To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Z pustką w głowie iw żołądku dotarła wkońcu do łóżka. Mimo wszystko łatwiej było leżeć bezsennie,niżbezsennie siedzieć. Z samego rana przyjechała Irena, która do północy rozmawiała z ojcemi nadal czuła wnogach ich nocny spacerz centrum na Koło,gdziemieszkała. Weszła do domu, używającswoich kluczy, ibezceremonialnie wkroczyła od razudo pokoju matki. - Żyjesz? - zapytała retorycznie, bo Marianna siedziałaoparta o zagłówek łóżka i wpatrywała się w drzewa zaoknem, które w tym roku dorosły wreszcie do wysokościpierwszego piętra. Marianna z trudem opanowałaautomatyczną reakcjęmatki, która nawet z oderwaną ręką podadziecku herbatęi nie zapomni zamieszać cukru. Zresztąz oczami jak króliktrudno nawetprzed dzieckiem udawać pogodną obojętność. No i dziecko jest już za stare, by dać się zwieść. - A bo ja wiem? - odpowiedziała szczerze. W tym momencie rozległ się dzwonekdo drzwi. 38 - Podżadnym pozorem nie wpuszczaj tunikogo- wzdrygnęłasię Marianna. Nie chcę, żeby mnie ktośoglądał w tym stanie. - Wszystkopod kontrolą. - Irena pomachała matce rękąw uspokajającym geście, otwierając jednocześnie drzwi swojej babci. -Na wszelki wypadek zawezwałam posiłki. Matka Marianny stanęła w drzwiach jej pokojuniecozdyszana, ale uzbrojona w paczkę ulubionych tabletek uspokajających, których zapach wprawiałw ekstazę jej kota. - Mamo, błagam, tylko mnie nie pocieszaj! - zawołałaMarianna iwybuchnęła płaczem. - To ja może wyjdę z Kaprysem -bąknęła Irena trochęmniej zadowolona z pomysłu ściągnięcia babci. Słusznie, bowidok płaczącej matki niepokoi iporuszadziecko w każdymwieku. Niesłusznie, bo płacz w obecności własnejmatki nigdy jeszcze nikomu nie zaszkodził. Tymbardziej że matka Marianny w milczeniu usiadła przy niejiobjąwszy jąramieniem, spokojnie czekała na rozwój wypadków. - Wypłacz się -mruknęła. - Gorzejjuż nie będzie. - Co ty mówisz? - wyszlochata Marianna. -Przecież tokoniec! - No i dobrze, że koniec. - Matka nieznacznie wzruszyłaramionami. -Wolałabyś, żeby się ciągnęło latami? - A bo ja wiem? -A ja wiem. Wiem, jak to jest, kiedy już wszyscy dookoławiedzą, i ty już wiesz, dzień po dniuobiecujeszsobie, że zapytaszwprost, ale jutro. No i tak trwasz, aż ci się żyć odechciewa, ale codziennie wmawiasz sobie,że to dla dobra rodziny. Trudno było kwestionować totwierdzenie. Sprzątając pokój ojca pojego nagłej śmierci, Mariannamusiała zajrzeć do komody,w której nigdy nie pozwalał jejgrzebać. Wciąż pamiętałassąceuczuciew żołądku, kiedy 39. okazało się, że ojciec zdołał w jednej komodzie upchnąć nietylko cale swoje życie, ale i drugą kobietę. Na tyle ważną,żezajmowała całązamkniętą na klucz szufladę. Marianna wyłamała ją osobiście, nie czekając na powrót matki, pewna,żeznajdzie tam coś,czego nie powinna oglądać. Długo tego żałowała. Przytuliła się do matki. Na samo wspomnienie zrobiłojej się zimno i okropnie. Byłoby dużo prościej, pomyślała, gdyby Piotr po prostuumarł. Już widziała siebie w żałobnym kirze,godniekroczącą za elegancką trumną z tabliczką "Piotr Łącki. Żyłlat 46". Widziała swójżal, a nawet rozpacz. Zdołałazobaczyć odziedziczone w całości małżeńskie konto i nowy samochód Piotra, gdy w powodzi tych jakże pociągających wyobrażeń dostrzegła w końcu ściągniętą cierpieniem twarz własnej córki. Puknij się w tendurny łeb. Łącka, upomniała samą siebie z całą surowością. Czy cisię to podoba, czy nie, właśniezaczęłaś pierwszy dzień swojego nowego życia bez Piotra. Wszyscy wiedzą, że wcale ci się to nie podoba,ale może daruj sobie tętrumnę i kiry. - Teraztrudno ci wto uwierzyć -podjęłaznowu matka -ale będzieszsięjeszcze śmiała z tego wszystkiego. - Nie wierzę - chlipnęła Marianna. -Oj, ale niezaczynaj znowu ryczeć! - Matkaprzytuliłająi zaczęła kołysaćzupełnie tak samojak przy wszystkichstłuczonych kolanach iawanturach z koleżankami od początku świata. -Irenka chyba już wróciła. No, spróbuj sięuśmiechnąć. - A niby po co? - spytała naburmuszona. - Żebym mogła zobaczyć dołeczki w twoich policzkach -odparła ciepło matka