To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Więzi! Raczej łańcuchy, Sadi, i to wokół mojej szyi. - Spojrzał na mroczne niebo. W blasku pochodni jego twarz o ostrych rysach zdawała się różowa. - Agachak i ja zgadzamy się co do jednego. Zanim nadejdzie zima, Dagashi Kabach musi dostać się do Rak Hagga. Ludzie Jaharba przez wiele miesięcy przeczesywali zachodnią część Cthol Murgos w poszukiwaniu handlarza niewolników, dzięki któremu można by przerzucić Kabacha przez linię Mallorean. - Wtem uśmiechnął się do eunucha. - Tak się złożyło, że ten, którego znalazł, okazał się moim starym przyjacielem. Chociaż nie sądzę, że powinniśmy informować Agachaka, że się znamy. Lubię mieć przed nim kilka tajemnic. Sadi spojrzał kwaśno. - Nietrudno zgadnąć, po co wysyłasz zabójcę do miasta, w którym znajduje się siedziba Kal Zakatha. - Nie radziłbym zwiedzać tych okolic zbyt długo, kiedy go tam już dostarczycie - przytaknął Urgit. - Ale z drugiej strony Rak Hagga nie jest specjalnie interesującym miastem. Sadi zasępił się. - Tego mniej więcej się spodziewałem - Zamyślił się, przesuwając długim palcem po ogolonej czaszce. - Śmierć Zakatha tak naprawdę nie rozwiąże twojego problemu, prawda? Nie wydaje mi się, żeby malloreańscy generałowie zaczęli pakować się na okręty i wracać do domu tylko dlatego, że zginął ich imperator. Urgit westchnął. - Po kolei, Sadi. Generałów może uda mi się przekupić, albo będę im płacił haracz czy coś w tym rodzaju. Najpierw trzeba się pozbyć Zakatha. Z tym człowiekiem nie można dojść do porozumienia. - Obrócił spojrzenie na biały, kamienny budynek skąpany w ostrym świetle migoczących pochodni. - Nienawidzę tego miejsca - rzucił nagle. - Gardzę nim. - Mówisz o Rak Urga, panie? - O Cthol Murgos, Sadi. Nienawidzę całego tego śmierdzącego kraju. Dlaczego nie urodziłem się w Tolnedrze albo chociaż w Sendarii? Dlaczego musiałem utknąć w Cthol Murgos? - Ale przecież jesteś królem. - To nie był mój wybór. Jednym z naszych uroczych zwyczajów jest, że po koronacji nowego króla, pozostali pretendenci do tronu muszą zginąć. Czekał mnie albo tron, albo grób. Kiedy zostałem królem, miałem wielu braci, ale teraz jestem jedynakiem. - Wzruszył ramionami. - To ponury temat, nie sądzisz? Może porozmawiamy o czymś innym? Powiedz mi, co ty właściwie robisz w Cthol Murgos, Sadi? Myślałem, że jesteś prawą ręką Salmissry. Eunuch zakasłał. - Pomiędzy jej wysokością a mną zaszło pewne drobne nieporozumienie, więc uznałem, że lepiej będzie dla mnie, jeśli na pewien czas opuszczę Nyissę. - Ale dlaczego Cthol Murgos? Dlaczego nie pojechałeś do Tol Honeth? To znacznie bardziej cywilizowane miejsce i o wiele spokojniejsze. - Znowu westchnął. - Wszystko bym oddał, by móc mieszkać w Tol Honeth. - Mam w Tolnedrze potężnych wrogów, wasza wysokość - odrzekł eunuch. - Znam Cthol Murgos, więc wynająłem tych Alornów do ochrony i przybyłem tu, podając się za handlarza niewolników. - A wtedy znalazł cię Jaharb - odgadł Urgit. - Biedny Sadi, gdziekolwiek byś był, zawsze wplątujesz się w politykę, nawet jeśli tego nie chcesz. - To przekleństwo - zgodził się ze smutkiem Nyissanin. - Prześladuje mnie przez całe moje życie. Wyjechali z zakrętu drogi i zbliżyli się do ogromnej budowli, otoczonej wysokim murem. Kopuły i wieże na barbarzyńską modłę strzelały w górę, obficie oświetlone pochodniami. W przeciwieństwie do reszty zabudowań w Rak Urga, pomalowano ją w kilka jaskrawych, gryzących się kolorów. - Spójrz na Pałac Drojim - zawołał z emfazą król Urgit - dziedziczną siedzibę rodu Urgów. - Bardzo niezwykły gmach, wasza wysokość - burknął Sadi. - Łagodnie to ująłeś. - Urgit spojrzał na pałac z niezadowoleniem. - Kolory rażą w oczy, jest brzydki i w bardzo złym guście. Ale doskonale pasuje do mojej osobowości. - Bądź tak dobry i pojedź naprzód. Powiedz strażnikom przy bramie, że nadjeżdża Wielki Król i że jeśli każą mi czekać, aż otworzą bramę, obetnę im uszy. - Tak jest, wasza wysokość. Urgit uśmiechnął się do Sadiego. - To jedna z moich rozrywek - wyjaśnił. - Wolno mi znęcać się tylko nad służącymi i prostymi żołnierzami, a Murgowie mają wrodzoną potrzebę znęcania się nad kimś. Wjechali przez pospiesznie otwierane wrota i zsiedli z koni na oblanym różowym światłem dziedzińcu. Urgit spojrzał na jaskrawo pomalowane mury. - Krzykliwe, prawda? - Wzruszył ramionami. - Wejdźmy do środka. Na końcu kamiennych schodów znajdowały się ogromne drzwi. Urgit otworzył je i weszli w długi, przesklepiony korytarz. Zatrzymał się przed podwójnymi, wypolerowanymi drzwiami, których strzegli dwaj żołnierze z bliznami na twarzach. - No więc? - rzekł do nich. - Tak, wasza wysokość? - odpowiedział jeden z nich. - Czy sądzicie, że mógłbym was nakłonić, byście otwarli drzwi? - zapytał. - Czy też wolicie natychmiastowe przeniesienie na linię frontu? - Tak jest, wasza wysokość - odrzekł żołnierz, szybkim szarpnięciem otwierając wejście. - Świetna robota, mój drogi. Następnym razem uważaj, żeby nie wyskoczyły z zawiasów. Król wszedł do znajdującej się za drzwiami komnaty. - Moja sala tronowa - oświadczył dumnie. - Dzieło wielu pokoleń chorych wyobraźni. Komnata była większa niż sala tronowa Rivańskiego Króla w Cytadeli Gariona. Sufit stanowił labirynt przecinających się sklepień, wszystkie pokryte były płytami bitego czerwonego złota z kopalń Cthol Murgos. Ściany i kolumny zdawały się płonąć od inkrustowanych w nie klejnotów, a ustawione po bokach sali krzesła ozdobione były jeszcze większą ilością szlachetnego kruszcu