To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
On je tylko wynajmował, żeby trzymać tam bibliotekę. W księgach będą numery działek i powierzchnia użytkowa lokali. Pośród tych kilku, kilkunastu tysięcy mieszkań trzeba znaleźć to jedno, którego powierzchnia zmniejszyła się skokowo, powiedzmy, o jedną trzecią. Trzeba będzie też uwzględnić mieszkania, które powstały przez podział dużych przedwojennych na mniejsze. - To brzmi bardzo poważnie. - Owszem. Robótka będzie upojna... - Mogą się pojawić fałszywe tropy - zauważyła Stasia. - Jeśli czynsz naliczany jest na podstawie powierzchni, to każdemu chyba zależy, żeby urwać kilka metrów kwadratowych. Z kolei po wojnie, jeśli robiono tu zagęszczanie, to ludzie mogli zamurowywać pokoje, aby władza nie mogła ich odnaleźć... A potem, w spokojniejszych czasach, po ich otwarciu już tego faktu nie zgłaszali... - Do diaska. Zamilkli. - A gdyby podejść od drugiej strony? - zapytała księżniczka. - Może niepotrzebna nam biblioteka cadyka Storma, może wystarczy ktoś obeznany w kabale, kto nam o tym opowie i poradzi, jak się zabezpieczyć? - Moi przyjaciele z pewnością już nie żyją. - Sędziwój podrapał się po głowie. - Ale... Może jeden został? Spotkałem go piętnaście lat temu, teraz musiałby mieć dziewięćdziesiąt. Spróbuję go odnaleźć. Jednak biblioteka bardzo by nam się przydała. Golem nie jest jedynym problemem, z którym przyszło nam się zmierzyć. Muszę ustalić pewien numer telefonu... Jutro sobota - przypomniał sobie. - To wyjątkowo kiepski dzień, żeby załatwiać sprawy z Żydami. - Hipoteka też pewnie zamknięta - zauważyła Stasia. - Jeszcze jedno pytanie. Przyjmijmy, że znajdziemy mieszkanie, w którym brakuje dwu pokoi. Co wtedy? - Katarzyna przekrzywiła głowę. - Jestem durniem - mruknął. - Szyby. - Co szyby? - Gdyby kilka pokoi stało latami zamurowane, to szkło w ich oknach byłoby potwornie brudne. - Poszukamy zatem, patrząc po oknach. - W jej oczach zalśniły figlarne ogniki. - A potem przystawimy drabinę. - Część może być od podwórza - zauważyła Monika. - A w wielu bramach są domofony... - W podwórzu raczej nie, bo ludzie mieszkają tam okno w okno, i sąsiedzi z naprzeciwka dostrzegliby coś podejrzanego - rzuciła Stasia. - Do chrzanu. Od strony ulicy też nie. - Chyba że od Plant - podsunęła księżniczka. Poskrobał się po brodzie. - Wiesz - powiedział wreszcie - z tymi oknami to był dobry pomysł, ale jednak nie do końca. Musimy opracować inną metodę. - Piece - podsunęła agentka. - Sądzę, że na Starym Mieście dawno już zainstalowano centralne ogrzewanie. Tymczasem część mieszkania, która oficjalnie nie istnieje, nie może być oficjalnie ogrzewana. Zatem pali się tam nadal w piecach kaflowych. - Błąd logiczny. - Pokręcił głową. - Jeśli gdzieś instaluje się ogrzewanie, to po pionach. Robotnicy wywierciliby w suficie dziurkę piętro wyżej i wleźli prosto do tajnej biblioteki. Ale powiedziałaś tu coś, co kieruje nas na zupełnie nowe tropy. Katarzyna zastanawiała się nie dłużej niż dziesięć sekund. - Ludzie - powiedziała wreszcie. - Do tej pory sądziliśmy, że to pomieszczenie jest zamknięte od 1939 roku, ale być może właściciel mieszkania wie o tych hipotetycznych trzech pokojach. Zainstalował tam kaloryfery, chodzi, myje okna i zmienia firanki. - Tak. Strażnik. Depozytariusz. - A może już dawno wywiózł bibliotekę w walizkach po kilka książek naraz? Do Ameryki lub Izraela. Albo na Kazimierz. Alchemik trzasnął dłonią w stół. - Jestem pełen podziwu - stwierdził ze smutkiem. - Masz główkę nie od parady... - Takie wykształcenie - odparła, mrużąc oko. - Uczono nas przede wszystkim szukać dziur w całym i wynajdywać każdą lukę w logicznym, zdawałoby się, wywodzie... - Wyślę maile do Izraela - powiedział spokojnie. - Poproszę, by skontaktowali mnie z jakimś miejscowym fachowcem. Biblioteka biblioteką, jeśli jej odnalezienie jest zbyt trudne albo niemożliwe, obejdziemy ten problem bokiem. - Napiszesz do nich, co się stało? - Nie. Jeśli to oni przysłali golema, to lepiej nie odkrywać naszych kart. Zegar melodyjnie wybił drugą w nocy. - Pora na nas - powiedziała Stanisława, spoglądając z niechęcią na smagane deszczem szyby. - Na podwórzu stoi niebieski fiat. - Podał jej kluczyki. - W wolnej chwili odstawcie mi go z powrotem. Laszlo i Arminius w zadumie patrzyli na gliniane ciało wstrząsane drgawkami. Golem, straszliwie poharatany, leżał na ceglanej podłodze. Co chwila otwierał oczy i próbował się podnieść, jednak zaraz opadał bezsilnie. Dziwne - cmoknął starszy łowca. - Powinien się zregenerować, ale jakoś mu nie idzie. I zadania chyba nie wykonał... - Co robimy? - Męczy się, trzeba dobić... Właściwie nawet nie dobić, przecież to nie żyje... Pochylił się nad ciałem z nożykiem w dłoni i jednym pociągnięciem usunął literę alef z przedramienia stwora. Na twarzy istoty odmalowało się coś na kształt wdzięczności, po czym golem sapnął i rozsypał się w kopczyk błękitnych okruchów. - Nie sądziłem, że cwaniara jest taka silna... Wrócił zmaltretowany, jakby zderzył się z lokomotywą. - Skoro jego tak załatwiła, to czy my mamy choćby minimalne szansę przeżycia? - Młody poskrobał się po głowie. Po raz pierwszy w życiu poczuł, że polowanie na wampiry niekoniecznie musi być dobrym sposobem na życie. - Najwyżej zginiemy... - Z golemem tak czy siak koniec - mruknął Laszlo. - Co dalej? Budujemy kolejnego? - Nie wiem. Nie poradził sobie przecież. Raczej wykombinujemy coś innego. Wiesz, czym jest wyrzutnia kurczaków? - zapytał Arminius. - Nie. Nigdy się z czymś takim nie zetknąłem. - Pokręcił głową Węgier. - Ale sama nazwa brzmi idiotycznie. - To urządzenie testujące szyby samolotowe w USA. Wkłada się do odpowiedniej komory martwego kurczaka i wystrzeliwuje przez specjalną dyszę z szybkością dwu machów. - Symuluje zderzenie się samolotu z ptakiem? - Dokładnie tak. A nam posłuży do wystrzelenia kołka. Po kolejnych fuszerkach Monika będzie bardzo ostrożna, niewielkie mamy szansę dopaść ją na otwartej przestrzeni. - Innymi słowy, upolujemy ją, gdy na przykład będzie jechała samochodem? - Tak. Przyładujemy z wyrzutni i przykołkujemy ją elegancko. - Hmmm. Kołek jest twardszy od kurczaka, ale czy to aby najlepszy pomysł? Nawet, jeśli z taką szybkością uderzy, to może nie przebić kamizelki kuloodpornej... - Masz jakiś pomysł? - Okuć koniec kołka srebrem. Albo zastosować srebrny kołek. - Nie mamy tyle kruszcu. Ale wiesz co? Wpadłem na pewien pomysł. Zamrozimy kołek ciekłym azotem. Będzie miał wtedy twardość stali. Dodatkowo naostrzymy go ślicznie na szlifierce... I powinno się udać. - Hmmm. Wyrzutnia. Jak ją zbudować? - To bardzo proste. Będziemy potrzebowali butli z gazem. Może być dowolny, na przykład dwutlenek węgla. Tylko potrzebny jest szeroki zawór, tak ze dwa cale średnicy. Damy dziesięć metrów rurki dwucalowej, potem reduktorek, dziesięć metrów półtoracalowej, dziesięć metrów jednocalowej, dziesięć metrów półcalowej, jeszcze dziesięć metrów ćwierćcalowej. Ciśnienie u wylotu powinno wynieść kilkadziesiąt atmosfer. - I będziemy celowali z armaty długości pięćdziesięciu metrów!? - Ależ nie. Rurki zwiniemy. Powielacz ciśnienia może być wielkości sporej beczki