To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Dała nieszczęsną broń chłopcu, nie mogąc wydobyć słowa, a gdy ten ruszył do domu, zwinęła robótkę i poszła do swego pokoju w stanie niewymownej niepewności. Serce wróżyło jej wszystkie okropności. Chciała rzucić się mężowi 124 125 do nóg, wyznać mu wszystko; historię wczorajszego wieczora, swą winę i swe przeczucia. Potem znów nie widziała, by krok ten wywołał pożądany skutek, a najmniej mogła się spodziewać, że skłoni męża, by poszedł do Wertera. Stół był nakryty; pewna bliska znajoma, która przyszła tylko o coś zapytać i chciała zaraz odejść - została i uczyniła rozmowę przy stole znośną; zmuszano się, rozmawiano, opowiadano, zapomniano o sobie. Chłopak przyszedł z pistoletami do Wertera, który odebrał je od niego z zachwytem, usłyszawszy, że dała mu je Lota. Polecił przynieść sobie chleba i wina, kazał chłopcu iść na obiad i zasiadł do pisania. "Przeszły przez Twoje ręce, Tyś je otarła z kurzu; całuję je tysiąckrotnie; Tyś ich dotknęła; i Ty, duchu niebios, wspierasz mój zamiar! I Ty, Loto, podajesz mi narzędzie, Ty, z której rąk pragnąłem przyjąć śmierć, i ach, teraz przyjmuję! O, wypytałem mego chłopca. Drżałaś, gdyś mu je podawała, nie powiedziałaś: żegnaj! Biada! Biada! Bez pożegnania! Czyżbyś zamknęła dla mnie serce gwoli chwili, która mnie na wieki do Ciebie przykuła? Loto, żadne tysiąclecia nie zdołają zatrzeć tego wrażenia! I czuję, że nie możesz nienawidzić tego, który tak płonie dla Ciebie". Po wieczerzy kazał chłopcu całkowicie wszystko spakować, podarł wiele papierów, wyszedł i wyrównał jeszcze kilka dhzgów. Wrócił znowu do domu, znowu wyszedł przed bramę, nie zważając na deszcz, do ogrodu hrabiego; snuł się dalej po okolicy, wrócił z nadejściem nocy i pisał: "Wilhelmie, widziałem po raz ostatni pole i las, i niebo! Żegnaj i Ty! Droga Matko, przebacz! Pocieszją, Wilhelmie! Niech Was Bóg błogosławi! Wszystkie moje sprawy są uporządkowane. Żegnajcie! Zobaczymy się znów i szczęśli- wsi". 126 "Źle Ci się odpłaciłem, Albercie, i Ty mi przebaczysz. Zburzyłem spokój Twego domu, wniosłem nieufność pomiędzy Was. Żegnaj! Chcę to skończyć. Obyście byli szczęśliwi przez mą śmierć! Albercie! Albercie! Uczyń tego anioła szczęśliwym! I niech błogosławieństwo boże mieszka z Wami!" Wieczorem grzebał się jeszcze długo w swych papierach, podarł ich wiele i rzucił do pieca. Zapieczętował kilka pakunków z adresami do Wilhelma. Zawierały one krótkie rozprawy, oderwane myśli, z których niektóre widziałem; i około dziesiątej godziny, kazawszy dołożyć do pieca i podać sobie butelkę wina, wysłał spać służącego, którego pokój, jak i sypialnie domowników, leżał daleko z tyłu i który położył się w ubraniu, aby wcześnie być na zawołanie, bo pan jego powiedział, że konie pocztowe zajadą około szóstej przed dom. Po jedenastej "Wszystko tak ciche wkoło i tak spokojna ma dusza. Dzięki ci, Boże, któryś tym ostatnim chwilom użyczył tego ciepła, tej siły. Podchodzę do okna, najdroższa moja, i patrzę, i widzę jeszcze przez burzliwe, przeciągające chmury kilka gwiazd wiecznego nieba! Nie, nie spadniecie! Wieczysty trzyma na swym sercu Was i mnie. Widziałem gwiazdy dyszla Wozu, najmniejszej ze wszystkich konstelacji. Gdym w nocy wracał od Ciebie, gdym wychodził z Twej bramy, stał nade mn ą! Z jakimż upojeniem patrzyłem nań często! Często z pod- niesionymi rękoma czyniłem go znakiem świętym, pomnikiem mego obecnego szczęścia, i jeszcze - o Loto, cóż nie przypomina mi Ciebie! Czyż nie otaczasz mnie zewsząd k# h i czyż jak dziecko nie porywałem nienasycenie wszyst ic drobnostek, których Ty, święta, dotknęłaś? Droga sylwetka! Przekazuję Ci ją z powrotem, Loto, 127 i proszę, byś ją szanowała. Tysiące, tysiące pocałunków wycisnąłem na niej, tysiące pozdrowień jej posyłałem, gdym wychodził lub wracał do domu. Prosiłem Twego ojca w kartce, by otoczył opieką me zwłoki. Na cmentarzu są dwie lipy, w kącie blisko pola; tam pragnę spocząć. On może, on uczyni to dla swego przyjaciela. Proś go i Ty także. Nie chcę wymagać od bogobojnych chrześcijan, by składali swe ciała obok biednego nieszczęś-liwca. Ach, chciałbym, byście mnie pochowali przy drodze lub w samotnej dolinie, by kapłan i lewita przechodzili, żegnając się mimo oznaczonego kamienia, a Samarytanin łzę wylałl