To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Masz dla mnie jakąś wiadomość? - spytał Gaborn. Mówił cicho, by nie obudzić Iomy. - Nie, wasza wysokość, ja... - zaczął kapitan, opadł na jedno kolano i poruszył niepewnie prawą ręką, jakby nie wiedział, czy godzi się w tej chwili wyciągnąć miecz i podać go królowi, czy nie. Gaborn wejrzał w jego serce. Oficer miał żonę i dzieci. Bardzo kochał rodzinę. Podwładnych traktował jak rodzonych braci. - Wybieram cię - powiedział. - Wybieram cię dla ziemi. - Nie! - jęknął rycerz i uniósł głowę. W oczach miał łzy wzruszenia. - Tak - odparł Gaborn, zbyt zmęczony, by się spierać. Wiedział, że ten mężczyzna wart jest wybrania, nawet jeśli sam uważa inaczej. - Nie poznajecie mnie, panie? - spytał kapitan. Gaborn pokręcił głową. - Nazywam się Tempest. Cedrick Tempest. Byłem kapitanem gwardii w Longmot. Przebywałem w zamku, gdy poległ twój ojciec, panie. Przeżyłem, choć wszyscy zginęli. Gaborn pamiętał imię, ale nie twarz. Stracił wspomnienie spotkania z tym człowiekiem. - Rozumiem - powiedział. - A teraz idź spać. Wyglądasz, jakbyś potrzebował tego bardziej nawet niż ja. - Ale... - zaczął Cedrick i wbił spojrzenie w podłogę. Bez słowa pokręcił głową, jakby w niedowierzaniu. - Nie przybyłem prosić o wybranie. Nie jestem tego godzien. Przybyłem wyznać coś, panie. - Wyznawaj zatem, skoro uważasz, że musisz. - Nie jestem godny munduru gwardzisty! Zdradziłem mój lud. - Jak? - Gdy Longmot padł, Raj Ahten zebrał ocalałych i powiedział... powiedział, że daruje życie tym, którzy cię zdradzą, wasza wysokość. - Nie dostrzegam zdrady w twoim sercu. Czego chciał? - Szukał drenów. Przywiózł ich mnóstwo do Longmot i chciał wiedzieć, gdzie i kiedy zostały wywiezione. Obiecał darować życie temu, kto mu to wyjawi. - I co mu powiedziałeś? - Prawdę. Że twój ojciec, panie, wysłał z nimi umyślnych na południe. Gaborn zwilżył wargi językiem. Ledwie hamował bolesny śmiech. - Na południe? Wspomniałeś może o Błękitnej Wieży? - Nie. Powiedziałem mu prawdę, że umyślni skierowali się na południe, ale nie wiedziałem dokąd. Niemniej Raj Ahten musiał nabrać przekonania, że do Błękitnej Wieży. Niby gdzie indziej król Mystarrii miałby odsyłać swoje dreny? Gdyby Gaborn chciał zrobić z nich użytek, Błękitna Wieża byłaby jedynym miejscem w kraju, które mogłoby pomieścić czterdzieści tysięcy nowych darczyńców. Jak mogłem tego nie dostrzec? pomyślał. Raj Ahten nie zburzył Błękitnej Wieży, żeby zniszczyć Mystarrię. On chciał złamać mnie osobiście! Zaśmiał się ponuro. Wilk musi się mnie naprawdę obawiać, stwierdził. Nie wie przecież, że dreny leżą schowane w grobowcach Heredonu. Cedrik spojrzał na niego z wyrzutem. Nie rozumiał, dlaczego młody król się z niego śmieje. - Nie zdradziłeś mnie - powiedział Gaborn. - Cokolwiek mój ojciec odesłał na południe, to nie były dreny. Zapewne liczył na to, że ktoś przekaże Ahtenowi wiadomość o tym konwoju i skieruje go na fałszywy trop. Mówiąc to, co powiedziałeś, przysłużyłeś się mojemu ojcu. - Panie...? - wykrztusił Cedrick Tempest z płonącą od wstydu twarzą. Gaborn pomyślał, że wcześniej powinien się tego domyślić. Jego ojciec był genialnym strategiem. On nie miał szans, żeby kiedykolwiek mu dorównać. Odkąd został Królem Ziemi, polegał przede wszystkim na swoich nowych umiejętnościach, chociaż ojciec zawsze go uczył, że należy używać głowy, myśleć naprzód, przewidywać i planować. Gdyby Gaborn skorzystał z jego rad, wzmocniłby na czas ochronę Błękitnej Wieży. Stukrotnie silniejsze straże zastawiłyby pułapkę na Raja Ahtena. - Powiedz mi - odezwał się - czy tylko ty jeden gotowy byłeś kupić życie w zamian za jedną bezużyteczną informację? - Nie, panie - odparł Tempest, ponownie opuszczając wzrok. - Inni też. Gaborn nie śmiał wyjawić mu prawdy: jedno kłamstwo króla Ordena ściągnęło śmierć na dziesiątki tysięcy ludzi. Setki tysięcy miały zginąć w bliskiej już wojnie. To była zbyt bolesna wiedza, by ją komuś powierzać. - Zatem gdybyś ty nie powiedział Wilkowi o konwoju, ktoś i tak by to zrobił? - Tak. - Czy nie pomyślałeś, jak marnie przysłużyłbyś się swojemu królowi, gdybyś wybrał śmierć? - To byłoby łatwiejsze niż życie z brzemieniem winy. - Niewątpliwie - przyznał Gaborn. - Zatem ci, co zginęli, wybrali łatwe rozwiązanie, czy nie tak? Tempest spojrzał niepewnie na władcę. - Panie, udało mi się ocalić konia. Żona z dziećmi jest tutaj, w zamku Groverman. Mam też zbroję. Jestem niezrównany w robieniu kopią. Chociaż brak mi już darów, błagam cię, weź mnie ze sobą na południe. - Nie przetrwasz pierwszej szarży. - Może tak będzie najlepiej - jęknął Tempest. - Nie przyjmę takiej ofiary - powiedział Gaborn. - Jeśli chcesz odkupienia, musisz mi służyć. Potrzebuję zbrojnych. Zostań tutaj, z żoną i dziećmi, opiekuj się nimi i zajmij się szkoleniem żołnierzy