To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Naprawdę nie miałem takiego zamiaru. Kiedy zasiadłem do stołu, wszyscy patrzyli na mnie tak, jakbym zaraz miał zrobić coś okropnego. Zauważyłem, że tata nie zapytał Jory'ego, jak się dziś czuje. Co gorsza, to do mnie zwrócił się z tym pytaniem. Patrzyłem z odrazą na moją kaszę. Nie cierpiałem rodzynków! Wyglądały jak martwe owady. - Bart, zadałem ci chyba pytanie? Przecież słyszałem. - Czuję się dobrze - odparłem, nie patrząc w jego stronę. Tata zawsze budził się w dobrym nastroju i nigdy nie był pochmurny. Ze mną było inaczej - z mamą również. 205 Yirginia C. Andrews - Myślę, że powinniście wynająć naprawdę dobrą kucharkę. A byłoby jeszcze lepiej, gdyby mama siedziała w domu i sama gotowała, jak to robią inne matki. To, co nam podaje Emma, nie nadaje się do jedzenia. Jory rzucił mi ostre spojrzenie i kopnął mnie pod stołem, chcąc w ten sposób dać mi do zrozumienia, że powinienem się zamknąć. - Emma nie gotowała twojej zimnej kaszy, Bart - oświecił mnie tata. - To taki półprodukt, który kupuje się w sklepie. A poza tym zawsze lubiłeś rodzynki i wyjadałeś je nawet z talerza Jory'ego. Jeśli dziś nie masz na nie ochoty, to po prostu ich nie jedz. Dlaczego krwawi ci dolna warga? Czyżby? Lekarze zawsze widzieli krew, ponieważ bez ustanku kogoś kroili. Jory spróbował wyjaśnić tę sprawę. - Dziś rano wyobrażał sobie, że jest wilkiem. Podejrzewam, że kiedy rzucił się, by zagryźć królika, niechcący przygryzł sobie wargę. To wszystko, tato. Wyszczerzył się do mnie, jakby się cieszył z mojej głupoty. Coś było nie tak. Wyczuwałem to, bo nikt się nawet nie spytał, dlaczego udawałem wilka. Po prostu patrzyli na mnie, jakby oczekiwali, że zrobię jeszcze coś głupiego. Słyszałem, jak mama rozmawia z tatą w spiżarni. Mówili o mnie. Usłyszałem, że wspominają o kolejnej wizycie u psychiatry. Nie pójdę! Nie zmuszą mnie do tego! Potem mama wróciła do kuchni i zaczęła rozmawiać z Jorym, w tym czasie tata poszedł do garażu i uruchomił samochód. - Mamo, czy dziś wieczorem odbędzie się to przedstawienie? Spojrzała na mnie zakłopotanym wzrokiem, potem zdobyła się na uśmiech. - Oczywiście - rzekła. - Nie mogę rozczarować moich uczniów, ich rodziców i tych wszystkich, którzy zdążyli już kupić bilety. 206 Gniew Malcolma Głupcy! Jak można trwonić pieniądze na takie bzdury? - Myślę, że powinienem zadzwonić do Melodie - odezwał się Jory. - Wczoraj powiedziałem jej, że być może przedstawienie zostanie odwołane. - Jory, czemu jej tak powiedziałeś? Popatrzył na mnie, jakbym był tym, którego należy o wszystko oskarżać. Nawet o to, że przedstawienie nie zostało jednak odwołane. Jeśli mam być szczery, to i tak bym na nie nie poszedł. I to wcale nie dlatego, że jakimś sposobem zapomnieli mnie zaprosić. Nie chciałem po prostu oglądać żadnego idiotycznego baletu, gdzie wszyscy tańczą i w ogóle się nie odzywają, tym bardziej że nie było to nawet Jezioro łabędzie, lecz najgłupszy i najnudniejszy balet ze wszystkich - Coppełia. Właśnie w tym momencie tata wrócił do domu. Jak zwykle czegoś zapomniał. - Zgaduję, że to ty będziesz księciem - zwrócił się do Jory'ego, który spojrzał na niego z lekceważeniem. - Na Boga, tato, czy ty nigdy się nie nauczysz? W Coppelii nie ma żadnego księcia! Przez większą część przedstawienia będę tańczył w zespole, ale mama będzie cudowna w swojej roli. Sama ułożyła choreografię. - Coś ty powiedział? - zagrzmiał zaskoczony ojciec. Wbił w mamę gniewne spojrzenie. - Cathy, chyba zdajesz sobie sprawę, że nie wolno ci tańczyć z tym uszkodzonym kolanem? Obiecywałaś mi, że już nigdy nie zatańczysz na scenie. W każdej chwili kontuzja może się odnowić. Nie zapominaj, że kolejny upadek może oznaczać trwałe kalectwo. - Tylko ten jeden raz - błagała tatę mama, tak jakby od tego tańca zależało jej życie. - Mam zagrać jedynie mechaniczną lalkę, która przez cały czas siedzi na krześle. Nic mi się przecież nie stanie. - Nie! - burzył się tata. - Jeśli uda ci się zatańczyć dziś wieczór, będziesz chciała ponownie spróbować. Za którymś razem kolano nie wytrzyma. Upadniesz i co wtedy będzie? 207 Yirginia C. Andrews Możesz złamać sobie nogę, miednicę, kręgosłup... Już kiedyś to przeżyłaś, pamiętasz chyba? - Wymień jeszcze kilka kości! - odkrzyknęła mama. Zacząłem się zastanawiać: jeśli coś sobie złamie i nie będzie mogła już nigdy tańczyć, wtedy będzie musiała siedzieć w domu i wreszcie będzie miała czas dla mnie. - Wiesz, Chris, czasami zachowujesz się tak, jakbym była twoją niewolnicą! Spójrz na mnie. Mam trzydzieści siedem lat i wkrótce będę za stara, żeby móc w ogóle tańczyć. Pozwól mi poczuć, że jestem komuś potrzebna. Muszę zatańczyć, jeszcze jeden raz. - Nie - powtórzył, tym razem jednak znacznie mniej stanowczo. -Jeśli się zgodzę, nie będzie to ostatni raz. Będziesz chciała zrobić to ponownie... - Chris, nie zamierzam cię błagać. Zrozum tylko, że nie mam takiej uczennicy, która byłaby zdolna wcielić się w tę rolę