To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Nie widzimy stąd niczego i nie będziemy też widzieli stamtąd. - Czy mieliśmy wezwanie? - spytał McKay. - Ciągle czekam. Na razie możemy tylko domyślać się celu naszej podróży. Hercules, samolot poszukiwawczo-ratunkowy, znacznie wyprzedzał śmigłowiec, celując na awaryjną latarnię "Wiktorii", i wkrótce spróbuje nawiązać kontakt wzrokowy z jachtem. Elektroniczny wskaźnik po łożenia "Wiktorii" zaprowadził herculesa mniej więcej nad poszukiwany obszar, ale odnalezienie łodzi na tak wzburzonym morzu byłoby szczęśliwym trafem. Gdyby ją wypatrzyli, krążyliby nad nią, monitorując stan "Wiktorii" aż do przylotu helikoptera. Helikopter walczył z przeciwnym wiatrem. Ross Macklin napiął pasy bezpieczeństwa, pochylając się, by wyjrzeć przez zawiane rozmokłym śniegiem okna. - Nie widzę kompletnie nic - powiedział. - Może byś tak zaczął podawać nam wyłącznie dobre wiadomości, Ross - próbował zażartować Ramirez. REX Wyman przesyłał odczyty żyrokompasu "Wiktorii" przez radio telefon do Lonniego Garvina. "Szerszeń" płynął na północ, walcząc z morzem. Stojący za sterem Garvin próbował zobaczyć cokolwiek przez zamarznięte okno. Jego cel, czyli "Wiktoria", był już blisko, może nawet na odległość widzenia, lecz deszcz ze śniegiem przesłaniał całkowicie szyby. Paliwo zostało częściowo przepompowane ze zbiorników na prawej burcie i kuter odzyskał nieco stateczności, ale Lonnie wciąż się niepokoił. Ekran telewizyjny na jego konsolecie pokazywał maszynownię statku. Łomot Drum próbował rozmrozić parę metrów przewodów paliwowych, co pozwoliłoby przepompować paliwo. Używał do tego dwóch grzejników, ale równy skutek miałoby, gdyby na nie pluł. Ollie Nordquist zeskrobywał lód z pokładu krabowego - w niektórych miejscach jego warstwa miała ponad pół metra grubości - za pomocą na pędzanego hydraulicznie ramienia dźwigu pokładowego. Z kolei Nick Summers odbijał lód, który narósł wokół luków nadbudówki. Nagle ożył radiotelefon VHF. - Garvin, oto nasza ostatnia pozycja. - Był to głos Rexa Wymana, zdyszany i napięty. Garvin włożył na głowę słuchawki. - Płyniemy prosto na was, zgodnie z odczytem żyrokompasu. Ale jeszcze was nie widzę. - Jestem gotowy, by wejść na górę i przyjąć linę - rzekł Wyman. - Najpierw muszę was znaleźć - odparł Garvin. Właśnie wtedy "Szerszeń" i "Wiktoria" znalazły się równocześnie na grzbietach fal i wielka okaleczona łódź ukazała się oczom Garvina. - Wyman, niech pan wyjdzie na pokład i podejdzie do wspornika po kładu, rzucimy panu linę! Garvin ustawił kuter pod wiatr, tak żeby mieć "Wiktorię" po za wietrznej. Następnie przymknął przepustnicę silnika i wcisnął guzik telefonu wewnętrznego. - Ollie, idźcie z Nickiem na rufę. Szykujcie linę. "Szerszeń" znalazł się już tak blisko jachtu, że Garvin widział pobojowisko na pokładzie "Wiktorii": dolną, poskręcaną część jachtu, takielunek rozrzucony po pokładzie i zwisający przez burty. Zobaczył też Wymana. Miliarder to szedł, to się czołgał, przytrzymując się relingu. Kolejna fala zalała pokład "Wiktorii" i przez chwilę Garvin myślał, że zmyła Wymana, ale gdy spłynęła, zobaczył go znowu. Ollie Nordquist trzymał w ręku motorolę, mały przenośny radiotelefon, jeszcze jeden przedmiot zakupiony za pieniądze Wymana w Dutch Harbor. Bliźniaczy znajdował się na konsolecie w sterówce. - Jesteśmy przy rufowym relingu, za kontenerami - napłynął głos Nordquista. - Przypięliśmy się, ale jesteśmy okropnie przemoczeni. Garvin przyjął wiadomość. "Wiktoria" znajdowała się w odległości stu metrów. Z San Francisco wypłynął lśniący jacht, który w swej drodze na północ dominował nad morzem, jak gdyby żeglowanie było dziecinną zabawą. Teraz, odarty z masztu i bomu, z takielunkiem skłębionym na pokładzie, wyglądał wręcz żałośnie. Krabołów przechylił się na fali, zbliżając się do "Wiktorii". Gdy "Szerszeń" opadał, Garvin czuł, jak kipiel zalewa część rufową, Wiedział, że Ollie i Nick długo już tam nie wytrzymają. Musi zarzucić hol za pierwszym razem. Uniesiona przez potężny wał wodny, "Wiktoria" znalazła się nagle niebezpiecznie blisko "Szerszenia"