To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Zapomniał widać o tym, iż sam mi mówił, że rodziny wcale nie ma, skłamał bowiem przede mną, że uprosił sobie dni kilka, stęskniwszy za familią. Wszystko to razem dowodzi, że coś się knuje? – A cóż gorszego się jeszcze knuć może? – przerwał król obojętnie. – Nie wiem – odezwał się Kiełpsz – ale i to znak niedobry, że Toltini wczoraj był nocą u prymasa... Spojrzał Michał na mówiącego i poruszył ramionami. – Cóż oni uczynić mogą? – rzekł zimno. – Wyczerpali już wszelkie środki. – Jednakże... potrzeba by... coś począć? – odezwał się nieśmiało dworzanin. Zmarszczył się na to król i potrząsnął głową. – Słyszałeś kiedy bajkę o bazyliszku?203 – zapytał. Krajczy stanął zmięszany – po ustach króla smutny uśmiech przebiegł. – Tak jest – dodał – o bazyliszku! Mówią o nim, że sam się ukąszeniem i własnym jadem zabija. Ja sądzę, że źli ludzie tak własną złością na koniec giną. Niech czynią, co chcą. Kiełpsz nic już więcej mówić nie śmiał, ani się przyznać do tego, co na własną rękę począł. Przekonanym był, iż Toltini z ważnymi papierami musiał być wyprawionym do Wiednia. Nie wątpił, iż one, jak wszystko, co przedsiębrała królowa, przeciwko mężowi były wymierzone. Całą noc męczył się i niepokoił tym krajczy, a nad rankiem, wiedząc, że Toltini do Wiednia jedzie dnia tego, znalazł ludzi, dobrał im dowódzcę i wyprawił ich przodem, aby Włochowi po drodze papiery, jakie wiózł z sobą, odebrali. Zalecił im, ażeby staremu nic nie czynili złego i dla niepoznaki tylko obedrzeć go musieli, aby napaść na prostych rabusiów złożoną być mogła. Wybrani przez Kiełpsza tak się doskonale uwinęli, że nie czekając nocy, w lesie Toltiniego zaskoczywszy, obrali go ze wszystkiego, co miał, do koszuli. Z początku jednak listów przy nim żadnych znaleźć nie mogli i dopiero zaszyte w odzieży odkryli. Był między innymi papierami królowej list do matki, do ojca i prymasa do Ferdynanda. Toltini odarty, przestraszo- 203 b a z y l i s z e k (z greck.) – potworny jaszczur mający według podań ludowych zabijać wzrokiem ny, tegoż dnia na noc powrócił do Warszawy potajemnie i straszna za powrotem jego burza na zamku powstała. Królowa Eleonora z gniewu rozchorowała się i położyła w łóżko. Król o niczym nie wiedział. Kiełpsz, sprawca tego śmiałego napadu, tak pomyślnym uwieńczonego skutkiem, mógł nim być dumnym, ale wiedział, że Michał mu tego nie pochwali. Wieczorem, gdy król wieczerzę sam z Pacem zjadłszy rozbierał się i miał iść do łóżka, rzucił mu się do nóg Kiełpsz, wyznając, co popełnił. Król mocno się oburzył z początku, połajał za zbytnią gorliwość krajczego, ale w końcu papiery odebrane Toltiniemu podać sobie kazał. Sądził Kiełpsz, że je rozpieczętuje, przeczyta i jawnej zdrady mając w ręku dowody, użyje ich na pognębienie wroga. Król tymczasem z wielką trwogą i troskliwością opatrzywszy pieczęci, czy nie zostały naruszone, papierów ani tknął i zamknął je pod klucz. Ciekawym był Kiełpsz, co z nimi potem pocznie. Michał postąpił sobie ze szlachetnością, charakterowi jego właściwą. Królowa, ochłonąwszy nieco po pierwszym wrażeniu, nazajutrz wstała z łóżka i do wspólnego przyszła stołu. Michał idąc na ten obiad zabrał z sobą papiery. W chwili, gdy Eleonora wchodzić miała do jadalni, spotkał ją w gabinecie, w którym ją poprzedzał. Zapytał naprzód o zdrowie, na co otrzymał niedorzeczną odpowiedź – królowa chciała, nie przedłużając rozmowy, iść do sali, ale Michał jej zastąpił drogę grzecznie i zatrzymał. – Musiałaś pani wczoraj kogoś wysyłać do Wiednia z listami – odezwał się. – Alboż mi nie wolno? – oburzyła się Eleonora. – Nikt jej tego nie zaprzecza – odezwał się Michał – lecz należy z listami wyprawiać ludzi pod osłoną. Zdaje się, że wczorajszy poseł wpadł w ręce jakimś opryszkom, którzy go odarli, bo moja straż i myśliwcy pochwycili ich potem z papierami, które szczęściem do rąk się moich w całości dostały. Królowa bladła i rumieniła się – rzuciła na męża wzrokiem jadowitym. – Gdzie są te papiery?! – krzyknęła. Michał powoli dobył z szerokiej bocznej kieszeni sukni pakiet i grzecznie wręczył go królowej. Chciwie naprzód rzuciła się na pieczęcie, co widząc król rzekł z uśmiechem łagodnym: – Pieczęci są w całości – miałem wielką ochotę dowiedzieć się, co też ks. prymas może pisać do Jego Cesarskiej Mości, lecz nie śmiałem łamać pieczęci. Odetchnęła królowa, ale nie myślała się tłumaczyć i uniewinniać, powróciła jej duma i zuchwałość, milcząca poszła do stołu. Przez cały jednak czas trwania obiadu siedziała, nic do ust nie biorąc i nie mówiąc ani słowa. Michał dnia tego jadł długo, jadł wiele i Eleonora, zniecierpliwiona pod koniec, odsunęła krzesło powracając do swych pokojów. Po południu ks. Olszowski przyszedł do króla, który mu poufnie opowiedział, co się stało. Biskup chełmiński rzucił się wołając: – Gdzie ten list? gdzie! – a dowiedziawszy się, że król zwrócił go żonie, wpadł w rozpacz niemal. Przywodził tysiące przykładów przejmowanych korespondencji osób podejrzanych dowodząc, że gdzie szło o najwyższej wagi sprawy krajowe, król miał prawo nie szanować tajemnicy listów. Co więcej składał dowód, że Zamojski listy króla Zygmunta III przejęte, na sejmie pokładał. Michał odpowiedział obojętnie: – Wstręt miałem do użycia takiego środka. Cóż bym się zresztą dowiedział z listu prymasa? Nic – oprócz tego, że mię zapewne przed teściem obwinia. Przez dni potem kilka Toltini się nie pokazywał. Na dworze mówiono, że leżał chory. Wstał potem i z dawną swą wstrętliwą twarzą zjawił się na pokojach. Był on zwykłym pośrednikiem pomiędzy królem a Eleonorą, gdy czegoś wymagała, bo nie można powiedzieć, aby kiedy prosiła o co. Zobaczywszy go z daleka, Michał podszedł ku niemu: – Cóż to? Byłeś chory? – zapytał go po włosku. – Tak jest N. Panie – odparł sekretarz, kłaniając się nisko. – Przyszedłem właśnie W. Królewskiej Mości wytłumaczyć się z tego, że listy przy mnie od ks. prymasa znaleziono. Ja o nich nie wiedziałem, oddała mi je najjaśniejsza pani. Miałem zlecenie tylko wręczyć je cesarzowi imci. Popatrzył mu król w oczy zimno. – Weźże waszmość z sobą ludzi kilku, gdy z listami ważnymi jechać będziesz. Szczęściem tym razem, że się przypadkiem do rąk moich dostały. Odwrócił się i odszedł. Królowa nie dała sobie wmówić, iż papiery zabrane Toltiniemu trafem do rąk króla doszły – była pewną, że czatowano na jej sekretarza, ale pojąć nie mogła, jak starając się zdobyć listy, potem z nich nie korzystano i pieczęci nie naruszono. Wypadek ten zatarły inne, po sobie następujące. Turcy chcieli zmusić do zachowania sromotnych, w Buczaczu zawartych, traktatów, które Polskę czyniły hołdowniczą państwu Ottomanów