To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Następnie usiadła przy biurku, skreśliła parę słów i włożyła karteczkę do koperty, którą położyła na nocnym stoliku przy swoim łóżku. Richard przywołał taksówkę. Florentyna ucieszyła się, że Richard doskonale radzi sobie w sytuacjach kryzysowych i na myśl o tym od razu poczuła się lepiej. - Idlewild - powiedział do taksówkarza umieszczając trzy walizki Florentyny w bagażniku. Kiedy znaleźli się na lotnisku wykupił bilety na lot do San Francisco; wybrali miasto nad Cieśniną Złotych Wrót tylko dlatego, że wydawało się im najodleglejszym punktem na mapie Ameryki. O siódmej trzydzieści wieczorem samolot Super Constellation 1049 należący do American Airlines wystartował do siedmiogodzinnego lotu w kierunku San Francisco. Richard pomógł Florentynie zapiąć pas. Uśmiechnęła się do niego. - Czy pan wie, jak bardzo pana kocham, panie Kane? - Myślę, że tak, pani Kane - odpowiedział. 34 Abel i George przybyli do domu na Wschodniej Pięćdziesiątej Siódmej Ulicy, gdzie mieszkała Florentyna, parę minut po jej odjeździe z Richardem na lotnisko. Abla zdążyły już opaść wyrzuty sumienia i żałował, że uderzył córkę. Wolał nie myśleć o tym, jak wyglądałoby jego życie bez jedynego dziecka przy boku. Sądził, że jeśli tylko uda mu się ją odnaleźć, zanim będzie za późno, zdoła łagodnie wyperswadować jej zamążpójście za syna Williama Kane'a. Gotów był ofiarować jej wszystko, aby tylko nie dopuścić do tego małżeństwa. Kiedy stanęli przed drzwiami, George nacisnął guzik dzwonka. Nikt nie odpowiadał. George ponownie nacisnął dzwonek i odczekali jeszcze chwilę, zanim Abel posłużył się kluczem, który Florentyna zostawiła mu kiedyś na wszelki wypadek. Przeszukali mieszkanie nie spodziewając się zresztą jej tam znaleźć. - Chyba już wyjechała - powiedział George dołączając do Abla w sypialni. - Tak, ale dokąd? - spytał Abel i w tym momencie dostrzegł na stoliku zaadresowaną do siebie kopertę. Przypomniał mu się inny list pozostawiony dla niego przy nierozścielonym łóżku. Rozdarł kopertę. "Kochany Tatusiu! Wybacz mi, proszę, tę ucieczkę, ale kocham Richarda i nie zostawię go dlatego, że nienawidzisz jego ojca. Wkrótce się pobierzemy i cokolwiek byś zrobił, i tak nas nie powstrzymasz. Jeśli kiedykolwiek spróbujesz wyrządzić mu krzywdę, skrzywdzisz i mnie. Nie zamierzamy wrócić do Nowego Jorku dopóty, dopóki nie zakończysz tej bezsensownej wojny między naszą rodziną a Kane'ami. Kocham Cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić, i zawszę będę Ci wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Pokładam w Bogu nadzieję, że nie oznacza to zerwania między nami, ale póki nie zmienisz zdania - "szukaj wiatru w polu" - i pamiętaj, że "co minęło, nie wróci". Twoja kochająca córka Florentyna" Abel opadł ciężko na łóżko i podał list George'owi, który przeczytał go i bezradnie zapytał: - Czy mógłbym ci jakoś pomóc? - Tak, George. Chcę, aby moja córka wróciła do mnie, nawet za cenę bezpośredniej rozmowy z draniem Kane'em. Jedno jest pewne: on zrobi wszystko, żeby nie dopuścić do tego małżeństwa. Połącz mnie z nim. Trwało trochę, zanim George zdobył zastrzeżony numer telefonu Williama Kane'a. Pełniący nocną służbę strażnik w banku Lestera podał go George'owi dopiero wtedy, gdy ten oświadczył, że chodzi o nie cierpiącą zwłoki sprawę rodzinną. Abel siedział w milczeniu na łóżku z listem Florentyny w ręku, wspominając jak kiedyś, gdy Florentyna była małą dziewczynką, nauczył ją starego polskiego porzekadła, które teraz jemu zacytowała. Kiedy George połączył się z rezydencją Kane'ów, w słuchawce odezwał się męski głos. - Czy mógłbym rozmawiać z panem Williamem Kane'em? - zapytał George. - Czy mogę wiedzieć, kto chce z nim rozmawiać? - spytał z niezmąconym spokojem jakiś męski głos. - Abel Rosnovski - powiedział George. - Dowiem się, czy pan Kane jest w domu. - Myślę, że to był kamerdyner Kane'a. Poszedł go szukać - powiedział George przekazując słuchawkę Ablowi. Abel czekał bębniąc palcami w blat nocnego stolika. - Willliam Kane przy telefonie. - Mówi Abel Rosnovski. - Czyżby? - głos Williama był lodowaty. - Może więc powie mi pan, kiedy wpadł pan na pomysł, żeby napuścić swoją córkę na mojego syna? Niechybnie wtedy, gdy tak srodze zawiódł się pan próbując doprowadzić do upadku mój bank, nieprawda? - Nie bądź pan takim cholernym... - Abel opanował się w porę. - Zależy mi na tym, aby nie doszło do tego małżeństwa równie mocno jak panu. Nigdy nie usiłowałem odebrać panu syna. Dopiero dzisiaj dowiedziałem się o jego istnieniu. Kocham córkę bardziej, niż pana nienawidzę, i nie chcę jej utracić. Czy nie moglibyśmy się spotkać i obmyślić coś wspólnie? - Nie - powiedział William. - Takie samo pytanie postawiłem panu kiedyś w przeszłości, i powiedział mi pan bardzo wyraźnie, gdzie i kiedy spotka się pan ze mną. Mogę poczekać, gdyż jestem pewien, że to pan znajdzie się tam pierwszy, a nie ja. - Czy jest sens grzebać w przeszłości, panie Kane? Jeśli pan wie, gdzie oni są, to może udałoby się nam ich powstrzymać. Przecież pan również tego pragnie. Chyba że jest pan tak diabelnie dumny, że woli pan stać bezczynnie i przyglądać się, jak pański syn żeni się z moją córką, niż pomóc... W słuchawce rozległ się trzask, kiedy Abel wymawiał słowo "pomóc". Ukrył twarz w dłoniach i zapłakał. George odwiózł go z powrotem do Barona. Przez całą noc i następny dzień Abel zastanawiał się, w jaki sposób odnaleźć Florentynę. Zatelefonował nawet do Zosi, która przyznała, że córka opowiedziała jej wszystko o Richardzie Kane'ie. - Wygląda na to, że to miły chłopak - dodała jadowicie. - Czy wiesz, gdzie teraz są? - spytał Abel niecierpliwie. - Tak. - Gdzie? - Zgadnij. - Znów usłyszał trzask odkładanej słuchawki