To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Jak twierdził, miewała ona dziwaczne omamy wzrokowe, lecz odmawiała wizyty u lekarza utrzymując, że to co widzi jest prawdą. Parę dni później zjawiłem się u nich z przyjacielska wizytą. Kobieta opowiedziała mi o poruszających się przedmiotach, które obserwowała ilekroć jej mąż opuszczał mieszkanie. Według niej dom, w którym mieszkali nawiedzony był przez duchy, a bardziej od psychiatry pomogłaby im przeprowadzka. Parapsychologię traktowałem w tym okresie wyłącznie jako hobby, ale mimo to z łatwością wpadłem na rozwiązanie tego problemu, kiedy tylko zauważyłem na ścianie fotografię ich syna. Chłopak miał trzynaście lat i znajdował się, rzecz jasna, w okresie pokwitania. Od lat parapsychologii znanym był fakt, iż jest to okres, w którym u niektórych dzieci rozkwitają niekontrolowane zdolności psychokinetyczne. Za zgodą rodziców przez parę kolejnych miesięcy zabierałem dzieciaka ze sobą do zaprzyjaźnionej pracowni psychotroniki, gdzie badaliśmy go na wszystkie możliwe sposoby. Niestety - z marnym skutkiem, gdyż, jak to zwykle bywa w takich przypadkach, wszystko zaczynało fruwać tylko wtedy, gdy wyłączaliśmy urządzenia pomiarowe. Po jednej z takich wizyt, po odwiezieniu go do domu, planowałem odwiedzić mojego przyjaciela, który pracował w instytucie fizyki. Na moją prośbę zajmował się konstruowaniem niezwykle czułych detektorów fal elektromagnetycznych o różnej częstotliwości, które chcieliśmy wykorzystywać do badań telepatii w pracowni psychotronicznej. Chłopak się o tym dowiedział i uparł, że pojedzie ze mną. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, mój kolega zaczął tłumaczyć mi działanie poszczególnych odbiorników, przy czym uruchomił je wszystkie. Wyskalowane były na odbiór różnych długości fal. Szczeniak interesował się fizyką i był tak podekscytowany wizytą w instytucie, że demonstrowane detektory dostały po prostu szału. Okazało się, że prócz psychokinetycznych, dzieciak posiadał też i inne niezwykłe zdolności. Dużo mówił i nie potrafił zatrzymać myśli na jednym temacie, poruszał mnóstwo wątków. Wtedy zauważyłem, że przy każdej zmianie jego nastroju urządzenia rejestrowały odmienne zestawienia emitowanych przez jego umysł fal. Kiedy skierowałem jego uwagę na diametralnie inną rzecz, mianowicie na czekającą w domu matkę, większość detektorów wygasła zupełnie. Dopiero wtedy przejrzałem na oczy, dostrzegając przed sobą szeroko otwarte bramy psychocybernetyki. Od tamtego dnia wszelkie moje oszczędności przeznaczałem na pogłębianie wiedzy z zakresu psychotroniki i wyposażanie własnej pracowni. Przez wiele lat gromadziłem wokół siebie fanatyków tej dziedziny, którzy pracują ze mną do dziś, a dzięki wsparciu finansowemu, jakiego mi udzielali, są teraz współudziałowcami Dream Corporation. Po dwunastu latach wyrzeczeń praca nad psychotronem, konstruowanym według mojego pomysłu, została zakończona. Dysponowałem pomieszczeniem, które było możliwie najdoskonalej odizolowane od elektromagnetycznych wpływów z zewnątrz. Znajdowało się w nim tysiąc pięćset super czułych detektorów promieniowania elektromagnetycznego, zdolnych rejestrować fale o energii wypromieniowywanej przez mózg przeciętnego człowieka. Jest to energia rzędu dwa razy dziesięć do minus dziesiątej W. Każdy z detektorów przystosowany był do odbioru fal o wąskim zakresie częstotliwości. Szerokopasmowy zakres sygnałów, do których odbioru byliśmy przygotowani, wahał się w granicach od dwudziestu kHz do trzydziestu MHz. Zintegrowany z systemem detektorów komputer rejestrował każdy impuls, który pojawiał się na wyjściu każdego z detektorów. W ten sposób stworzyliśmy metodę rejestrowania ludzkich emocji, z których każda kodowana jest jako odrębny zestaw tysiąca pięciuset zmiennych, gdyż każdej z nich towarzyszy niepowtarzalny schemat emitowanych długości fal. Pierwsze doświadczenia, które przeprowadzaliśmy na nas samych, przekroczyły oczekiwania nawet największych optymistów, którzy byli pośród nas. Okazało się, że zapis takich stanów, jak strach, litość, cierpienie, radość i innych podobnych emocji, posiada niesłychanie podobną strukturę kodu, bez względu na to, kogo w trakcie badania dotyczy. Stopniowo poczęliśmy powiększać pamięć komputera, wprowadzając do niej informacje o coraz to nowych stanach umysłu. Wszyscy byliśmy bankrutami, gdyż badania pochłonęły nasze oszczędności. Wtedy wpadłem na pomysł, żeby zacząć sprowadzać do testów dobrze zdiagnozowanych pacjentów oddziału psychiatrii, aby porównać ich wyniki z naszymi. Zapisy tych samych stanów, które badaliśmy u siebie, odbiegały u nich dość często od uzyskiwanych przez nas. Na tej podstawie komputer zaczął uczyć się diagnostyki psychiatrycznej. Po roku potrafił już bezbłędnie odróżniać piętnaście jednostek chorobowych. I wtedy zaczęliśmy zarabiać. Początkowo nieufnie, oddziały psychiatryczne zaczęły korzystać z naszych usług. Pacjenci diagnozowani przez nas byli poddawani powtórnej diagnozie na oddziałach. Wkrótce jednak zyskaliśmy zaufanie i niemały rozgłos, o który osobiście zadbałem. Pamięć komputera wzbogacała się wciąż o nowe jednostki chorobowe a my napełnialiśmy ją dodatkowo wynikami przeróżnych badań. Pieniądze płynęły do nas szerokim strumieniem, więc rozpocząłem pracę nad udoskonalaniem psychotronu