To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
.. - Naprawdę? - Ty z zainteresowaniem spojrzał w pomarsz- czoną twarz Rogera. - Możesz pojechać tam ze mną, razem pokopiemy w ziemi! Pokażę ci, jak to się robi! Dostałem też cukierka. Doktor Jake wyciągnął go z mojego ucha! - Nie do wiary! - Roger pochylił się i zajrzał najpierw do prawego, potem do lewego ucha chłopca. - Na pewno już go zjadłeś, co? - Tak, bo to był tylko jeden cukierek. Doktor Leo powie- dział, że to czary i że doktor Jake zna mnóstwo sztuczek, ale więcej mi nie pokazał... - Wygląda na to, że spędziłeś wspaniały dzień. - Jay z roz- bawieniem posrukał lekko palcem w brudne kolano chłopca. - Pozwolisz mi obejrzeć swój kamień? - Dobrze... - powiedział Tyler z wyraźnym wahaniem. - Ale nie możesz go zatrzymać, wiesz o tym, prawda? - Jasne, chcę tylko popatrzeć - odparł Jay. Chociaż przez chwilę trzymać w dłoni coś, co miało związek z Jessicą. - Bar- dzo ciekawy okaz. Ja też zbierałem kamienie, kiedy byłem mały. Miałem też sporo pocisków z okresu wojny secesyjnej. - Takich, które kogoś zabiły? - zaciekawił się Tyler. . 179 178 - Miły dzieciak. - Też tak uważam. Jeżeli zamierzasz się ze mną umówić, chciałabym, żebyś zrobił to teraz. - Dlaczego? - Doug poczuł, jak mięśnie jego szyi napięły się ze zdenerwowania, ale Lana tylko uniosła brwi. - W po- rządku, w porządku... O, Boże... Miałabyś ochotę wybrać się gdzieś ze mną jutro wieczorem? - Tak, chętnie. O której? - Nie wiem. - Nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że jest deli- katnie, lecz skutecznie przypierany do muru. - O siódmej? - Doskonale. - Lana uznała, że ich sprawy osobiste zostały załatwione i położyła teczkę z dokumentami na biurku Roge- ra. - Skoro już to ustaliliśmy, powinnam cię poinformować, że jestem adwokatem Callie Dunbrook. - Słucham?! - Reprezentuję Callie Dunbrook w sprawie o ustalenie jej tożsamości. Mięśnie szyi i karku Douga w jednej chwili stały się twarde jak stal. - Po co jej adwokat, do diabła?! - Ten problem dotyczy wyłącznie mojej klientki i mnie. Ist- nieje jednak pewna kwestia, którą muszę omówić z tobą na jej prośbę. - Otworzyła teczkę i wyjęła z niej pokryte drobnym drukiem kartki. - Przygotowałam ten dokument zgodnie z ży- czeniem Callie Dunbrook. Poleciła mi, abym dostarczyła ci kopię. Doug miał ochotę schować ręce za plecami i szczerze mó- wiąc, z trudem przezwyciężył ten impuls. Najpierw wykonuje serię manewrów, żebym zaprosił ją na randkę, pomyślał, i to już drugą, a później detonuje bombę. I wszystko to z całkowi- tym spokojem... W dodatku wygląda przy tym jak modelka z „Yogue"... - Co ty knujesz, do diabła?! - wybuchnął po chwili mil- czenia. - Co masz na myśli? Doug z trzaskiem postawił puszkę na biurku. - Przyszłaś tu, żeby namówić mnie na randkę, czy żeby wręczyć mi oficjalny dokument? Lana lekko wydęła zmysłowe wargi. - Sądzę, że określenie „namówić" jest w tym wypadku jak najbardziej właściwe, chociaż może niezbyt dla mnie pochleb- ne. Nie wręczam ci oficjalnego dokumentu, ale jego kopię, na życzenie mojej klientki. Podsumowując, jeżeli chcesz się do- wiedzieć, czy przyszłam tu dzisiaj, żeby namówić cię na rand- kę, czy żeby dostarczyć ci kopię oficjalnego dokumentu, odpo- wiedź brzmi „tak", na obie części tego pytania. - Podniosła jego puszkę i przestawiła ją na podstawkę, żeby zimny i wil- gotny metal nie zostawił śladu na blacie. — Natomiast jeżeli przeszkadza ci świadomość, że spotykasz się na gruncie towa- rzyskim z osobą, która reprezentuje Callie, to możesz być pe- wien, że uszanuję twoją decyzję. Pociągnęła mały łyk coli. Bardzo mały, ponieważ gest ten obliczony był wyłącznie na efekt. - Nawet jeżeli uważałabym ją za głupią i krótkowzroczną - dorzuciła. - Niezły z ciebie manipulator - wymamrotał Doug. - Określenie „manipulator" użyte w stosunku do adwokata nie wnosi nic nowego. Chcesz wycofać propozycję spotkania zwanego „randką", do którego ma dojść jutro o dziewiętnastej zero zero? Poczuł złość. - Tym samym przyznałbym, że jestem głupi i krótko- wzroczny. Uśmiechnęła się bardzo, bardzo słodko. - Właśnie. I oczywiście pozbawiłbyś się mojego stymulu- jącego towarzystwa. - Zawsze nosisz ze sobą smycz, żeby wziąć na nią ujarz- mionego faceta? - zapytał. - A jakiego koloru smycz chciałbyś nosić? Musiał się roześmiać, nie miał innego wyjścia. - Podobasz mi się, to chyba oczywiste - powiedział. - Poza tym lubię cię, chociaż jeszcze się nie zastanawiałem, dlaczego. I muszę być z tobą szczery - nie nadaję się na partnera w trwałym związku... - Może mam ochotę wyłącznie na pozbawiony uczucia seks. Szczęka mu opadła. - No, tak... - wykrztusił. - Skoro tak do tego podchodzisz... - Nie. - Z uśmiechem podała mu puszkę. Miała wrażenie, 182 183 że Dougowi przydałoby się teraz coś znacznie mocniejszego niż cola. - Nie, nie mam ochoty na odarty z uczuć seks, chcą tylko powiedzieć, że założenie, iż jako kobieta próbuję stwo- rzyć związek na podstawie dwóch nic nieznaczących spotkań, nawet randek, świadczy o ograniczonym sposobie myślenia i pogardliwym stosunku do kobiet. Nie musisz się też obawiać, że jesteś mi potrzebny jako element mojego małego światka, ponieważ jestem młodą wdową z dzieckiem. - Ja nie... Wcale nie o to mi chodziło... - Doug przerwał i pociągnął duży łyk coli. - Chyba będzie najlepiej, gdy się za- mknę. Niezależnie od tego, co powiem, i tak wyjdę w twoich oczach na jeszcze gorszego idiotę