To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Daj spokój, Johnny. Rozpostarłem ręce i rozejrzałem się wokół, udając, że pragnę powiadomić wszystkich gości na patio o niedorzeczności naszej rozmowy. - Mężczyzny, który zarabia na życie, sprzedając mazdy... i osiąga ekstazę, gdy namówi klienta, by zapłacił dodatkowe sześćdziesiąt dolarów za wycieraczki. I ktoś taki udziela mi lekcji moralności! - Zaczynałem wpadać w histerię. - Wycieraczki są wliczone w cenę - oświadczył Hogan, wysuwając podbródek. - Poza tym, w mazdach nie ma nic niemoralnego! Nie potrafiłem się powstrzymać. - Człowiek, który zakochał się w Holoku z przyszłości, próbuje zwracać mi uwagę... - Urwałem. „Zastanów się, kogo strofujesz” - pomyślałem. Czułem, że przesadzam. Ogarnął mnie zły nastrój, nad którym nie umiałem zapanować. Dlaczego zachowywałem się w ten sposób? Dlaczego dyskredytacja słów Hogana wydawała mi się taka ważna? Gdy pacjent traci kontrolę... co to oznacza, John? Na pewno ogromne emocje. Zapaliłem papierosa, mocno się zaciągnąłem, wskazałem palcem na Hogana i wyszeptałem: - Twierdzisz, że mam być wdzięczny, ponieważ matka zamęczała mnie swoją nadopiekuńczością, miała na moim punkcie obsesję i uważała mnie za swój „bilet”?! - Znowu się zaciągnąłem. - O co chodzi z tymi wszystkimi biletami? Czy jej życie było filmem podróżniczym?! - Johnny, proszę - powiedział cicho. Wziąłem długi łyk portera. - Hogan, nie zmuszaj się do dogłębnych analiz, okej? I nie powtarzaj więcej, jakie to miałem szczęście, że byłem obiektem uczuć naszej mamy! Istna męczarnia. Wierz mi, nie chciałbyś być jej ulubionym syneczkiem. - To w ogóle nie wchodziło w grę. - Hogan wzruszył ramionami. - Zgadza się - przyznałem z goryczą. - Byłeś ulubieńcem ojca. A ja niby mam się czuć tym błogosławionym? - Bolesne pytanie. - Nawet nie miałem wrażenia, że jest również moim ojcem. - Bo nim nie był. - No właśnie, był twoim. Nie mogłem współzawodniczyć z ojcem i z tobą. Wasz wzajemny podziw... Czekaj, chwila, co ty, do cholery, gadasz?!! Wzruszył ramionami. - Że nie był twoim ojcem. Nie byłeś jego synem. - Spostrzegł moją minę. - No co? Zaskoczony? Odstawiłem szklankę i spojrzałem bratu w oczy. - Hogan, nie zostałem adoptowany. Widziałem swoje świadectwo urodzenia. - Nie, ty jesteś jak Jezus - odparł. Na chwilę zapatrzył się w ocean, potem spojrzał z powrotem na mnie zamglonymi niebieskimi oczyma. - Wiesz, Józef musiał go wychować jak własnego syna. W ciągu ubiegłego roku przeżyłem wiele naprawdę szokujących zdarzeń. Czuliście się kiedyś, jakby cała ziemia zadrżała pod wami? Byłem kiedyś w Los Angeles podczas niedużego trzęsienia ziemi: 4,5 w skali Richtera. W jednej chwili ziemia przestaje być czymś stałym i solidnym (w co zawsze szczerze wierzyłeś) po prostu...osuwasz się. Pokój drży, okna brzęczą, drzewa spadają koronami w dół. Skała staje się płynna. Nie ma dokąd uciec. I myślisz: „Czy to się kiedyś skończy?” W pewnym momencie zdałem sobie ze zdumieniem sprawę z faktu, że nie mam pojęcia, kim jestem. A potem... niesamowite, nieoczekiwane odczucie wolności i nowych możliwości. Świadomość, że matka odpowiada jedynie za połowę mojego genotypu. Niemal poczułem ulgę: podejrzewałem coś przez całe życie, żywiłem jakieś niezwykle głębokie przeświadczenie, że tak naprawdę nie należę do mojej rodziny, że nie jestem dzieckiem chcianym... Sądzę, mój drogi Czytelniku, że wiesz, co mam na myśli. Na minutę wszystkie dźwięki przycichły. Obserwowałem bańki pękające na jasnobrązowej pianie mojego piwa. Szara mewa wylądowała na poręczy patia i popatrzyła na mnie. Przypomniałem sobie matkę stojącą na szczycie schodów w błękitnej niedzielnej sukience. Nagle stała się dla mnie kimś obcym. Pytania rozsadzały mi głowę. Kiedy odzyskałem zdolność mówienia, odezwałem się: - Więc tato... - Ożenił się z mamą, kiedy była już w ciąży - dokończył beztrosko Hogan. - Kiedy ci to zdradził? - Tuż przed śmiercią. - Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Obiecałem, że nie pisnę słowa za życia mamy. - Wiedział, że spodziewała się dziecka? - Nie. Spytałem przerażony: - Oszukała go? Hogan poruszył się na krześle. - No cóż, tak sądzę. Ale jej wybaczył. - Wzruszył ramionami. - Kochał j ą. Pamiętam ojca na szpitalnym łóżku. Jego słaby oddech parujący na plastikowej masce tlenowej. Ostatnie słowa, które wydawały się wtedy tak nieodpowiednie, nagle stały się pełne miłości, mądrości i dobroci. Powiedział dokładnie to, czego wtedy potrzebowałem: „Baw się dobrze”. Najwyraźniej ojca też nie znałem. W jednej chwili nabrałem dla niego ogromnego szacunku. - Nie przeszkadzało mu, że wychowywał cudze dziecko? - Nie żałował tego - odparł Hogan. - Wyszeptał: „Po to właśnie wynaleziono gumki. Ludzie popełniają błędy. Mama miała problem, ja go wymazałem”. I dodał jeszcze: „Była niczym najdroższy eksponat na aukcji. Nigdy nie udało mi się sfinalizować jego zakupu”. - Hogan przesunął kciukiem po szklance. - Mówił, że matka wstydzi się za siebie. Za to, że zaszła w ciążę