To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Cenne jest już bodaj przez to, że istnieje jedno jedyne, niepowtarzalne, że drugiego takiego nie ma. Ktoś na nie czeka, ktoś takie właśnie ukochał, dla kogoś jest najdroższe... Szeregowiec Reszetniak... Pionek wojny — można by tak zatytułować ten film używając utartego zwrotu. Jeden z całego mnóstwa zapędzonych za druty kolczaste. Nie jest tu już ani bohaterem, ani tchórzem. Po prostu nieszczęśliwym człowiekiem, jeńcem jak wszyscy inni, wygłodniałym, że aż oczy przesłania mu żółta mgła. Ale nie, obóz nie wyssał z niego życia do końca! Przeżywamy historyczny moment: Reszetniak postanowił sam zostać nitowaczem. Wytrzasnął skądś metalowe zżynki, a jeszcze przedtem, kiedy nas pędzono z pracy, podniósł po drodze spłaszczoną puszkę po konserwach i siedząc teraz w cieniu wśród ni-towaczy nituje i kuje... Przyrzeka,»ze na jutro wykuje naczynia dla siebie i kolegów. Ręce pracują sprawnie, zginają, dopasowują, ale spojrzenie biegnie raz po raz za bramę, gdzie mimo wszystko musi się pojawić przybywające skądś z daleka, jakby ze złotej starożytności, jego śniade, bosonogie marzenie z dzieckiem na ręku. . Jakie to ważne, żeby człowiek wierzył w siebie, nie tracił nadziei! W naszych warunkach rzeczy niby to nieistotne nabierają niekiedy zbawczej mocy — jakieś wspomnienie, na ^pół zapomniany uśmiech, znak, który w innych okolicznościach wydałby się- tylko zabaw- 38 ny... Tuż przed wybuchem wojny — Reszetniak z kolegami służył wtedy na granicy — przywieziono im pewnego razu olbrzymią ilość podków, starczyłoby tego na podkucie niejednego szwadronu. Przysłano te podkowy pewnie przez pomyłkę, bo jednostka nie była kawaleryjska i miała dobrze podkute konie przy bateriach. — A może to na szczęście? — powiedział wówczas Reszetniak dotykając ostrych ćwieków, którym było wprost ciasno w dopiero co otwartych ciężkich skrzyniach. Wśród tych, co w zamyśleniu patrzyli na jeszcze nie tknięte komplety podków, stał również kapitan Czikmasow, dowódca baterii Reszetniaka. — Powiadasz, że na szczęście? —¦ zapytał Czikmasow niemal surowo i popatrzył na Reszetniaka badawczo. Zestaw żołnierskiego szczęścia rzeczywiście by się przydał nam, artylerzystom. Potem niejednokrotnie przypominały się Reszetni^-kowi te podkowy. Przejść przez to wszystko, co przeszedł — noce oświetlone purpurą łun i dni w nie kończącym się jakby zmierzchu... trzeba było staczać walki z czołgami, celować do nich wprost wśród bryłowatych granitów Podola... brać na ramiona całe brzemię nieba wypełnionego rykiem meserszmitów — przejść przez to wszystko, wytrzymać, wszystko nieść na krępych, żołnierskich barkach i pozostać przy życiu. Tak, trzeba było mieć po temu mocną podkowę, którą ktoś wykuł dla niego na szczęście!... Cofali się staczając ciężkie batalie. Do Dniepru mieli i działa, i konie, i całe gospodarstwo baterii, ale na lewy brzeg rzeki wyszli bez niczego, uratowali tylko życie z świętej wody dnieprzańskiej. Garstka byłych wopistów otoczyła teraz swego dowódcę. Są oto piechotą, bez swoich dział czują się, jakby byli nadzy. Dniepr nie pozostał długo rubieżą. Drewniane mosty spalono, a żelazny z braku 39 zalewa twarze, gryzie w oczy, w gardle wysycha, w piersiach pali z braku powietrza — konie by się ochwaciły i padły od takiego pędu, ale ludzie padali tylko od kul. Chyba najbardziej się obaj troszczyli owej nocy', żeby się nie rozłączyć w ciemnościach. I jeżeli Reszet-niakowi chciało się jeszcze wtedy żyć, to chyba tylko po to, by zwilżyć wargi kroplą wody. Pół życia za łyk wody. O świcie, zmordowani i ledwie dysząc, tak że nie byli już w stanie uchylać się przed pociskami, ujrzeli nagle przed sobą poranny cud: olbrzymie pole pomidorów, bezkresna plantacja w zroszonej czerwieni. Wszędzie pod nogami, wśród połamanej naci leżały te dary- stepu, czerwone, duże niemal jak hełmy... Rzucając się na nie żołnierze padali na ziemię, w dzikim łaknieniu chwytali, łamali, chciwie wbijali zęby oblewając się sokiem i nic nie mogło wypędzić stąd teraz tych zmordowanych ludzi — pragnienie było silniejsze od pocisków, od śmierci. Trzymali się cały dzień zaczepiwszy się o te pomidory. Czerwony cud natury, w którym złączyła się siła słońca i soki ziemi rodzinnej! Przełam go, a zalśni cały szronem miąższu, ugasi pragnienie... Znaleziono jeszcze w pobliżu kawony. Reszetniak czołgając się toczył przed Sobą duży arbuz w plamistej „koszulce", by uraczyć nim swego dowódcę, który został ranny tej nocy. Nagle bzyknęło przed samym jego nosem i pocisk przebił kawon, który bryznął Reszetniakowi sokiem w twarz!... Gdyby się to stało w dawnych .czasach, pomyślałby, żę czyjaś dusza wciąż się gdzieś modli za niego, bo Reszetniak nie może sobie dotychczas wytłumaczyć, co to za głos zawsze mu podszeptywał w krytycznych chwilach: Pochyl się na moment, odchyl od tego miejsca, a tu przypadnij do ziemi. Oto 42 kulą, co miała rozwalić ci głowę, rozwaliła tylko ten kawon, któryś toczył..