To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Gdyby był człowiekiem okazałej postury, miłość jego byłaby wzruszająca. Gdyby był człowiekiem zacnym i do rzeczy, miłość byłaby czymś wzniosłym. Ponieważ był taki, jaki był, miłość ta była tylko czymś nieznośnym. Jak dotąd pewnie wszystkiemu wierzycie. Nie uwierzycie jednak temu, co będzie dalej. Pewnego dnia Churton i człowiek, który wiedział, czym jest Bisara, jedli razem śniadanie w klubie simlańskim. Churton uskarżał się na przeróżne kłopoty życiowe. Oto najlepsza jego klacz wybiegłszy ze stajni stoczyła się ze wzgórza i złamała kręgosłup. Następnie - czego doprawdy nie powinien był doczekać się zastępca komisarza osiem lat piastujący to stanowisko - jego wyroki były raz po raz uchylane przez wyższe instancje sądowe. Na dobitkę nabawił się febry i żółtaczki i przez kilka tygodni wprost walił się z nóg... Słowem, był zniechęcony i zrezygnowany. Jadalnia klubu simlańskiego jest, jak wszystkim wiadomo, zbudowana z dwóch części, przedzielonych arkadą. Gdy wszedłszy do klubu, skierujecie się na lewo i zajmiecie miejsce przy oknie, możecie nie widzieć osoby, która wszedłszy pójdzie na prawo i usadowi po prawej stronie arkady; w dodatku co ciekawsze, każde wasze słowo będzie słyszane nie tylko przez ową osobę przy drugim stole, ale i przez fagasów poza okienkiem, przez które wydaje się obiady. Warto o tym wiedzieć. Pokój z echem to pułapka, przed którą najlepiej zawczasu przestrzec każdego. Pół żartem, jednak trochę spodziewając się, że uwierzy, ów człowiek, który wiedział, opowiedział Churtonowi historię Bisary z Pooree - nieco obszerniej niż ja ją wam opowiedziałem - radząc mu, żeby czym prędzej wyrzucił gdzieś w góry ową skrzyneczkę, a wówczas być może odejdą z nią wszystkie kłopoty. W zwyczajnych uszach - to znaczy uszach angielskich - opowieść ta brzmiała jedynie jako zajmująca klechda ludowa, toteż Churton roześmiał się i uznawszy, że śniadanie pokrzepiło go na zdrowiu, wyszedł na ulicę. Pack w tym samym czasie jadł śniadanie w osamotnieniu po prawej stronie arkady i słyszał każde słowo tej rozmowy. Było to właśnie wtedy, gdy człeczyna ten skapcaniał niemal doszczętnie wskutek niemądrego zadurzenia się w pannie Hollis, które budziło śmiech w całej Simli. Jest rzeczą osobliwą, że gdy człowiek nienawidzi lub kocha do szaleństwa, tedy gotów popełnić każde szaleństwo, by zaspokoić swe uczucia... czego by nie uczynił dla pieniędzy lub dla władzy. Wierzcie mi, ze Salomon nigdy by nie zbudował ołtarzy Astarcie (czy jak się tam zwały te wszystkie pannice), gdyby nie to, że w jego zenanie1 - i nigdzie indziej - coś się musiało zdarzyć. To jednak nie należy do rzeczy. Fakty opisywanego zdarzenia są następujące: Nazajutrz Pack złożył Churtonowi wizytę w czasie jego nieobecności, zostawił kartę wizytową i... ukradł Bisarę z Pooree, znalazłszy ją pod budzikiem na gzymsie kominka. Ukradł ją jak złodziej, którym był zresztą z natury. W trzy dni później cała Simla została zelektryzowana wieścią, że panna Hollis przyjęła Packa - tego pomarszczonego szczura. Packa! Czy żądacie bardziej oczywistego dowodu? Bisara z Pooree została ukradziona, więc działała tak, jak działała zawsze, gdy ją ktoś zdobył niegodnym sposobem. W życiu człowieka zdarzają się trzy lub cztery takie wypadki, gdy nie ma on wyrzutów sumienia, bo wtrącił się w cudze sprawy odgrywając rolę Opatrzności. Człowiek, który wiedział, czuł, że jest usprawiedliwiony; bo co innego jest wierzyć, a co innego postępować według zasad wiary. Bezczelne zadowolenie Packa, przechadzającego się u boku panny Hollis, oraz zdumiewająco prędkie wyzdrowienie chorego na żółtaczkę Churtona natychmiast po zniknięciu Bisary, przeważyły szalę. Człowiek, który wiedział, wyjaśnił rzecz całą Churtonowi, ten zaś jął się śmiać, bo nie wierzył, że ludzie należący do sfer rządzących kradną... i to w dodatku drobiazgi. Jednakże na cud zakrawające przyjęcie tego patałacha Packa przez pannę Hollis wzbudziło w wicekomisarzu pewne podejrzenia i skłoniło go do przeprowadzenia cichego śledztwa. Zaklinał się przy tym, że robi to jedynie po to, by wykryć, gdzie się podziała jego skrzynka wysadzana rubinami. Człowieka należącego do sfer rządzących nie można oskarżać 0 kradzież; kto zaś splądruje mu pokój, sam będzie poczytany za złodzieja... Churton, podbechtany przez człowieka, który wiedział, zdecydował się na kradzież z włamaniem. Gdyby nie znalazł nic w pokoju Packa... Ale nieładnie jest myśleć, co mogłoby się zdarzyć, gdyby... Pack poszedł na zabawę taneczną do Benmore (Benmore było to podówczas Benmore, a nie biuro rządowe) i przetańczył z panną Hollis piętnaście walców na ogólną liczbę dwudziestu dwóch. Churton i człowiek, który wiedział, zabrali wszystkie klucze, jakie im tylko wpadły w ręce i udali się do hotelu, gdzie mieszkał Pack, pewni, że słudzy, wszyscy co do jednego, wałęsają się w tej chwili po mieście. Pack był wielkim skąpiradłem, więc nie kupił sobie przyzwoitej kasetki na przechowywanie papierów, tylko jedną z tych krajowych imitacji, jaką można nabyć za dziesięć rupii. Otworzono ją pierwszym lepszym kluczem - i oto na samym dnie, pod polisą ubezpieczeniową Packa, spoczywała Bisara z Pooree! Churton obrzucił Packa szeregiem obelżywych epitetów, wetknął Bisarę do kieszeni i pośpieszył wraz z człowiekiem, który wiedział, na zabawę taneczną. Przyszedłszy - jakoś przed samą kolacją - zauważył w oczach panny Hollis... pierwsze oznaki zmiany nastroju. Po kolacji panna Hollis dostała napadu histerii i została wyprowadzona przez mamę. Podczas tańca Churton trzymający w kieszeni złowrogą Bisarę zwichnął sobie nogę na jednym ze stopni wiodących ku dawnej ślizgawce i pomimo zrzędzeń musiał wrócić rikszą do domu. Pomimo tak oczywistego dowodu nadal nie wierzył w czarnoksięską moc Bisary z Pooree, ale odszukał Packa i obrzucił go brzydkimi przezwiskami, z których najłagodniejsze było ,,ty złodzieju". Pack obelgi te przyjął z nerwowym uśmiechem małego człowieczka, któremu brak zarówno duszy jak i ciała, by mógł się brzydzić obelgami. Spokojnie, jakby nic się nie stało, poszedł dalej swoją drogą. Do publicznego skandalu nie doszło. W tydzień potem Pack dostał ostateczną rekuzę od panny Hollis. Oznajmiła mu, że się omyliła w lokacie swych uczuć. Toteż udał się do Madrasu, gdzie nie może zdziałać wiele złego, nawet gdyby został pułkownikiem. Churton nalegał na człowieka, który wiedział, by ten wziął w prezencie Bisarę z Pooree. Człowiek ów przyjął prezent, ale pewnego razu udał się na wielki trakt, a znalazłszy tam zaprzężonego do ekki kucyka ze sznurem błękitnych wisiorków na szyi, kawałkiem sznurowadła przywiązał Bisarę do owego naszyjnika, dziękując Niebiosom, że udało mu się uwolnić od niebezpieczeństwa