To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Ja także widzę słaby blask przed nami, wychodzi z któregoś z lewych korytarzy. - Pójdziemy tam - zadecydował Dragutin - ale uwaga: droga jest bardzo nierówna i śliska. Chwycili się za ręce i zaczęli posuwać się ostrożnie w kierunku, skąd dostrzegli bardzo słabe i niewyraźne światło. - Prawdopodobnie prowadzi tędy wyjście na zewnątrz i na pewno będzie krótsze niż korytarz, którym tutaj przyszliśmy - zauważył Dragutin. Zagłębili się w korytarzu, gdzie blask był coraz silniejszy i posuwali się powoli naprzód. Korytarz był wąski, ale tak wysoki, że mogli iść wyprostowani, z tym jednak, że musieli kroczyć korytem płytkiego strumyka, na którego gładkim dnie ślizgali się bez przerwy. Korytarz opadał bez przerwy w dół, jak gdyby do wnętrza skał, ale światło mimo to było coraz silniejsze, co ich zresztą wielce dziwiło. Posiadało dziwny niebieskawy kolor i w niczym nie przypominało promieni słonecznych, odbitych od białych skalnych ścian kamienia wapiennego. Temperatura wzrastała bez przerwy, powietrze było bardzo wilgotne, oddychali z trudnością, mimo że droga nie była zbyt męcząca. - Przypomina mi to powietrze w cieplarni, przesycone dwutlenkiem węgla, wydzielanym przez rośliny - zauważył Vaszek. - Skąd też bierze się tu takie powietrze? Nie doczekał się odpowiedzi. Dotarli tymczasem do końca korytarza, a to co przed sobą ujrzeli było tak nierealne, że z początku żaden z nich nie mógł wymówić ani słowa. - To jakaś zaczarowana kraina! - westchnął Dragoljub, gdy ochłonęli z pierwszego wrażenia. Przestrzeń przed nimi rozszerzyła się niebywale, ściany skalne cofnęły się tak daleko, że ich nawet nie dostrzegali, a sklepiony strop jaskini wznosił się wysoko nad nimi. Nie to jednak było przyczyną ich zdumienia. - W świetle olbrzymich jarzeniówek, ciągnących się długimi łukami wzdłuż stropu ujrzeli przed sobą całą dziewiczą puszczę dziwnych wysokich drzew i roślin, jakich nigdy dotąd nie widzieli. Vaszek, który przypomniał sobie kolorowe tablice z podręcznika paleontologii, rozpoznał je pierwszy. - To są paprocie, widłaki i skrzypy z okresu trzeciorzędu - rzekł podniecony. - Człowiek by przysiągł, że to sen! Skąd się tu wzięły? - Na pewno nie z trzeciorzędu - roześmiał się Dragoljub - w tym czasie nie istniały lampy jarzeniowe, ba, nawet ludzie, którzy by je mogli wyprodukować. Dragutin był zaniepokojony. - Nie ulega wątpliwości, że znajdujemy się w jakichś ogromnych sztucznych podziemnych cieplarniach - powiedział. - To światło mi się nie podoba; na pewno są w nim promienie ultrafioletowe. Najlepiej byłoby zawrócić! Ale natrafił na opór obu towarzyszy. Dragoljuba nęcił podziemny, nierealny, fantastyczny świat roślin, a praktyczny Vaszek był zdania, że w takich cieplarniach z pewnością będą również ludzie, od których będzie się można dowiedzieć o najkrótszej drodze do obozu. Obaj nalegali na Dragutina, by kroczyć dalej po szerokiej drodze, wijącej się w wysokiej gęstej trawie. - Dobrze - zgodził się z wahaniem Dragutin - ale w takim razie musimy ubrać rękawice i nałożyć na twarz okulary i chustki, żeby ani kawałek skóry nie był obnażony. - A to po co? - ociągał się Dragoljub. - Będzie nam w tym piekielnie gorąco, przecież już teraz źle mi się oddycha! - Ponieważ w tym świetle są na pewno promienie ultrafioletowe, które być może ogromnie służą wszystkim tym roślinom i drzewom, ale dla nas nie byłyby zdrowe. Zresztą, gdy znajdziemy się w cieniu, możemy znowu to wszystko odłożyć. Z wahaniem ruszyli naprzód - po szerokiej drodze, na której trawa była tak udeptana, że grunt był twardy jak kamień. Mimo że droga była wygodna, nie zaszli daleko. Wkrótce poczuli takie zmęczenie, że Dragutin musiał nakazać odpoczynek. Oddychali z trudem, a po zakrytych twarzach pot ściekał im strugami. Zboczyli z drogi i po wąskiej ścieżce doszli do gęstego cienia rzucanego przez drzewa, gdzie mogli odłożyć wszystkie zbyteczne części ubioru. - Teraz oddycha mi się lepiej - oświadczył z zadowoleniem Dragoljub, nabierając głęboko powietrza. Obaj jego towarzysze zgodzili się z nim, ale mimo to nikomu nie chciało się kontynuować drogi. Zmęczeni usiedli nad wąskim strumykiem szemrzącym cicho w trawie, a Vaszek zaczął przygotowywać posiłek. Podczas gdy Dragoljub przyglądał się z zainteresowaniem, jak stawia kawę na małym elektrycznym penitynowym grzejniku, Dragutin przeszedł się kilka kroków dalej po ścieżce. Zmieniała się ona niebawem w szeroki trakt wśród dziwnego lasu olbrzymich widłaków, skrzypów i paproci. Podziwiał zarówno niezwykły wygląd drzew, które wyginęły już przed milionami lat jak i niebywałe rozmiary jaskini