To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Postoimy trochę, nie martwi cię to? - zwrócił się do Compaigne. - Możemy stracić dużo czasu. - Zacznę się martwić, gdy nadlecą niemieckie samoloty -Compaigne lustrował wzrokiem niebo, podnosząc co chwila lornetkę do oczu. Nie dostrzegł żadnego zagrożenia, usiadł więc na brzegu błotnika i zapalił papierosa. - Sądziłem, że bardziej niepokoją cię postępy grupy Pasha i Lansdale'a. Wygląda na to, że wysforowali się daleko przed nas... - Czy wy, cholerni Polacy, naprawdę wszystko wiecie, czy tylko udajecie?! - krzyknął Compaigne. Rzucił papierosa i podszedł do Czernego. - Skąd, u diabła, wiesz o grupie Lansdale'a i Pasha? To przecież najtajniejsza misja w Europie! Mów! Czerny po raz pierwszy widział tak rozsierdzonego Amerykanina. - Daj spokój - powiedział pojednawczo. - Powiedziała mi o tym Joanna. - Kiedy się z nią widziałeś? I dlaczego nic mi nie powiedziałeś?! Ja dowodzę tą misją i nie życzę sobie żadnej gry na boku. Albo jesteś w mojej grupie i meldujesz o ważnych sprawach, albo wracaj do Londynu! Był wściekły, ale Czerny rozumiał, że jest to bardziej efekt zmęczenia i napięcia przed rozpoczynającą się misją niż prawdziwe oburzenie, które mogło wywołać zatajenie ważnej informacji. - Daj spokój - powtórzył. - Nie miałem zamiaru niczego przed tobą ukrywać. Postanowiłem pogadać o telefonie od Joanny w czasie podróży. Wiedziałem, że będziemy mieli dużo czasu. - Okey - Compaigne poczuł, że jego wybuch był niepotrzebny. -Poniosło mnie. Ale teraz już na spokojnie powiedz, co usłyszałeś od Joanny o Lansdale'u i Pashu? Pytał o pułkownika Johna Lansdale'a, dowodzącego grupą o kryptonimie "Alsos", oraz pułkownika Borysa Pasha, szefa wywiadu w Los Alamos, który został włączony do tej grupy osób, mających za zadanie poszukiwać naukowców pracujących nad 169 niemieckim programem nuklearnym, a także materiałów wykorzystywanych w tej pracy. - Co to jest?! - usłyszeli nagle głos kierowcy. Stał z boku drogi i wpatrywał się w punkty wysoko na niebie, nad górami. Jak na samoloty zbliżały się zbyt szybko, zaś odgłos, jaki im towarzyszył, nie przypominał warkotu samolotowych silników. - Wszyscy do rowu! Nalot! - krzyknął Compaigne i rzucił się w poprzek drogi, gdzie krzaki zasłaniały głęboki wykrot. Głuchy huk strzałów artylerii przeciwlotniczej potwierdził, że nad most nadlatywały niemieckie samoloty. - Co to za cholera? - Czerny rzucił się na ziemię obok Compaigne^, a po chwili dołączył do nich kierowca. - Nie widziałem takich samolotów! - Odrzutowe - wyjaśnił komandor. - Nowa broń niemiecka. Są szybkie, ale mają niewielki zasięg i szybko kończy im się paliwo. Leciały nisko. Przemknęły nad nimi z zawrotną prędkością i wystrzeliły świecą w górę, zostawiając za sobą czarne obłoki eksplodujących pocisków artylerii przeciwlotniczej, która nie nadążała z postawieniem zapory. Czerny, który po raz pierwszy widział samoloty odrzutowe, przypatrywał im się bardziej z ciekawością niż lękiem. Dopiero odgłosy bomb, które zrzuciły, zmusiły go, żeby zsunął się niżej do rowu i zakrył głowę. Nalot nie trwał długo, gdyż, jak przewidział Compaigne, samolotom kończyło się paliwo, lub też ogień przeciwlotniczy był zbyt silny i musiały zrezygnować z dalszych ataków, zrzucając bomby daleko od celu. Przemknęły nad ich głowami jeszcze raz, strzelając na oślep z działek i znikły nad górami równie szybko, jak się pojawiły. Ogień dział i karabinów maszynowych, które jeszcze przez chwilę wystrzeliwały pociski za oddalającym się wrogiem, powoli cichł. Wyszli z rowu, otrzepując mundury z resztek zeschłej trawy i piachu. - Całe szczęście, że nie trafiły - kierowca patrzył z ulgą na wyrwy po pociskach, które ominęły jego samochód zaledwie w odległości kilku metrów. - To co z tą Joanną? - Compaigne ponownie usiadł na błotniku jeepa, a Czerny odniósł wrażenie, że wstydził się zachowania sprzed paru minut. 170 - Zadzwoniła do mnie przed wyjazdem - wyjaśnił Czerny. -Nie pytaj, skąd wiedziała, że wyruszamy do Niemiec. Przekazała informację, że w końcu lutego zespoły niemieckich kryptologów ewakuowano z Hirschbergu do Zschepplin i do zamku Naumburg pod Weimarem. - Ja mam inne informacje - Compaigne pokręcił głową. - Nasze źródła mówią o Kaufbeuren i Rosenheim w Bawarii. - Nie sądzę, żeby te informacje się wykluczały - Czerny wzruszył ramionami. Przerwał na moment, obserwując jak ciężarówki w porządku, którego nie zmącił krótki nalot, ruszają jedna za drugą. Wsiedli do jeepa. - Zastanawia mnie jeszcze coś. Powiedziała, żebyśmy zwrócili uwagę na zamek Tzschocha, gdyż istnieją możliwości dotarcia tam, choć bardzo niechętnie odpowiadała na pytania dotyczące tego zamku. Coś tam jednak musi być. I to cholernie ważnego. - Czy możemy do końca wierzyć tej Joannie? Co o niej wiemy? Czerny wzruszył ramionami. - Ty masz swoje źródła informacji, ja mam swoje. Może uda się jeszcze czegoś o niej dowiedzieć. Tyle miałem ci do powiedzenia o tym, co wydarzyło się w Paryżu. Jak widzisz, nic takiego. Owinął się płaszczem i próbował ulokować się jak najwygodniej na tylnym siedzeniu jeepa, ale po chwili zaniechał tych wysiłków. Obejrzał się. Jeepy z pozostałymi członkami zespołu Compaigne'a zwiększyły odstępy. Wjeżdżali na most Ludendorffa, którego środkowe przęsło było mocno uszkodzone po wybuchu niemieckich min, jakie obrońcom udało się odpalić, zanim Amerykanie odrzucili ich, uniemożliwiając zniszczenie całego mostu. Inne części ucierpiały w czasie ponawianych nalotów niemieckich samolotów, starających się zniszczyć tę wygodną dla aliantów drogę do Niemiec i ostrzału pociskami V-1. Compaigne rozłożył mapę i przyświecając sobie latarką, przypatrywał się wschodniej części Niemiec. Poszukiwał miejscowości, o której wspomniał Czerny. - Pisze się Tzschocha, koło Marklissy... - usłyszał głos Polaka, który okutany w płaszcz, z czapką nasuniętą na oczy nie mógł widzieć, że komandor zaczął studiować mapę. - Narysowałem tam kółko, żebyś szybciej znalazł