To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Tak zakończyła się zagraniczna kariera Niemena, choć na pewno na karierze mu nie zależało, nie był karierowiczem, nie za każdą cenę. Chciał wejść na rynki zagraniczne, a to pragnienie u artysty jest czymś normalnym. Poszerzenie grona zainteresowanych swoją muzyką, płyty na całym świecie, koncerty, nowi ludzie, nowe znajomości, uznanie prasy... a co za tym idzie, naturalnie także pieniądze. Nie było to jednak mu dane, podobnie jak nie było to dane innym polskim artystom (muzyki rozrywkowej), którzy o to zabiegali. Nie było ich zresztą tak wielu - próby podbicia zagranicy poczynili m.in. Maryla Rodowicz, zespół 2+1, Czerwone Gitary, kto jeszcze? Poza nagraniem paru płyt w obcym języku, poza paroma koncertami w Anglii, Niemczech, Beneluksie, może nawet w USA - więcej nic. Kilka słów w krajowej prasie, jakiś singel śpiewany po angielsku czy niemiecku, może nawet cały longplay... to wszystko. Zapewne nie do przeskoczenia była bariera językowa. Choćby nasz artysta długo pobierał lekcje języka, choćby brał je u najlepszych nauczycieli, choćby szlifował roz- mowę w kontaktach zawodowych lub towarzyskich - to jednak Anglik, Amerykanin czy Niemiec od razu wyczuje, że słucha cudzoziemca. A dla cudzoziemców rynki zachodnie praktycznie były nie do podbicia. Wyjątki, w postaci popularności paru piosenkarzy włoskich czy latynoamerykańskich w USA, jedynie potwierdzają tę regułę. Co jeszcze stanęło na przeszkodzie naszym artystom w podbiciu świata? Pewnie pieniądze potrzebne do promocji, a raczej ich brak. Pewnie obrotny menedżer (a raczej jego brak), który odpowiednio pokierowałby karierą cudzoziemca. A może brak odpowiedniego repertuaru, który trafiłby do światowej publiczności... Z pewnością to wszystko razem - brak pieniędzy, menedżera, odpowiedniego repertuaru - spowodowało, że po prostu się nie udało. W wypadku Niemena decydującą rolę odegrał zapewne taki, a nie inny, repertuar. Ta muzyka - piękne, długie, rozbudowane frazy, wielominutowe suity, powoli rozwijające się utwory, kompozycje o własnym, nie zawsze łatwym do prześledzenia scenariuszu - była za trudna. Tak jak mówił Michał Urbaniak, a potem, po latach potwierdził sam Niemen - należało te ambitne projekty podeprzeć kilkoma przebojowymi piosenkami. Pomysłu czy chęci jednak zabrakło i... Niemen wrócił do kraju, gdzie czekał go nowy zespół, nowi współpracownicy i co najważniejsze, nowa muzyka. IftiA H J Ol/Wt) SllWii fii\ amiętam - wspominał Niemen - że rozmawiałem z Apo-stolisem (na odchodne) o przeznaczeniu, które przyniosło nagle oczekiwany zwrot, by nie powiedzieć, szczęśliwy trai. Po koncercie poszliśmy do klubu Herkulesy. Grał zespół Universum z Piotrem Dziemskim na perkusji. Nagle zrozumiałem, że nie ma ludzi niezastąpionych, zwłaszcza perkusistów. Stałem jak wryty, zahipnotyzowany grą Piotra. We wrześniu już ćwiczyliśmy razem pierwsze kawałki w łagowskim zameczku nad malowniczym jeziorem (...). Sam pomysł na album Aerolit dopełnił się z chwilą odkrycia wiersza Herberta Kamyk. Jego przesłanie jeszcze bardziej umocniło we mnie potrzebę bezkompromisowego stosunku do nieustannej inwazji sezonowych kiczowatych przebojów. Po pobycie, na przełomie 1973 i 1974 roku, w Nowym Jorku, gdzie nagrywałem ostatnią swoją płytę dla CBS International, rzuciłem się w wir pracy nad zespołem. Sercem rytmicznego pulsowania nowej muzyki była, oczywiście, niezwykle precyzyjna gra Piotra. Po przymiarkach z różnymi muzykami skład zespołu ukształtował się ostatecznie jesienią 1974 roku. Weszliśmy do studia i w kilka dni «wysmażyliśmy» krążek, który choć i odkłamał moje «inwalidztwo muzyczne», to jednak z trudem przebijał się przez tendencyjnie zatkane uszy recenzentów" [Niemen Od początku). Płyta Aerolit, nagrana pod koniec 1974 roku, jest uwieńczeniem rockowej przeszłości Czesława Niemena. Taka była muzyczna koncepcja jej autora i takie było rockowe granie muzyków, których Niemen do nagrania płyty zatrudnił - prócz Piotra Dziemskiego grają tam także Jacek Gazda na gitarze basowej, Sławomir Piwowar na gitarze i Andrzej Nowak na instrumentach klawiszowych. Bardzo różnorodna to muzyka - są elementy muzyki jazz-rockowej [Cztery ściany świata do tekstu Jonasza Kofty), jakby powrót do jazzowych, funko-wo-soulowych zainteresowań z płyt poprzednich. Jest też muzyka elektroniczna, syntezatorowa w Kamyku, gdzie Niemen pól śpiewa, pói recytuje Herberta. Jest oczywiście Norwid, a wśród utworów premierowych są „polskie" wersje kompozycji, które trafiły na płyty zagraniczne: Pielgrzym i Smutny ktoś, biedny nikt. Andrzej Nowak tak wspomina tamten okres: „Przyszło nam współtworzyć z Czesławem Niemenem trudną muzykę (...). Na koncerty przychodziły kilkutysięczne tłumy i wysłuchiwały ponaddwu-godzinnej dawki trudnej muzyki i poezji. Były to suity przeplatane recytacjami poezji Norwida i Herberta