To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Nie stawiała oporu, czując słodycz poddania się woli kogoś, kto decyduje za nią i kocha ją... Kocha ją... A więc on ją kocha?... Zbyt była zmęczona, aby myśleć!... Odłożyła to do jutra... On zaś także był może rad z odwleczenia rozmowy. Jedno tylko pilne pytanie cisnęło mu się na usta. Nie wypowiedział go, a tymczasem matka leżąc tłumaczyła się ze swego zmęczenia: ??To naprawdę wstyd wracać po to, by się dać rozpieszczać... Przebacz mi, kochanie... Byłam zawsze tak mocna! Ale ledwo się trzymam na nogach. Nie spałam już od kilku nocy... Usiądź tu przy mnie. Opowiedz, co robiłeś dzisiaj, jak mogliśmy minąć się na dworcu? Zaczął w zawiły sposób opowiadać, jak wychodził na jej spotkanie. Ona nie śledziła toku zdań, a wkrótce przestała rozumieć nawet sens słów, ciesząc się tylko dźwiękiem jego głosu. Zamknęła oczy. Umilkł, wstał, spojrzał na nią i z żalem odszedł. To pytanie nie dawało mu spokoju... Wrócił i po chwili wahania pochylił się nad śpiącą. Otworzyła oczy... Marek niezręcznie poprawił jej poduszkę i śpiesznie zapytał: ??Czy teraz już zostaniesz? Nie rozumiejąc go spojrzała zdumiona, on zaś siląc się na obojętność powtórzył pytanie: ??Czy zostaniesz? Uśmiechnęła się. ??Zostanę! ??powiedziała. I zasnęła. Marek odszedł z uczuciem ulgi. * Drzwi do pokoju matki zostawił półotwarte i słuchając jej równego oddechu mówił sobie: ??Jest tutaj... Mam ją... I mam czas... Tej nocy był nalot. Syreny wyły, a w całym domu zapanował zwykły w takich wypadkach popłoch: lokatorzy zrywali się i zbiegali po schodach. Marek wyskoczył z łóżka i- przyszedł do matki. Ale spała .tak mocno, że nie zdobył się na to, by ją obudzić. "Niech sobie teraz spada bomba! ??pomyślał. ??Jesteśmy razem." Był w tej chwili odważny, a jednak w inne noce, kiedy był sam, nieraz odczuwał strach. Teraz zaś (dlaczego?) było to prawie przyjemne. Nazajutrz przyszła zaniepokojona o niego Sylwia i na wiadomość o powrocie Anetki nazwała go małym szelmą. (Ukrył przed nią zazdrośnie telegram, chcąc pierwszego dnia mieć matkę wyłącznie dla siebie.) Anetka spała jeszcze, a Marek bronił jak smok dostępu do jej pokoju. Hałas sprzeczki obudził śpiącą i Sylwia weszła. Miała dużo do powiedzenia, ale od razu spostrzegła, że tę siostrzaną rzekę zmąciło wiele wichrów i deszczów; rozsądna, jak zawsze gdy szło o jej bliskich, mówiła tylko, o tym, co mogło Anetkę rozerwać. Doświadczenie nauczyło ją, że pierwszym lekarstwem dla wzburzonej czymś duszy jest: nie tykać jej, by zmącony wirem piasek mógł sam powoli opaść na dno. Żartowała z Anetki, która spała tak mocno, że nie słyszała wybuchów nocnych. Gderała na tego obrzydliwca Marka, który po wyjeździe matki zamiast zamieszkać u niej, uparł się, że będzie nocować w domu. Udawała, że posądza go o chęć ułatwienia sobie nocnych eskapad. Marek rozgniewał się, powiedział, iż dał słowo, że będzie się rozsądnie zachowywał, i że nie chce, by to podawano w wątpliwość. Zresztą gdyby chciał się zabawić wbrew woli Sylwii, był już dość dorosły, by jej to w oczy powiedzieć. Potem ogarnęła go skrucha, że w ten sposób mówi w obecności matki, i zawstydzony, wyszedł z pokoju. Gdy znikł, Sylwia z dumą powiedziała do Anetki: ??Rogata dusza! Co? Podobny do nas! "Czy jest do mnie podobny?" ??pomyślała Anetka. Usiłowała powrócić do normalnych zajęć domowych, ale bolesne wyczerpanie moralne nieprędko ustąpiło. Męczyła się szybko. Marek usiłował oszczędzać jej siły. Niby to nic nie spostrzegając zawsze był gotów przyjść jej z pomocą ??to przesuwał meble, to znów wchodził na drabinkę, by zawiesić firanki. Ta uprzedzająca uwaga była czymś nowym ??dla niego tak samo jak dla niej. Jak wszyscy ludzie o szczerej naturze, Marek obawiał się, by nie wyglądało to na nadmiar gorliwości, tak często na terenie rodziny zabarwionej obłudą: robił więc wszystko z miną jak najbardziej obojętną, Anetka, wzruszona, ale nie wiedząc, co o tym myśleć, dziękowała zawsze chłodniej, niż zamierzała