To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Przynios³am kolacjê - powiedzia³a. - Sasza, popraw poduszki! Jak ma jeœæ? Le¿¹c? Sasza skrzywi³ siê, ale poœpiesznie us³ucha³ rozkazu. - Maria tu rz¹dzi - rzek³ do Mirandy. - Nawet Aleksiej W³adimirowicz jej s³ucha. Poprawi³ poduszki i pomóg³ dziewczynie usi¹œæ. Maria usiad³a obok na ³ó¿ku. - Mo¿esz jeœæ sama, moja droga, czy mam ci pomóc? - zapyta³a po francusku. - Poradzê sobie, dziêkujê. - Dobrze, wiêc ciê zostawiê. Jeœli bêdziesz mnie potrzebowa³a, po prostu zadzwoñ. Wysz³a, a Sasza przysun¹³ sobie krzes³o do ³ó¿ka. - Dotrzymam ci towarzystwa przy kolacji. Potem musisz siê dobrze wyspaæ, ¿eby lepiej siê poczuæ. Miranda podnios³a pokrywkê. Wydoby³ siê spod niej wspania³y zapach. Na tacy sta³ talerz czerwonej zupy, w której p³ywa³o coœ bia³ego. - Co to jest? - zapyta³a. - Barszcz, taka zupa z buraków - odpar³. - Na wierzchu jest œwie¿a œmietana. Spróbuj. Jest naprawdê dobry! Barszcz okaza³ siê wyj¹tkowo smaczny i szybko znikn¹³ z talerza. Na drugie danie dosta³a dziwne szare ziarna z kawa³kami miêsa, cebul¹ i sosem. Sasza wyjaœni³, ¿e to kasza, ziarno, które roœnie na farmie. Do kaszy podano groszek, a na deser jab³ecznik. Kolacja by³a cudowna. - Masz dobry apetyt, Miruszko - rzek³ Sasza. - Za kilka dni bêdziesz ju¿ zupe³nie zdrowa. Ksi¹¿ê pozwoli³ ci siê przystosowaæ. Mo¿esz wiêc na razie odpoczywaæ, chodziæ po ogrodzie i po pla¿y. - A potem? Sama nie wiedzia³a, dlaczego zada³a to pytanie. - Potem zaczniesz odwiedzaæ z Lukasem chatê do rozp³odu. - Wsta³. - Zabiorê tacê. Odpocznij. Jutro siê zobaczymy. Poszed³ i Miranda zosta³a zupe³nie sama. By³o jej ciep³o, mia³a pe³en ¿o³¹dek, ale dobre traktowanie wcale jej nie uspokoi³o. Nie zamierza³a spokojnie czekaæ jak owca na rzeŸ. Musia³a siê pozbieraæ. Potrzebowa³a czasu. Sasza obieca³ jej jutro spacer po pla¿y. Mo¿e uda jej siê dobrze rozejrzeæ po porcie albo nawet podstêpem uzyskaæ informacjê od Saszy, gdzie jest Turcja. Najwiêksz¹ trudnoœæ przedstawia³o zdobycie kompasu. Sasza bêdzie ni¹ bardzo rozczarowany, ale zdaje siê, ¿e jego pan nigdy jeszcze nie mia³ do czynienia z Amerykank¹. Wed³ug niego Amerykanie byli ma³o wa¿ni. Rosjanie chyba nic nie wiedzieli o œwiecie le¿¹cym poza granicami Europy. Miranda rozejrza³a siê po pokoju. By³o to niedu¿e pomieszczenie z szerokimi oknami i niewielkim kominkiem po³o¿onym naprzeciw ³ó¿ka. Œciany zosta³y pobielone, a pod³ogi pokryto szerokimi deskami. Wstawiono tu tylko trzy meble: dêbow¹ szafê na ubrania, ³ó¿ko i sto³ek. Nad ³ó¿kiem wisia³ wielki krucyfiks, co, zwa¿ywszy na miejsce, by³o raczej nie- smacznym pomys³em. Rankiem, kiedy Miranda jeszcze spa³a, do pokoju wszed³ mê¿czyzna. Zbli¿y³ siê do ³ó¿ka i przygl¹da³ siê œpi¹cej kobiecie. Odgarn¹³ w³osy z jej czo³a i dotkn¹³ policzka, na którym zasch³y ³zy. Westchn¹³ i wyszed³. Maria obudzi³a Mirandê doœæ póŸno. - Wstawaj, s³oneczko, s³oñce ju¿ wysoko. Dziewczyna powoli otwiera³a oczy. Przez chwilê wydawa³o jej siê, ¿e jest w Wyndsong, a Jemima krzyczy, ¿e ju¿ pora siê zbudziæ. Kiedy jednak ocknê³a siê zupe³nie, zobaczy³a tylko szczup³¹ siwow³os¹ kobietê. Posmutnia³a na ten widok. - Dzieñ dobry - mruknê³a. Staruszka uœmiechnê³a siê. - Dobrze, ¿e siê obudzi³aœ. Dziœ jeszcze bêdê ciê rozpieszczaæ i podam ci œniadanie do ³ó¿ka, ale jutro wstaniesz rano i zjesz z naszym Saszk¹. On sam ci tego nie powie, ale bardzo lubi twoje towarzystwo. Miranda zjad³a wszystko z podanych na tacy talerzy. Maria zachichota³a, widz¹c jej apetyt. Potem przys³a³a Marfê, która nowo przyby³ej dziewczynie pomog³a siê ubraæ. Wkrótce Miranda mia³a na sobie kilka halek, czarn¹ spódnicê, bluzkê z krótkimi rêkawami, jakie nosi³y tu wieœniaczki, i czarne drewniaki. Spódnica siêga³a ledwie za kolano, co Mirandzie wyda³o siê bardzo nieskromne. Nie dosta³a poñczoch, mia³a wiêc bose nogi. Nie podano jej równie¿ bielizny, a kiedy pokaza³a na migi, co chcia³aby jeszcze w³o¿yæ, Marfa zaœmia³a siê g³oœno, podnios³a spódnice i zaprezentowa³a bez skrêpowania, ¿e ona tak¿e nie ma niczego pod spodem. Miranda zaplot³a w³osy w prosty warkocz i na dr¿¹cych jeszcze nogach posz³a zobaczyæ siê z Sasz¹. Czeka³ na ni¹ w s³onecznym pokoju, pe³nym wymyœlnych mebli. By³ tam jeszcze jakiœ niski, mocno zbudowany mê¿czyzna. - ChodŸ tu, Miruszka - powiedzia³ ³agodnie Sasza. - Dobrze spa³aœ? Jad³aœ ju¿ œniadanie? - Tak. - odpar³a. - Mo¿emy iœæ na spacer? Nogi ju¿ mam silniejsze i powinnam je rozchodziæ. Nie jestem przyzwyczajona do bezczynnoœci. - Pójdziemy, ale najpierw powinnaœ poznaæ Dymitra Grigoriewicza, który zarz¹dza maj¹tkiem. - Witam, Mirando Tomasowa - powiedzia³ zarz¹dca poprawn¹ francuszczyzn¹. - Bêdziesz dla nas wartoœciowym nabytkiem. - Nie jestem tu z w³asnej woli - odpar³a krótko. - Ale jesteœ - odpar³ - i bêdziesz robi³a, co do ciebie nale¿y. - Zwróci³ siê do Saszy: - Gdybym to ja mia³ siê ni¹ zaj¹æ, da³bym jej niez³e lanie, a wtedy przesta³aby pyskowaæ. Potrafiê to zrobiæ, nie zostawiaj¹c œladów na skórze. Niestety, Aleksiej W³adimirowicz przekaza³ j¹ tobie. - Miruszka musi siê po prostu do wszystkiego przyzwyczaiæ, Dymitrze - uspokaja³ go Sasza. - Jest zupe³nie inna ni¿ pozosta³e nasze kobiety. To prawdziwa dama. - Bêdzie z ni¹ k³opot, Piotrze W³adimirowiczu. Jeœli to prawdziwa dama, to nigdy nie przyzwyczai siê do takiego ¿ycia. Spójrz na ni¹! Jestem pewien, ¿e jest wykszta³cona, dumna i... - popatrzy³ na ni¹ uwa¿nie. - Na pewno by³a bogata! Jesteœ bogata, Mirando Tomasowa, prawda? Skinê³a g³ow¹. - Jestem dziedziczk¹ wielkiego maj¹tku. Mój m¹¿ te¿ jest bogaty. - Biedna dziewczyna ³atwo siê przyzwyczai, ale ona nie - rzek³ z przekonaniem zarz¹dca. - Aleksiej W³adimirowicz pope³ni³ b³¹d. Widzia³ tylko jej piêkne w³osy. - On ma racjê, Sasza - przekonywa³a Miranda. - Puœæ mnie! Powiedz, ¿e targnê³am siê na w³asne ¿ycie, bo nie chcia³am takiego losu. - Pogodzisz siê z tym - odpar³ ch³odno Sasza. - Od jak dawna nie by³aœ z mê¿czyzn¹? Mówi³aœ, ¿e nie widzia³aœ siê z mê¿em od miesiêcy, a niedawno urodzi³aœ dziecko. Dawno z nikim nie by³aœ. Jeœli nie jesteœ oziêb³a, to Lucas pomo¿e ci o wszystkim zapomnieæ. Wiem, ¿e on to potrafi, bo czêsto pods³uchiwaliœmy z ksiêciem pod chatk¹ do schadzek. Kobiety krzycza³y z rozkoszy i chcia³y wiêcej. Nied³ugo ty te¿ bêdziesz tak krzycza³a. ChodŸmy ju¿. Wpad³a w z³oœæ i ju¿ chcia³a odejœæ do swojego pokoju, gdy nagle postanowi³a siê uspokoiæ i grzecznie pójœæ z Sasz¹. Za wszelk¹ cenê musia³a zobaczyæ pla¿ê. Po drodze zauwa¿y³a zacumowane przy brzegu ³ódki z masztem i ¿aglem. Uœmiechnê³a siê pod nosem, bo œwietnie radzi³a sobie z takimi ³odziami. Nikt ich nie pilnowa³, bo i po co