To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

„Bo wiecie, Danny trzepnął viejo kołkiem z płotu i ukradł butelkę grappy". „Co to za przyjaciele, którzy pozwalają, aby Danny tak się zachowywał". „Owszem, widziałyśmy Danny'ego. Miał zamknięte oczy i śpiewał. Śpiewał: »Chodźcie do lasu tańczyć ze mną, kochane dziewczęta«. Tak śpiewał. Ale myśmy nie poszły. Bałyśmy się. Danny'emu źle patrzyło z oczu". Na molo przyjaciele także znaleźli dowody pobytu ich przyjaciela. - On tu był - stwierdził jeden z rybaków. - Chciał się ze wszystkimi bić, Benito złamał wiosło na jego głowie. Potem Danny rozbił kilka okien i wtedy policjant zabrał go do aresztu. Wreszcie trafili na gorący ślad zbłąkanego i obłąkanego przyjaciela, więc poszli tym śladem. - McNear przyprowadził go wczoraj w nocy - powiedział sierżant w komisariacie. - Ale Danny jakoś się wydostał przed świtem. Kiedy go złapiemy, dostanie sześć miesięcy. Przyjaciele zmęczyli się tą gonitwą. Wrócili do domu i ku wielkiemu przerażeniu stwierdzili, że zniknął worek kartofli, który Pilon znalazł właśnie tego ranka. - Tego już za dużo! - wykrzyknął Pilon. - Danny zwariował, Danny jest w niebezpieczeństwie. Przytrafi mu się coś strasznego, jeśli go w porę nie ocalimy. - Musimy szukać dalej - oświadczył Jezus Maria. - Musimy zaglądać pod każde drzewo i do każdej komórki - dodał Pablo. - Pod łodzie na plaży - uzupełnił Wielki Joe. - Psy pomogą - zapewnił Pirat. Pilon potrząsnął głową. - Z tego nic nie wyjdzie. Chodzimy wszędzie tam, gdzie Danny już był. Musimy czekać w miejscu, gdzie Danny dopiero przyjdzie. Działajmy jak mądrzy ludzie, a nie jak głupcy. - Ale gdzie on przyjdzie? Olśnienie spadło nagle na wszystkich. - Do Torellego! Oczywiście, wcześniej czy później Danny trafi do Torellego! Tam pójdziemy i tam złapiemy Danny'ego. Musimy powstrzymać go w szaleństwie, które nań przyszło. - Tak, musimy ocalić Danny'ego - zgodzili się. Jak jeden mąż udali się do Torellego, ale Torelli nie chciał ich wpuścić. - Pytacie, czy Danny tu był! Ha! - krzyknął do nich przez drzwi. - Czy widziałem Danny'ego! Danny przyniósł trzy koce i dwa garnki i dałem mu galon wina. I wtedy ten diabeł obraził moją żonę, a mnie przezywał brzydkimi słowami. Moje dziecko uderzył, kopnął mojego psa! A z ganku ukradł mi hamak! - Torelli aż się zadyszał z podniecenia. - Goniłem go, żeby odebrać hamak, a kiedy wróciłem do domu, on był z moją żoną! Uwodziciel, złodziej, pijak! Taki jest wasz przyjaciel Danny! Już ja dopilnuję, żeby poszedł do więzienia! Oczy przyjaciół zabłysły gniewem. - Ach, ty korsykańska świnio! - powiedział spokojnie Pilon. - Mówisz o naszym przyjacielu, nie zapominaj tego! Nasz przyjaciel jest chory. Torelli zaryglował lepiej drzwi. Słyszeli szczęk zamka, ale Pilon dalej mówił: - Ty stary Żydzie, gdybyś był odrobinę mniej chciwy i mniej skąpy z winem, nie miałbyś tych wszystkich kłopotów. I uważaj, aby ta zdechła zimna żaba, którą zwiesz swoim językiem, nie kalała dobrego imienia naszego przyjaciela, którego masz traktować grzecznie, bo nas jest wielu. Wyrwiemy ci żołądek, jeśli nie będziesz dla niego miły. Torelli milczał, ale nawet stojąc za zamkniętymi drzwiami, zadygotał z wściekłości i ze strachu na te groźne słowa. Poczuł wielką ulgę, gdy posłyszał oddalające się kroki. Tej nocy, gdy przyjaciele poszli już spać, usłyszeli szelest w kuchni. Wiedzieli, że to Danny, ale nim zdołali go schwytać, uciekł. Kręcąc się w ciemnościach, wołali niepocieszeni: - Danny, nasz drogi, najmilszy przyjacielu, potrzebujemy ciebie! Nikt im nie odpowiedział, tylko jakiś kamień trafił Wielkiego Joe, w brzuch i Wielki Joe skręcając się z bólu, padł na ziemię. Och, jakże zdumieni i zgorszeni byli przyjaciele i jaki ciężar legł im na serca! - Danny zdąża prosto ku śmierci - mówili ze smutkiem. - Nasz biedny przyjaciel potrzebuje pomocy, a my nie możemy mu pomóc. Trudno było nawet mieszkać teraz w domu, gdyż Danny prawie doszczętnie go okradł. Jedno krzesło odnaleziono u przemytnika whisky. Żywność stale ginęła, a któregoś dnia, kiedy szukali Danny'ego po lesie, on zabrał piec żelazny. Ale piec był ciężki, więc Danny porzucił go w rowie. Przyjaciele nie mieli nawet pieniędzy, gdyż Danny ukradł taczki Pirata i przehandlował je u Joego Ortiza za butelkę whisky. Z domu Danny'ego zniknął spokój, wkradła się rozpacz i smutek. - Gdzież jest nasze szczęście! - zawodził Pablo. - Musieliśmy zgrzeszyć. I oto spotkała nas kara. Powinniśmy pójść do spowiedzi. Nie rozprawiali już o miłosnych przygodach Kornelii Ruiz, nie opowiadali moralizujących historyjek, rozpłynęła się aureola humanizmu. Szczere, uczciwe życie legło w gruzach. A potem w rozpacz wtargnęły nowe plotki: - Danny wczorajszej nocy prawie zgwałcił kobietę. - Danny wydoił kozę pani Palochico. - Danny przedwczoraj wieczorem pobił się z żołnierzami. Mimo głębokiego żalu nad moralnym upadkiem Danny'ego, przyjaciele troszkę mu zazdrościli wspaniałej zabawy. - Jeśli nie zwariował, spotka go kara - powiedział Pilon. - Możecie być tego pewni. Danny popełnia grzech za grzechem i ma ich więcej na sumieniu niż ktokolwiek, o kim słyszałem. Jeśli będzie chciał powrócić na ścieżkę uczciwości, czeka go długa pokuta. W ciągu paru tygodni Danny nagromadził na swoim rachunku więcej grzechów niż stary Ruiz w ciągu całego życia. Tej samej nocy Danny, nie powstrzymany przez żadnego z zaprzyjaźnionych psów Pirata, zakradł się do domu tak cicho, jak cicho porusza się cień w świetle lampy ulicznej, i zbrodniczo ukradł buty Pilona. Rano Pilon tylko się rozejrzał i już wiedział, co się stało. Stanowczym krokiem wyszedł na ganek, usiadł w słońcu i zaczął przyglądać się swoim nogom. - Tym razem Danny posunął się za daleko - oświadczył. - Póki płatał tylko żarty, znosiliśmy je cierpliwie, ale obecnie wkroczył na ścieżkę zbrodni. To już nie ten sam Danny, którego znaliśmy. To inny człowiek, zły człowiek. I musimy schwytać złego człowieka. Pablo spojrzał z zadowoleniem na swoje buty. - Może to też był tylko żart - odezwał się. - Nie - odparł stanowczo Pilon. - To zbrodnia. Buty nie były bardzo nowe, ale ich kradzież jest zbrodnią wobec przyjaźni. Jeśli Danny spadł tak nisko, że już kradnie buty swoich przyjaciół, gotów jest popełnić najgorszą ze zbrodni. Przyjaciele skinęli potakująco głowami. - Musimy go złapać - powiedział Jezus Maria, humanista. - Wiemy, że Danny cierpi, że jest chory