To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Usiadł wygodnie w fotelu, rozłożył rękopis i czytał z pewną trudnością z początku, i bez żadnego zajęcia dla treści. W miarę jednak odwracanych kartek i mijających godzin czytał coraz żywiej i ciekawiej. "Roku Pańskiego 1546_go kniaź na Holszy i Czartomlu Lew Konstantynowicz, zapędziwszy się w utarczce opodal zamku, opadnięty został przez ćmę wrażą - i bliski zguby, gdyż konia pod nim ubito i pętlę już na szyję rzucono. Doskoczył mu z pomocą, sam jeden przeciwko stu, dworzanin rękodajny Stefan Sumorok, człek nieludzkiej siły i ryzyka. Tedy najbliższym na karki się zwalił, siedmiu usiekł, a mając ramię prawe strzaskane, lewym księcia uchwycił, w całym rynsztunku z ziemi podniósł, na konia swego wsadził i uszedł z ukropu. A wtem doskoczyli drudzy i osłonili kniazia omdlałego. A ów Sumorok trzeciego dnia z ran Bogu ducha oddał, na zamku w Holszy. Kniaź Lew przysługi pamiętny, pytał go w skonania godzinie, czego by sobie lub swoim życzył? A ten dla żony swej brzemiennej o kęs ziemi prosił, a dla synaczka, gdyby się urodził, kniaziowskiej opieki. Tedy książę, gdy spokój wrócił, rozkazał na owym miejscu boju dworzec zbudować dla wdowy, tam ją osadził, opatrzył, a synka, pogrobowca, sam do chrztu podawał i tę mu ziemię wydzielił, wokoło onego dworca, żeby go karmiła, aż w męża urośnie. Nie powiedział: na wieki, ani do śmierci, ale aż w męża urośnie Sumoroka syn. Taki dokument dał wdowie. Gdy zaś ów lat doszedł i do zamku na dworzanina, jak ojciec, stanął - tedy prosił kniazia, by ziemię ową i dworzec matce w dożywocie puścił; a niebawem żonę pojął i znowu prosił, żeby zeń niewiast nie rugowano. A kniaź znowu dokument dał, żeby niewiasty Sumoroka spokojny żywot w dworcu wiodły i by im nikt przeciwieństwa nie czynił, i tę wolę swoją synowi własnemu zostawił. Wzrosło tedy na dworcu Sumoroków pokolenie drugie. Ziemi i lasu nikt im nie bronił, rozrodzili się, rozsiedli, powoli zagarnęli długi pas roli, coraz głębiej wdzierali się w puszczę, coraz się stawali możniejszymi. W trzecim pokoleniu już dawali do zamku dziesięciny i daniny, i za przybraną ziemię obowiązali się rocznie do skarbca płacić kóp groszy cztery, jako też z czeladzi swojej trzech konnych pachołków dawać w razie potrzeby. Ze sług tedy i dworzan stali się nieznacznie sąsiadami i bracią szlachtą, których jednak kreski na sejmikach miał kniaź na Holszy pewne. Z owego czasu - lat czterdziestu - w papierach, ni w sądach, ni w ludzkim podaniu nie ma śladu żadnej waśni. Sumoroki jak lęg wilczy, sił niepewny, trzymali się gniazda, trzymali się kniaziów na Holszy. Około roku 1620_go występuje pierwsze hasło niezgody. Jeden z Sumoroków - a liczą ich wtedy pięciu braci - uczynił ku dobru ogólnemu groblę na trzęsawisku, na drodze ku Czartomlowi kniaziowskiemu, kędy szły ładowne wozy, kupcy i zbrojni, ile że inszej drogi nie było w owe czasy, a trzęsawisko omijać nakładało się tydzień czasu. Groblę tedy Sumorok własnym kosztem usypał, ale też na niej rogatki postawił i myto pobierać począł od wozu i konia. Doniosło się to do księcia, a był nim Konstanty, Srogim zwany - i ten rozkazał zaporę znieść, i Sumorokom owego brania myta zaprzestać, gdyż, rzekł, nie będzie Holszański za przejazd swej ziemi słudze swemu płacił. Sumorok dobrowolnie usłuchać się wzdragał, tedy zastawę jego dworscy kozacy roznieśli, a jemu samemu, że się sprzeciwiał, słudzy kniaziowscy uszy obcięli