To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Włosy i rzęsy były długie, sztywne i zielone niczym wiosenna trawa. Powieki drgały od czasu do czasu, ale pozostawały zamknięte, tak samo jak wydatne wargi. Bolgowie westchnęli z ulgą i podeszli bliżej ołtarza. - Czy nie wydaje ci się... mniejsza? - zapytał Grunthor po dłuższej chwili. Achmed przyjrzał się postaci leżącej na ołtarzu. Nie zauważył w niej żadnej widocznej zmiany, odniósł jednak wrażenie pewnej kruchości, którego nie potrafił dokładnie określić. Wcale mu się to nie spodobało. Wzruszył ramionami. Grunthor skrzyżował ramiona i jeszcze raz uważnie przyjrzał się Śpiącemu Dziecku. W końcu powtórzył gest króla. - Chyba straciła trochę na wadze, ale niewiele - stwierdził, marszcząc czoło. Szczelniej otulił kocem uśpioną istotę i delikatnie pogłaskał ją po ręce. - Nie martw się, kochanie - powiedział cicho. - Jesteś tu bezpieczna. - Nie wygląda na chorą? - Nie. Achmed odetchnął głęboko. Opowieść Grunthora o skaleczonej ziemi mocno go zaniepokoiła. Od razu przyszło mu do głowy, że coś się stało Śpiącemu Dziecku. Martwił się tym ciągle, bo pod jego opieką znajdowała się chyba ostatnia istota stworzona przed wiekami z czystego żywiołu przez nieznanego smoka. Jej żebro z Żywego Kamienia było kluczem, który mógł otworzyć Podziemną Kryptę. Nim zaistniał Czas, uwięziono w niej F’dorów, ogniste demony. Drakowie, rasa jego matki, mieli za zadanie strzec jeńców, a gdyby któryś uciekł - dopaść go i zabić. Z kolei demony pozostające na wolności od zawsze szukały sposobu, żeby oswobodzić braci i wraz z nimi siać zniszczenie i chaos na świecie, za którym te dzieci ognia tęskniły bezustannie. Dziecko Ziemi mogło więc nieświadomie zapoczątkować sekwencję zdarzeń nie do odwrócenia. Los całej planety zależał od bezpieczeństwa tej istoty i dlatego Achmed przysiągł, że będzie strzegł jej na wieki. Dziecko musiało pozostać ukryte tutaj, w mrocznej pieczarze, niedoszłej skarbnicy wiedzy. - Śpij spokojnie - rzekł cicho i skinął głową na przyjaciela. Zanim weszli do korytarza, który Grunthor zrobił w gruzowisku, Achmed po raz ostatni zerknął na sklepienie Loritorium. Uznał, że wygląda solidnie, i wrócił spojrzeniem do ołtarza. Dziecko Ziemi spało nieświadome zagrożeń. Król Firbolgów patrzył na nie przez chwilę, po czym odwrócił się i wkroczył do tunelu. Grunthor zamknął za nimi otwór i ruszył za królem. - Co w takim razie spowodowało, że ziemia krzyczała? - zapytał, oglądając się jeszcze przez ramię. - Nie mam pojęcia - odparł Achmed. Jego głos odbił się dziwnym echem od ścian biegnącego w górę korytarza. - W dodatku niewiele możemy zrobić. Najwyżej się przygotować, bo wcześniej czy później to coś nas znajdzie. Grunthor pokiwał głową i zrównał się z władcą. Resztę tunelu pokonali w zgodnym milczeniu. Znajdowali się po drugiej stronie skalnego usypiska, w połowie drogi do domu, dlatego nie mogli zobaczyć, jak w ciemności grobowca pojedyncza błotnista łza spływa po twarzy Dziecka Ziemi. Grunthor ostrożnie przekroczył kolorowe odłamki i spojrzał w górę na kopułę wydrążoną w szczycie Gurgus, co w języku Bolgów oznaczało „pazur”. Rusztowania biegnące kręgiem przez koliste pomieszczenie były puste; rzemieślnicy wyszli, zostawiając króla i dowódcę armii samych przy stosie rozbitego szkła, który powiększał się z dnia na dzień. - Nie za dobrze idzie, co? - zauważył posępnie olbrzym, kopiąc szklany złom. W pewnym momencie schylił się i podniósł zmięty pergamin z planem architektonicznym. - Lepiej go nie rozwijaj - poradził Achmed kwaśnym tonem. - W zeszłym tygodniu po szczególnie męczącym dniu zachęciłem wszystkich, żeby na niego napluli. Od innych świstków też trzymaj się z daleka. Są świadectwem naszych postępów, albo raczej ich braku. Grunthor uśmiechnął się szeroko, aż w półmroku zalśniły wystające kły, i cisnął kartkę na podłogę. - Dlaczego tak się denerwujesz? - zapytał. - Jeśli chcesz oszaleć, dlaczego po prostu nie poślesz po księżniczkę? Zwykle ma na ciebie taki sam wpływ, a kosztuje mniej niż odbudowa kopuły, szczególnie jeśli płacisz za godziny. Achmed parsknął śmiechem. - Hola, nie wypominajmy niechlubnej przeszłości naszej ukochanej władczyni! Poza tym wkrótce się z nią zobaczymy. Wczoraj dostałem od niej wiadomość. Chce się z nami spotkać za cztery tygodnie w Yarim. - To świetnie - ucieszył się gigant. - O co tym razem chodzi? - Potrzebuje naszej, a właściwie twojej, pomocy w przywróceniu do życia martwego gejzeru Entudenin. Grunthor pokiwał głową. - Już dawno jej mówiłem, że to chyba jakaś przeszkoda w warstwach skalnych. Nakłoniła ich, żeby zgodzili się na wiercenia? - Najwyraźniej. - I na jej prośbę zamierzasz wszystko rzucić i pojechać? Achmed wzruszył ramionami, podchodząc do wielobarwnego stosu. Sierżant uniósł brew, ale nic nie powiedział, tylko znowu zaczął przyglądać się wieży