To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
.. mego honoru jest w tej chwili w moim domu i śpi z moją żoną". — Biedny Lucas! — westchnęła seria Frasquita. — Biedna ja — szepnęła pani corregidorowa. — Właśnie to powiedzieliśmy wszyscy: biedny wuj Lucas i biedna nasza pani. Bo prawdę rzekłszy, se?a Frasquito, wszystkim było wiadomo, że pani wpadłaś w oko naszemu panu, i kto mógł sobie wyobrazić, że... — Milcz, nianiu! — wykrzyknęła surowo do?a Mercedes. — Nie tędy droga! — Ja powiem dalej — wtrącił jeden z alguacilów wykorzystując tę sposobność, by dojść do słowa. — Wuj Lucas zakpił sobie z nas nielicho, bo przez ten chód i ubranie taki był podobny do naszego pana, żeśmy wszyscy zbaranieli i wpuścili go na górę, myśląc, że to pan corre-gidor. Ale on tu przyszedł w nie bardzo pobożnych zamiarach i gdyby nie to, że pani corregidorowa jeszcze była na nogach, może pani sobie łatwo wyobrazić, co by nastąpiło. — Ty też zamknąłbyś lepiej gębę — przerwała mu kucharka — bo pleciesz nie wiedzieć co. Więc to było tak, se?a Frasquito: wuj Lucas, żeby wytłumaczyć, skąd się wziął w sypialni mojej pani, musiał zdradzić swoje zamiary. Jasne, że moja pani, jak to usłyszała, nie mogła pohamować gniewu i prask go po pysku, tak że urwał w pół słowa. Ja sama też nieźle mu naurągałam i mało nie wydrapałam mu oczu. Bo też, rozumie pani sama, se?a Frasquito, chociaż to pani mąż, ale żeby tak wejść bez pytania... — Baj baju, będziesz w raju! — wykrzyknął odźwierny przerywając kucharce i wysuwając się naprzód. — A jakbyś chciała? Co miał robić? Ale dość tego przelewania z pustego w próżne. se?a Frasquito, proszę słuchać: nasza pani powiedziała i zrobiła to, co się należy, ale kiedy gniew przeszedł, żal się jej zrobiło wuja Lucasa i myśląc o szpetnym uczynku pana corregidora, powiedziała tak albo bardzo podobnie: „Chociaż oburza mnie niegodziwość pańskich zamiarów i chociaż nigdy panu nie wybaczę takiej bezczelności, trzeba, żeby pańska żona i mój mąż myśleli przez pewien czas, że wpadli we własne sidła i że pan, wykorzystawszy to przebranie, odpłacił im pięknym za nadobne. Lepszej zemsty nie zdołamy obmyślić niż ta komedia, którą możemy przerwać, kiedy nam się spodoba". Powziąwszy to postanowienie, z któregośmy się wszyscy szczerze ucieszyli, wuj Lucas i nasza pani pouczyli nas, co mamy mówić i robić, kiedy wróci Jego Wysokość. I jeśli o mnie chodzi, to Sebastianowi Gardunii sprawiłem takie lanie, że długo popamięta dzień świętego Szymona Apostoła! Kiedy odźwierny skończył swoje opowiadanie, pani corregidorowa i młynarka od dawna już szeptały coś do siebie, całując się i obejmując jedna drugą, i co chwila wybuchając śmiechem. Historia nie podaje, niestety, treści tej rozmowy. Sądzimy jednak, że bez trudu domyśli się jej czytelnik — a już na pewno czytelniczka. ROZDZIAŁ XXXV DEKRET CESARSKI Wuj Lucas i corregidor wrócili do salonu, przebrani już, każdy we własne szaty. — A teraz moja kolej — powiedział wchodząc dostojny don Eugenio de Zu?iga. Trzykrotnie zastukał laską w podłogę, niby Anteusz, który czuł się silny tylko wtedy, gdy dotykał ziemi, i rzekł do corregidorowej z nieopisaną emfazą i zuchwałością: — Merceditas! Czekam na twoje wyjaśnienia! Tymczasem młynarka podniosła się z kanapy, uspokojona już i uśmiechnięta, i podchodząc do wuja Lucasa wymierzyła mu policzek tak siarczysty, że biedak ujrzał wszystkie gwiazdy. Ale w jej pięknych oczach nie było już gniewu i cała scena miała charakter wyraźnie pokojowy. Corregidor, który obserwował ich oboje, osłupiał, nie mogąc sobie wytłumaczyć tego nieuzasadnionego pojednania. Zwrócił się więc ponownie do swej małżonki, mówiąc cierpkim tonem: — Pani, jak widzę, wszyscy dochodzą do porozumienia prócz nas. Raczże wreszcie rozpro-szyć moje wątpliwości. Rozkazuję ci to jako mąż i jako corregidor — tu jeszcze raz zastukał laską w podłogę. — Odchodzi pani? — zawołała do?a Mercedes zbliżając się do senii Frasquity i nie zwracając najmniejszej uwagi na swego małżonka. — A więc proszę odejść bez najmniejszej obawy, ten skandal nie pociągnie za sobą żadnych konsekwencji. Rosa, poświeć państwu, bo odchodzą. Z Bogiem, wuju Lucasie. — O, nie — wmieszał się don Eugenio