To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Jego piękne długie palce były zimne i lekko drżałyale oczy płonęły mu gorącz Sonet CXXXV w przekładzieJana Kasprowicza. 108 kowo. Pomyślałam przez chwilę,że jest nietylkolekko pijany,ale chory. "Lichwiarko wsparta na prawie urody: Wierzyciel wszystko,co zechce,zagarnie. Ścigasz goza to, że udzielił zgody,By ręczyć za mnie. " Janek zaczynał być zazdrosny. A jak tam sprawy zawodowe, Johannes? zapytał trzeźwo. Zawodowe? No cóż, wspaniale. Skończyłem właśnie trzydzieści trzy lata. Nie mam pracy. Ale to nie szkodzi. Coś się znajdzie. Wysłałemdzisiaj mnóstwo listów. Na pewno coś się wydarzy. Znowu przeszył mnie lodowaty dreszcz. Jest zimno powiedziałam. Powinniśmy już iść. No to dobranoc,kochani, bądźcie szczęśliwi! Nie zapominajcie o mnie! Serwus! Śpij dobrze, Johannes, miłych snów! Nazajutrz obudziliśmy się dopiero około południa. Kilka godzin późniejktośprzyniósł wieczorną gazetę. Wiecie, co się stało? Johannes, ten pięknyJohannes, odebrał sobieżycie. Dzisiaj nad ranem,tuż po czwartej. W. Szekspir, Sonet CXXXIV w przekładzie Macieja Slomczyńskiego. Nauczyciel religii Lekcje odbywały się w jego mieszkaniu. Dziewczynki siedziały wokół okrągłego stołu z mahoniu,słuchając cichego, znużonego głosu nauczyciela. Był to starszy, drobnyczłowiek z siwą rozczochraną brodą i w okrągłych okularach. Opowiadając o nim, ciotka Luna zawsze się śmiała,a mojamamajej wtórowała, a trzebapowiedzieć, żeu nas w domu śmiech gościł nieczęsto. Mama i jejdaleka kuzynka Luna przeżyły bowiem takie rzeczy, żepogodny wyrazprawie zupełnie zniknąłz ichtwarzy. A kiedy już się śmiały, to zaraz potemłzy napływałyim do oczu. Jednakże nawspomnienie starego nauczyciela religii z Krakowa niemogłypowstrzymać się od śmiechu. Może właśnie dlatego, chociaż go nie znałam, zachował sięw mojej pamięci. Żyt przed wojną, na długo przedmoim urodzeniem. W pięknymstarym Krakowiemieszkało wtedy spokojnie wielu Żydów. Trosz110 czyli się oni wówczas zwłaszcza ci bogaci przede wszystkim o wykształcenie i przyszłośćswoich dzieci, nie wiedząc, że żadnej przyszłościjuż dla nich nie będzie. Jak większośćzamożnychŻydów równieżciotka Luna posłała swoją ukochaną jedynaczkę, Alinę, do najlepszejszkoły w mieście. Było to katolickie gimnazjum, prowadzoneprzezniemieckie siostry zakonne. Dziewczynki uczyłysię tamniemieckiego, francuskiego, religii katolickiej, noi oczywiście dobrych manier. Języka jidysz naturalnie tam nie było. Dla spokoju sumienia i żeby nie uchodzić zazłych Żydów, rodzice posyłali dziewczynki dwarazy w tygodniu na popołudniowe lekcje religiiżydowskiej. Nauczyciel, nieśmiały, małomównyczłowiek, niewiele miał swoim uczennicom dopowiedzenia od siebie. Znal jednaktysiące cytatów, sentencji i niezliczone opowieścize świętychpism. Przykażdym nowym zdaniu podnosiłwskazujący palec i zaczynał: "Albowiem jest napisane, że. " Dziewczynkilubiłyzadawaćmu mnóstwo pytań, które sobie z góry wymyślały,wiedząc, że natychmiast zacznie miętosić brodę ipodniesie palec. "Albowiem jest napisane, że. " I wtedynauczyciel rozpoczynał długie wyjaśnienia, najpierwpo polsku, potem przechodził na jidysz, a wreszcie na hebrajski. Cytował przy tym Pismo i słyn ni. nych rabinów, oddalając się coraz bardziej od tematu i najzwyczajniej w świecie zapominająco uczennicach. Dziewczęta wspaniale wykorzystywały czas:pisały niedorzeczne liściki, którewysyłały do siebie pod stołem, chichotały łub poprostu ucinały sobie drzemkę. Od czasu doczasu nauczyciel zapraszał również matki, by przekonały się, jakie ich córkirobiąpostępy. Ponieważ zaś owe matki uważały się zaświadome Żydówki,zawsze skwapliwie korzystały z okazji złożenia mu wizyty. Tak więcwytworne, eleganckie damy z towarzystwa, w modnychkapeluszach iboa, obwieszone iskrzącymi się,długimi kolczykamii łańcuszkami ze złota,siedziały w małym ciemnym saloniku nauczyciela. Grzecznie zasłuchane w jego szeleszczący głos,popijały naparzoną przezeń bladą, letnią herbatęze starych szklanek w srebrnych uchwytach. I wtedy ciotce Lunieprzytrafiło się pierwszenieszczęście. Odkryła bowiem w swojej szklancenieżywą muchę. Co robić? Sytuacja była delikatna. Nie mogła wypić herbaty, ale też nie chciałajej zostawić, by nie obrazić gospodarza. Panie nauczycielu powiedziała wkońcu,rumieniącsię w mojej szklance jest mucha. Podniósłszy szklankę, nauczyciel długo i w zamyśleniu oglądał ją w świetlestojącej lampy, poczymuniósł palec wskazujący, pogrążając sięw rozważaniach nadnieodwracalnością losu. 112 Albowiem. niestety nie przychodziłmu do głowy żaden stosowny cytat. Ona musiała do niej wpaść powiedział tylko, bezradnyi zdumiony. Ona musiała tam wpaść. Iszurając pantoflami, odniósł szklankędokuchni. Dwa razy do roku, kiedy dziewczęta otrzymywały świadectwa w szkole, przynosiły teżcenzurki z lekcji religii. Wtedy zdarzyła się druga katastrofa. Alinka, śliczna, uzdolniona córka ciotkiLuny,mała księżniczka, ubóstwiana przez ojcai matkę, leżała zapłakana na sofie. Jej cenzurka była zaledwie "dobra", podczas gdy na świadectwachkoleżanek pyszniły siętłuste "bardzodobre". Tylko "dobrze? " Alina płakała, ukrywając głowę w miękkichpoduszkach, gdy tymczasem ponad nią szalałakłótnia rodziców, której ojciec wreszcie położyłkres, wygłaszającklasyczne zdanie: Jak ty właściwie wychowujesz moją córkę,kiedy ja w pocieczoła haruję na bułeczki dla naszejrodziny? Tego już było ciotce Lunie za wiele