To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Za to będą musieli mi zapłacić - jeżeli jeszcze żyją... Miałem nadzieję, że tak, i że i będę mógł się zemścić za ich podłość... Tego nie można puścić płazem! Uświadomiłem sobie, że stoję w piżamie obok łóżka, trzymając się poręczy, by zachować równowagę. Rozejrzałem się i postanowiłem kogoś przywołać. Szpitalne sale w zasadzie się nie zmieniły. W mojej izolatce nie było okna. Nie mogłem się zorientować, skąd pada światło. Łóżko było wysokie i wąskie, tak jak za moich czasów, ale zauważyłem, że jego konstrukcja umożliwia nie tylko spanie, gdyż w dole wmontowano rurę w kształcie kaczki pełniącą prawdopodobnie funkcję basenu, a i nocny stolik był integralną częścią konstrukcji. W normalnych okolicznościach na pewno zainteresowałbym się tym urządzeniem, ale w tej chwili pragnąłem tylko znaleźć przycisk przywołujący pielęgniarkę - po prostu chciałem się ubrać. Dostrzegłem klawisz, nacisnąłem. Na ekranie monitora wiszącego w nogach łóżka zaświecił się napis: PRZYWOŁANIE PIELĘGNIARKI. W ułamku sekundy zgasł i zaraz pojawił się następny: PROSZĘ CHWILĘ POCZEKAĆ. Szybko i bezgłośnie otworzyły się drzwi i weszła pielęgniarka. Pielęgniarki też się niewiele zmieniły. Ta moja była całkiem do rzeczy, choć zachowywała się prawie jak sierżant na placu ćwiczeń. Na krótko ostrzyżonych włosach koloru orchidei kołysał się mały, idealnie biały czepek, szeleściła sztywno nakrochmalonym, także białym jak śnieg fartuchem. Fason fartucha zasłaniał i odsłaniał miejsca cokolwiek inne niż w roku 1970 - ale zmiany w kobiecych strojach, nawet takich jak roboczy mundurek, były nieuniknione i niezmiennie trwały od tysięcy lat. Nieważne, który był wiek - po jej zachowaniu mogłem od razu poznać, że mam do czynienia z pielęgniarką. - Proszę natychmiast położyć się do łóżka! - Gdzie moje ubranie? - Z powrotem do łóżka! I to zaraz! - Proszę siostry, jestem wolnym obywatelem, od dawna pełnoletnim i nie notowanym. Do łóżka wracać nie muszę i tego nie zrobię. Proszę pokazać mi, gdzie mam ubranie, albo wyjdę w takim stroju. Spojrzała na mnie, obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju. Drzwi rozsunęły się automatycznie, gdy tylko stanęła na progu. Spróbowałem zrobić to samo. Niestety, dla mnie stanowiły przeszkodę nie do pokonania. Nie mogłem odkryć zasady ich działania, chociaż byłem przekonany, że co jeden technik wymyśli, to drugi w końcu zdekonspiruje. Nie miałem zresztą na te rozmyślania zbyt wiele czasu, drzwi bowiem otworzyły się znowu i do pokoju wszedł mężczyzna. - Dzień dobry - pozdrowił mnie. - Jestem doktor Albrecht. Miał na sobie coś pośredniego między niedzielnym ubraniem z Harlemu i strojem na piknik, ale zmęczone oczy należały do profesjonalisty - byłem skłonny mu zaufać. - Dzień dobry, doktorze. Chciałbym dostać ubranie. Wszedł do pokoju, by drzwi mogły się zasunąć, nie przyciąwszy mu pięty. Sięgnął do kieszeni i wyjął paczkę papierosów. Wyciągnął jednego, zamachał nim szybko w powietrzu, włożył do ust i pociągnął; na końcu żarzył się ogienek. Podsunął mi paczkę. - Zapali pan? - Hm, dziękuję, ale nie. - Spokojnie może pan zapalić. Nie zaszkodzi panu. Pokręciłem przecząco głową. Zawsze pracowałem z dymiącym obok mnie papierosem, postępy w pracy osądzałem na podstawie przepełnionych popielniczek i liczby wypalonych plam na desce kreślarskiej. Teraz gdy spojrzałem na dym, zrobiło mi się trochę słabo i zastanowiłem się, czy hibernacja nie wyleczyła mnie z nałogu. - Dziękuję, jednak nie skorzystam. - W porządku, panie Davis. Pracuję tutaj już sześć lat. Jestem specjalistą od hipnologii, resuscytacji i dziedzin im pokrewnych. Przez ten czas przewinęło się przez moje ręce osiem tysięcy siedemdziesięciu trzech pacjentów - pan jest osiem tysięcy siedemdziesiątą czwartą osobą, której pomagam w powrocie z hipotermii do normalnego życia. Widziałem najdziwniejsze reakcje po obudzeniu - to znaczy najdziwniejsze dla laika, ale nie dla mnie. Niektórzy chcą od razu położyć się z powrotem do hibernatora i są wściekli, gdy im na to nie pozwalam. Niektórzy ponownie usypiają i musimy ich odsyłać do innej przychodni. Jeszcze inni zaczynają szlochać, kiedy sobie uświadomią, że nie istnieje bilet powrotny i że jest już za późno, by wrócić do domu, niezależnie od tego, z jakiego czasu pochodzą. A niektórzy, tak jak pan, żądają swoich ubrań i chcą od razu wybiec na ulicę. - No i co? Dlaczego nie? Czy jestem więźniem? - Oczywiście, że nie. Może pan otrzymać ubranie, uprzedzam lojalnie, że wyszło z mody, ale to pana problem. Zanim po nie poślę, proszę mi łaskawie zdradzić, jaka to pilna sprawa przynagla pana do porzucenia naszej gościny... Przecież czekał pan trzydzieści lat... co wobec nich znaczy te kilka chwil? Czy naprawdę nie może pan jeszcze poczekać? Może nic by się nie stało, gdyby pan zajął się nią w ciągu dnia, albo i jutro? Już, już chciałem wrzasnąć, gdzie może mi skoczyć, i że jest to pilniejsze od wszystkiego na świecie, gdy nagle przyszło na mnie opamiętanie i pokornie przytaknąłem. - Możliwe, że nie jest to takie naglące. - Proszę więc wyświadczyć mi tę uprzejmość i wrócić do łóżka, pozwolić się spokojnie przebadać, zjeść śniadanie, a potem możemy porozmawiać, co dalej. Być może będę mógł panu doradzić to i owo. - W porządku, doktorze. Przepraszam za kłopoty. Wsunąłem się pod kołdrę. Naraz poczułem zmęczenie, nerwy miałem rozdygotane. W łóżku było tak cudownie... - Nie ma o czym mówić. Kłopoty... powinien pan obejrzeć niektóre nasze przypadki. - Wygładził kołdrę wokół moich ramion i pochylił się nad stolikiem wbudowanym w łóżko. - Doktor Albrecht, siedemnastka. Proszę przysłać pacjentowi śniadanie, hm... dieta cztery minus. - Odwrócił się ku mnie. - Proszę położyć się na boku i podciągnąć górę piżamy, chcę spojrzeć na pana żebra. W czasie badania może pan pytać, o co chce. Jeśli ma pan ochotę. W czasie, kiedy lekarz obmacywał moje żebra, usiłowałem zebrać myśli. Przypuszczałem, że używał stetoskopu, choć urządzenie wyglądało raczej na miniaturową słuchawkę dla głuchych. Jednego na pewno nie poprawili - końcówka była zimna i twarda jak dawniej. O co mam pytać po trzydziestu latach? Czy ludzkość dotarła już do gwiazd? Kto tym razem przygotowuje ,,wojnę ostateczną", która wyzwoli nas na zawsze od strachu przed następną? Czy rodzą się dzieci z probówek? - Panie doktorze, czy w kinach i teatrach stoją jeszcze automaty z prażoną kukurydzą? - Kiedy byłem tam po raz ostatni, stały. Nie poświęcam na to zbyt wiele czasu. Nawiasem mówiąc, teraz nie mówi się ,,teatry", ale ,,zeroatry". - Naprawdę? Dlaczego? - Proszę pójść i zobaczyć. Ale niech pan nie zapomni przypiąć się do fotela; przy niektórych scenach cała sala jest pozbawiona grawitacji. Panie Davis, codziennie spotykamy się z tym samym. Dla nas to już rutyna. Ale dla wszystkich śpiochów przygotowujemy rokrocznie słowniki adaptacyjne i konspekty historyczno-kulturalne