie. Tuż potem, w rozmowie z dziennikarzami powiedział: - ... rana widoczna w szyi pacjenta w dołku jarzmowym. - Czy mógłby pan wskazać to miejsce? - W dolnej części szyi, z przodu... - Poniżej jabłka Adama? - Tak, poniżej jabłka Adama. - Którędy weszła kula? Z przodu? - Tak, z przodu. Znacznie później dr Perry potwierdził tę opinię, odpowiadając na pytanie komisji: - Czy była to rana będąca raną wlotową w przedniej części szyi? - Tak, była to rana wlotowa. Czy doświadczony chirurg mógł pomylić ranę wlotową z wylotową? To jest absolutnie niemożliwe. Wniosek jest oczywisty: Kennedy został trafiony w szyję z przodu, a więc strzelało do niego co najmniej dwóch zamachowców. Następną tajemnicą jest kształt śmiertelnej rany na jego głowie. Lekarze w Dallas określili, że miała kształt kwadratu. Lekarze w Waszyngtonie, dokonujący sekcji zwłok, określili ranę jako zbliżoną do gwiazdy. Jak to jest możliwe? Dzisiaj wiemy z całą pewnością, że rana na głowie prezydenta została umyślnie zniekształcona. Zwłoki prezydenta złożono do trumny w szpitalu w Dallas. Żona pocałowała go w policzek, zdjęła obrączkę z palca, włożyła ją do środka. Zamknięto wieko. Trumnę przetransportowano na lotnisko. Jacąueline Kennedy była cały czas przy zwłokach męża, w tej samej różowej garsonce, na której widać było ślady krwi. Powstały, gdy w samochodzie trzymała na kolanach krwawiącą głowę Johna. Tylko raz odeszła od trumny, gdy odbywało się zaprzysiężenie Lyndona B. Johnsona, który zgodnie z konstytucją objął stanowisko prezydenta. Trwało to 20 minut. Ktoś miał wystarczająco dużo czasu, aby otworzyć trumnę, zdeformować ranę na głowie i zamknąć wieko. Samolot wylądował na lotnisku w Waszyngtonie. Na płycie czekały już kamery wielu st acj i telewlzyj nych. Pokazywały, j ak wyjmowano trumnę z kabiny i jak winda zwiozła ją na płytę. Ale w tej trumnie nie było ciała prezydenta. Była pusta. Kennedy'ego, w szarej wojskowej trumnie, odwieziono do prosektorium miejskiego szpitala. Dlaczego? Nie ma odpowiedzi. Tam sekcji zwłok dokonał człowiek nie mający ani odpowiednich kwalifikacji, ani odpowiedniego doświadczenia: kmdr dr Hume. W czasie autopsji wydobył on z ciała Kennedy'ego pocisk i przekazał go jedne- 331 SENSACJE XX WIEKU mu z czterech agentów FBI, nadzorujących sekcję. Zgodnie z wymogami prawa, agent podpisał dokument kwitujący przejęcie pocisku. Później już nikt nigdy tego pocisku nie widział. Dlaczego? Odpowiedź jest oczywista: był to pocisk innego kalibru, co wskazywało jednoznacznie, że strzały padły z różnych stron, a więc, że było co najmniej dwóch zamachowców. W protokole sekcji dr Hume stwierdził, że pocisk, który trafił prezydenta w plecy, wyszedł na wysokości dwóch cali, tj. około pięciu centymetrów poniżej linii ramion. Zaś lekarze w Dallas wskazywali, że rana ta była położona znacznie niżej, na wysokości około 13 centymetrów poniżej linii ramion. Potwierdzało to badanie przestrzelin na koszuli i marynarce Kennedy'ego. Najbardziej szokujące było to, że zaginął mózg Kennedy'ego. Dlaczego? Odpowiedź jest oczywista. Pocisk przechodząc przez tkankę mózgową pozostawił wyraźny ślad, który pozwoliłby stwierdzić, z j akiego kierunku i pod jakim kątem padł strzał. Zarówno usunięcie mózgu, jak i zniekształcenie rany na czaszce, były działaniami maj ącymi zatrzeć ślad wskazuj ący, że strzały padły również z innego miejsca niż magazyn książek. Zapewne usunięcie mózgu nastąpiło w tym samym czasie, w którym zniekształcono ranę w czaszce, czyli w czasie lotu z Dallas, gdy Jacąueline Kennedy odeszła od trumny, aby wziąć udział w ceremonii zaprzysiężenia nowego prezydenta. Raport komisji Warrena stwierdzał: Nie ma wątpliwości, że wszystkie strzały, które spowodowały rany u prezydenta Kennedy'ego i gubernatora Connally'ego, zostały oddane z okna szóstego piętra składnicy książek. W rejonie zamachu znajdowało się około 400 osób. Komisja Warrena przesłuchała 259 z nich. 90 osób zapytano, czy wiedzą, skąd padły strzały. 58 świadków wskazało na trawiasty pagórek z boku ulicy. 38 osób wskazywało na składnicę książek. Oczywiście szok, wstrząs, zamieszanie, echo mogły wpłynąć na zeznania świadków