To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Mówisz o dziecku? - Tak to się zazwyczaj kończy. Jako mężatka wiesz zapewne, co poprzedza narodziny. - Oczywiście, że tak! - wybuchnęła i poczerwieniała jak burak. Choć nie miała już wątpliwości, co należy zrobić, by zostać matką, nigdy nie sądziła, że ona sama powinna się liczyć z taką perspektywą. Stephen roześmiał się głośno. - To świetnie, bo wolałbym ci niczego nie tłumaczyć! Oparła ręce na biodrach. - Gdyby ktokolwiek inny ośmielił się mówić przy mnie o takich rzeczach - powiedziała z udanym oburzeniem - dostałby po buzi. Poklepał ją po ramieniu. - Szkoda, że się pomyliłem - odparł pogodnie. - Ale nie martw się. Prędzej czy później i tak do tego dojdzie. Sądzę, że raczej prędzej niż później. Elisabeth ponownie spłonęła rumieńcem. - Stephen! Jesteś niemożliwy! - Rzeczywiście. Już mi to mówiono. - Skrzyżował ręce na piersiach i przycupnął na brzegu biurka. - W takim razie, co cię tu sprowadza, skoro nie potrzebujesz porady lekarskiej? Mimo usilnych starań nie zdołała ukryć zdenerwowania. Przestała się uśmiechać, po czym wbiła wzrok w fałdy sukni. - Chodzi o Morgana, prawda? - Stephen westchnął głęboko. - To on cię doprowadził do takiego stanu. - Trudno tu mówić o stanie. - Chciała się uśmiechnąć, ale poniosła sromotną klęskę. - I nie chodzi o to, co Morgan zrobił, ale raczej o to, czego nie zrobił - plątała się Elisabeth. - Czyli? - spytał łagodnie Stephen. Czuła ucisk w gardle. - Dowiedziałam się o Amelii - wykrztusiła. Nie musiała mówić nic więcej. Stephen natychmiast spoważniał. - Od Morgana? Przytaknęła. - Tak, ale za sprawą Nathaniela. On wymienił jej imię. A ja oczywiście byłam ciekawa, o kim mowa. Lecz Morgan powiedział mi tylko, że Amelia była jego żoną i że już nie żyje. - Rozumiem - rzekł cicho Stephen. - Więc... pomyślałam sobie, że skoro jesteś najbliższym przyjacielem Morgana, a w dodatku lekarzem... Czy ona była chora? Stephen nawet nie starał się ukryć niezadowolenia. - Wydaje mi się - powiedział, kręcąc głową - że nie powinnaś dowiadywać się tego ode mnie. Morgan mógłby mieć pretensje do nas obojga. - Wiem. Naprawdę. I przykro mi, że postawiłam cię w takiej sytuacji. Ale wszystko mi jedno. On i tak o mnie nie dba - dokończyła cicho. - Nie wierzę. - Musisz mi uwierzyć. - W jej głosie słychać było ból płynący prosto z serca. - Wyjechaliśmy na tydzień do jego domu na północy. Tam było... zupełnie inaczej. Ale teraz... - Opuściła oczy. - Zabrał cię do domu nad morzem? - Stephen popatrzył na nią z uwagą. - Tak - wyjąkała szeptem. - W takim razie chyba nic nie rozumiesz. Nie doceniasz jego uczuć. Nie wiesz, ile dla niego znaczysz. Ten dom, to jego schronienie przed światem. O ile wiem, nigdy nikogo tam nie zapraszał. Na przykład Amelia nigdy tam nie była. Boczyła się kiedyś na niego za to przez parę dni. Mnie również nigdy tam nie zawiózł. - Zatem znałeś Amelię? - Tak. - W takim razie opowiedz mi o niej. Proszę. Westchnął. - Ona była bardzo ponętną kobietą. Inteligentną. Pełną życia. Kochała towarzystwo. Lubiła zwracać na siebie uwagę. Wydawało mi się, że nie ma takiej osoby na świecie, której nie potrafiłaby oczarować. - A jak układało się ich małżeństwo? Szczęśliwie? - To pytanie z trudem przeszło jej przez gardło, ale tak bardzo chciała się wszystkiego dowiedzieć... - Na początku tak. Ale później - zawahał się. - Morgan nie mówił mi nic na ten temat, ale chyba nie. - Kiedy ona umarła? - Jakieś pięć lat temu. - Co się stało? Zachorowała? Nie odpowiedziałeś mi - przypomniała. Był wyraźnie rozdarty. - Elisabeth... - Stephen - nalegała. - To dla mnie takie ważne. Odetchnął głęboko. - Dobrze - odparł w końcu. - Zginęła tragicznie. - W wypadku? - Została zamordowana - powiedział po długiej chwili. - Zamordowana? - powtórzyła. - Jak? - Uduszona. Znaleziono ją w sypialni. Elisabeth patrzyła na niego z przerażeniem. - Boże - powiedziała drętwo. - Któż byłby zdolny do czegoś podobnego? - To nie wszystko. W głosie Stephena pojawiła się jakaś dziwna nuta. Wstrzymała oddech. - Tak? - Morgan został aresztowany pod zarzutem morderstwa