To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Rozległy się okrzyki strażników i po chwili trzej z nich ruszyli w pogoń za żołnierzem. Pozostali popędzili za niedobitkami handlarzy. Waldo zaciskał z wściekłości zęby i zmuszał się do pozostania w krzakach. Wiedział, że niewolnicy są straceni, a jego ludzie lada moment zostaną schwytani i odwiezieni do pałacu. Tam czekało ich rozdarcie końmi na arenie. W Kreporze była to zwyczajna kara dla porywaczy ludzi. Postanowił przeczekać. Czuł, że uderzenie konia połamało mu kilka żeber i będzie potrzebował odpoczynku. Kiedy omdlewał z bólu po raz drugi, najbardziej żałował tego, że nie znał twarzy i nazwisk tych, którzy zepsuli mu interes. Nie było na kim się mścić, a to bolało Walda najbardziej. Zapamiętał tylko czarny trójkąt na czerwonych płaszczach. Rozdział Czwarty Tej nocy jubiler Herling nie kładł się spać. Siedział skulony nad kupką diamentów i pracował nad koroną. Miała być duża i efektowna. Cena nie odgrywała roli. W grę wchodziło wyłącznie złoto najczystszej próby i najlepsze diamenty. Zleceniodawca zamówił usługę anonimowo. Zapłacił połowę sumy i postawił tylko jeden warunek. Korona musiała być wykonana osobiście przez mistrza Herlinga. W ścisłej tajemnicy. Wzór i kształt zależały tylko od jubilera. Do końca terminu pozostało jeszcze pięć dni. Herling z zagadkowym uśmiechem kończył oprawianie ostatniego diamentu. Od wielu tygodni zastanawiał się, kto będzie nosić tak misternie wykonane dzieło. Domyślał się, że objętość głowy pasowała do mężczyzny. Nie potrafił jednak odgadnąć, kto ze znanych mu władców tak nagle zapragnął nowej korony. Kończył swoją pracę i podziwiał efekt w lustrze. Nie wiedział dlaczego, ale głównym motywem korony uczynił szpon orła. Dokładnie taki, jaki wytatuowany był na skroni jego przyjaciela, Idalga. Zdjął szkło powiększające, włożył gotową koronę na głowę i spojrzał w lustro. Wtedy usłyszał łomot wyłamywanych drzwi. Dom jubilera zaatakowano od piwnicy. Tam znajdowały się najsłabsze drzwi. Zamki były obluzowane i przeznaczone w najbliższym czasie do wymiany. Dlatego tak łatwo puściły, kiedy uderzyła w nie belka niesiona przez ośmiu rozpędzonych strażników. Wszyscy nosili miejskie barwy. Herling wbiegł do sypialni córki, schował koronę do skórzanej torby i krzyknął do budzącej się dziewczyny: (brak strony) - Więcej niż dałbyś mi zarobić przez rok, krwiopijco! - odpowiedział butnie woźnica. Zdeb potarł wierzchem dłoni bliznę i powstrzymał atakujących gestem ręki. Rozejrzał się po pokoju i warknął: - Możesz się wykupić, Herling. To będzie cię kosztowało dom i wszystko, co tu masz... - A jak nie? - syknął jubiler, poprawiając miecz w dłoniach. - To twoje jaja przybijemy na trakcie - odpowiedział mu z nienawiścią dowódca. - Gdzie masz monety i złoto? - Niech powie, gdzie ma córkę - zawołał z tyłu woźnica. - To zdrowa rzepa, panie... - Gadaj, gdzie dziewczyna - rozkazał z ożywieniem Zdeb. - Jak nie, to i tak ją znajdziemy... Wtedy wszystko wygadasz, a z nią po mojemu poigram... Jubiler zaatakował nagle. Wyszedł z wprawy, ale niczego nie zapomniał. Cięcie wyrwało stojącemu najbliżej strażnikowi połowę brzucha. Zwalił się, przytrzymując rękami wylewające się wnętrzności. Z drugim nie poszło Już tak łatwo. Uchylił się i odbił uderzenie. Pozostali zaczęli okrążać ofiarę ze wszystkich stron. Dowódca stał na wyrąbanych drzwiach i sapał z nienawiścią. - Chcę go żywego - odezwał się, widząc, jak jego ludzie przymierzają się do ataku. - Panie, on nie z tych... - próbował oponować jeden ze strażników. - Żywcem albo na pal pójdziecie! - wrzasnął histerycznie dowódca. Kiedy widział krew, musiał krzyczeć, aby nie zemdleć. To właśnie była jego tajemnica. Dlatego został wysłany na pogranicze i wykreślony z królewskiego korpusu oficerskiego. Herling przebił ramię atakującemu strażnikowi, odbił kilkadziesiąt uderzeń i poczuł, że słabnie. Ręce odwykłe od miecza bolały, a serce biło tak, jakby miało za chwilę pęknąć. Jubiler spocił się i z trudem odbijał coraz mocniejsze cięcia. Strażnicy połapali się, że mogą go zmęczyć, i atakowali na zmianę. Nogi Herlinga przestały poruszać się lekko i z wyczuciem. Teraz sunęły za nim, chwiały się i drżały z wysiłku. Zbliżał się koniec. Umysł jubilera skupił się tylko na jednym. Wyczekał chwilę, po czym wykonał unik i miękko obszedł atakującego go strażnika. Zanim pozostali zdołali go schwytać i przytrzymać, wyrwał tamtemu nóż, przyłożył sobie do serca i całym ciałem zwalił się na podłogę. Ostrze przeszyło go całą długością. Zaczął dławić się krwią. Strażnicy natychmiast odwrócili go na plecy, wyjęli z piersi nóż i próbowali ratować. Zdeb pochylił się nad jubilerem i szepnął jadowicie: -Dziewczyna nam tak łatwo nie ujdzie, teściu... Strażnicy zarechotali wesoło, a twarz jubilera po raz ostatni nabiegła krwią. Jego głowa powoli opadła na bok. Oczy zgasły, a oddech zamarł. Herling nie tak wyobrażał sobie własną śmierć. Marzył o wnukach, o spokoju i łagodnym śnie. Budował mur ze złotych monet i wierzył w jego siłę. Niepotrzebnie. Napad miejskich strażników nie dał mu nawet czasu na rozczarowanie. Dowódca rozejrzał się po sypialni i jego wzrok spoczął na mieczu Herlinga. Wyjął go z dłoni trupa i wykonał kilka cięć w powietrzu. Miecz był doskonale zakonserwowany. Strażnicy z podziwem obserwowali starannie wykonaną rękojeść i prawie nie zużyte ostrze. - Wart będzie sporo monet, panie - odezwał się z uznaniem najstarszy ze strażników. - Dziewczyna! - Zdeb odwrócił gwałtownie twarz w jego stronę i zbladł. -Macie j ą znaleźć i przyprowadzić. Żywą i nie zepsutą, zrozumiano? A dom przeszukać do ostatniego mysiego gówna... Bathy wydostała się z korytarza i stanęła przed grubym murem. Ostrożnie przekręciła koło zawieszone na metalowym bolcu. Ojciec zadbał o każdy szczegół. Regularnie naprawiał mechanizm i przez całe lata zabezpieczał przejście. Kiedy koło wykonało obrót, fragment muru drgnął i lekko się przesunął, odsłaniając dzienne światło. Na zewnątrz znajdował się plac, który przypominał wysypisko odpadów. Stały tam stare powozy, leżały połamane wrota, drzwi i okna, walały się porozbijane garnki i pogięte pługi. Gdzieniegdzie rdzewiały fragmenty mieczy, kusz i dzid. Pomiędzy dwoma powozami bez kół znalazła miejsce nawet rozbita gilotyna i machina do rozciągania torturowanych więźniów. Były też rozbite lustra, strzaskane zbroje, gnijące siodła i porwane strzemiona. W błocie rozpadały się butwiejące strzępy chorągwi i poszarzałe szmaty. Na tym wszystkim kisiły się odpadki z pobliskich zajazdów i domów - rybie łby, cielęce kości, zgniłe jabłka, oślizłe obierki i cuchnące zgniłe jaja. Herling uznał, że taki właśnie widok dodatkowo zabezpieczał potajemne wyjście z korytarza