To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Jednakże ta broń nie wskazywała na żaden ślad prowadzący do skarbu. - Jest jeszcze coś? - spytałam niecierpliwie. Musieliśmy znieść jeszcze jedną ceremonię szukania, aż wreszcie Luis z ręką w dziurze odpowiedział: - Tak. - Wyciągnij to wreszcie, do cholery! - Luis spojrzał na mnie z urazą, ale posłuchał. Była to druga paczuszka, o wiele mniejsza. A w niej kartka: TU QUIqi LEGHIS ORA PRO ME - To po łacinie - wyjaśnił Oriol. - Znaczy: „Ty, który to czytasz, módl się za mnie.” - Jakże to pasuje do rycerskiego kultu templariuszy - szepnęłam. Popatrzyliśmy na siebie. Na twarzach moich przyjaciół ujrzałam zdumienie i smutek. Enric prosił, abyśmy modlili się za niego. I uczyniliśmy to, ja ze łzami w oczach. Wyobrażałam go sobie, jak chowa pistolet, być może z wyrzutami sumienia, wiedząc, że wkrótce umrze, z tyloma grzechami, jeśli wierzył w nie, że potrzebował naszej modlitwy. Co musiał czuć, zostawiając nam to pośmiertne błaganie? Może bezmierną samotność i strach, z powodu tego co zrobił, co miał zrobić i co potem miało się stać? Ale dlaczego? Co go doprowadziło do samobójstwa? - Proponuję, abyśmy poszli na mszę - powiedział Oriol, przerywając moje ponure myśli. Kiedy wchodziliśmy do kościoła, świeciło jeszcze słońce, choć otaczające go budynki zasłaniały je przed nim. Zobaczyłam w świetle dnia miejsce, którędy poprzedniej nocy wychodziłam z kościoła, ale nie byłam w nastroju do przyglądania się. Placyk wyglądał spokojnie. Przy wejściu z placyku do krużganków stał niegdyś krzyż, z którego został tylko wysoki, kamienny słup; krzyż utracił górną część, być może w wyniku antyklerykalnych zamieszek, które tak często zdarzały się w Barcelonie w końcu XIX i na początku XX wieku, a być może padł ofiarą wandalizmu. Szkoda. Chciałabym wiedzieć, jakie były jego ramiona. Na obwieszczeniu, informującym o godzinach odprawiania mszy krzyż miał cztery ramiona, podobnie jak kamienne krzyże, znajdujące się w kilku miejscach w kościele. Taki sam krzyż mają nowi templariusze na swoich pelerynach. - Ubodzy Rycerze Chrystusa mieli dwa rodzaje krzyży - poinformował mnie Oriol, kiedy mu o tym wspomniałam. Krzyż o czterech ramionach nazywano patriarchalnym z powodu patriarchy Jerozolimy, prawdopodobnie krzyż zakonów rycerskich Lotaryngii i Calatravy miał też podwójne ramiona. Templariusze posługiwali się krzyżem jako pieczęcią, o ramionach jednakowej długości, zaokrąglonych na końcach. Takim jak na twoim pierścieniu. - A dlaczego w tym kościele znajdują się krzyże templariuszy? - Bo krzyż patriarchalny miał wielkie wzięcie. Nosili go zarówno rycerze zakonu Grobu Świętego, jak i templariusze. Przez jakiś czas także bracia szpitalnicy i rycerze z Calatravy. A kościół świętej Anny był barcelońską siedzibą zakonu rycerzy Grobu Świętego. Obecnie znakiem tego zakonu jest czerwony krzyż, otoczony czterema mniejszymi krzyżami na pamiątkę pięciu ran Chrystusa. I ten kościół oficjalnie jest nadal jego kwaterą główną w Katalonii. - A nieoficjalnie? - Już wiesz - odparł Oriol z porozumiewawczym mrugnięciem. Od dawna nie uczestniczyłam w nabożeństwie z tak wielką żarliwością. Prośba Enrika o modlitwę poruszyła moje serce, a pistolet napełnił głębokim smutkiem, przypomniał o zabójstwie braci Boix. Jak człowiek tak bardzo kochający życie, jakim był Enric, mógł kogoś zabić i popełnić samobójstwo? Musiał być bardzo zrozpaczony. I samotny. Jak mógł zostawić Oriola? Przez dużą część mszy płakałam i modliłam się za jego duszę. Od czasu do czasu spoglądałam na moich przyjaciół. Oriol wydawał się równie skupiony jak ja, a Luis z roztargnieniem rozglądał się wokół, ale niewątpliwie chwilami usiłował modlić się jak umiał najlepiej. O ile oczywiście jeszcze pamiętał jak się to robi. Mnie nabożeństwo dobrze zrobiło. Po mszy poczułam się o wiele lepiej. Jeszcze z mego wnętrza dobywały się głębokie westchnienia i ostatnie szlochy, ale byłam już odprężona. Spełniłam prośbę Enrika, modliłam się i modliłam i obiecałam sobie, że będę to czynić regularnie. Miałam nadzieję, że pomogłam jego duszy, podobnie jak mnie pomogła msza i modlitwa. Oriol dał nam znak i poprowadził nas do drzwi wychodzących na krużganki. Po prawej stronie był korytarz prowadzący do sali kapitulnej, gdzie odbywały się ceremonie templariuszy, i na myśl o mojej przygodzie i o spotkaniu z Arnau d’Estopinyą, przebiegł mnie dreszcz. - Kartka od mojego ojca zawierała nie tylko prośbę o modlitwę za jego duszę - powiedział cicho Oriol. - Jestem pewny, że nasze modły mu się przydały. Sądzę jednak, że kartka wskazuje także na ślad. - Ślad? - Luis prawie wykrzyknął. Ja próbowałam szybko pozbierać myśli. - Skąd to wiesz?; - Spójrzcie w lewo. Spojrzeliśmy. Tam, przy ścianie, znajdował się posąg postaci w pozycji leżącej. Był to Miguel de Borea, generalny admirał hiszpańskich galer, zmarły wiele wieków temu. Przypomniałam sobie, co mi powiedział Artur; ten kościół był także cmentarzem. Oriol wskazał na kamień leżący na ziemi. Napis na nim głosił: TU QUI LEGIS ORA PRO ME Luis i ja zaniemówiliśmy ze zdziwienia. - Kiedy zdałeś sobie z tego sprawę - zapytał po chwili Luis. - Natychmiast - Oriol uśmiechał się łobuzersko. Od dziecka przychodzę do tego kościoła. Znam go dokładnie, ze wszystkimi szczegółami. Nic na to nie powiedziałam. Namodliłam się tyle i spłakałam z powodu tej notki, a okazało się, że to tylko jeszcze jeden etap gry. Ta świnia Oriol zakpił sobie z moich uczuć. Potem powiedziałam sobie, że nie było źle się pomodlić i że chyba Oriol też się modlił. Ale mi się naraził. - Co teraz zrobimy? - zapytał Oriol - Zaraz wyjdziemy do krużganków. Jeśli ksiądz przyłapie mnie na gadaniu w jego kościele, to się będzie gniewał jak wtedy, kiedy byłem dzieckiem. Na dalszą dyskusję poszliśmy do kawiarni przy ulicy świętej Anny. Luis i ja postanowiliśmy, że trzeba będzie podnieść kamień, żeby zobaczyć co jest w środku. Trup - odpowiadał Oriol. No to co - mówiliśmy my we dwoje - trzeba zobaczyć, co jeszcze. Oriol tłumaczył, że byłaby to profanacja grobu i że otwarcie mogiły zawsze wymaga dopełnienia procedur etycznych, prawnych i religijnych. Luis mu odpowiadał, że skoro on zajmuje domy będące cudzą własnością to nie powinien przejmować się wtargnięciem do takiego pomieszczenia, bo właściciel nie będzie zgłaszał roszczeń finansowych. A Oriol odpowiadał, że właściciel nie, ale proboszcz tak