To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Niemniej jednak główne procesy udawało nam się obserwować. Byliśmy bardzo podnieceni. McCarr snuł wielkie marzenia o sławie i pieniądzach, które nas czekają, jeśli uda nam się stworzyć model życia. Bliss i ja spędzaliśmy długie godziny nad sprawozdaniami translatora, wielokrotnie je analizując. Nie myśleliśmy o pieniądzach, naszym marzeniem było wyłącznie owo stworzenie modelu ewolucji gatunków. Jedynie Lehman zachowywał całkowity spokój i zimną krew, powtarzając: — Nie krzyczcie: hop, jeszcze nic nie mamy. Miał wtedy rację. Okazało się, że procesy w symulatorze, zainicjowane warunkami początkowymi, po jakimś czasie nieodmiennie zamierały. Procesy w symulatorze chemonicznym biegną kilkanaście milionów razy szybciej niż w naszej skali ziemskiej i dlatego już po dwóch, trzech dniach, badając translogramy, stwierdziliśmy, że nic się nie dzieje. Włączyliśmy więc na nowo informację z biblioteki i zaczęliśmy eksperyment od nowa. Tak to trwało przez kilka miesięcy. Największy entuzjasta, ale trochę i „słomiany ogień”, McCarr, zaczął rezygnować. Robił kilkudniowe wypady do miasta, rzucając w kąt pracę. Muszę przyznać, że podziwiałem wtedy Lehmana. Był stale czynny, zdawało się, że jest pewny sukcesu. Bliss i ja także pracowaliśmy dalej, ale ja powoli zacząłem tracić cierpliwość i nadzieję. Myślałem już o tym, żeby zrezygnować z doświadczeń. Podjęliśmy jednak jeszcze jedną, kolejną próbę. Włączony układ pracował w zupełnej ciszy, tylko głośniki podłączone do obwodów translatora mruczały niskim basem, sygnalizując, że translator tłumaczy przebiegi w symulatorze. Siedziałem spokojnie, rozmyślając o dalszych pracach, które podejmiemy po zakończeniu tych nieudanych badań. Rozmyślania moje przerwał telefon od McCarra z dyspozytorni informacyjnej. — Otrzymałem meldunek z biblioteki, że były poważne błędy w przekazanej nam informacji. Najśmieszniejsze jest to, że nie mogą poprawić, bo nie wiedzą, jakie były te błędy. Nawaliło im łącze kablowe. Proponują powtórzenie całego seansu. Zrezygnowany odparłem: — Zostaw to i chodź do nas, na dzisiaj dosyć tej zabawy. Kiedy McCarr wrócił i chcieliśmy iść do domu, wtrącił się niespodziewanie Lehman: — W żadnym wypadku! Ja nie rezygnuję! Bardzo was proszę, spróbujmy jeszcze raz. Naszą dyskusję na ten temat przerwał nagle Bliss, który od dłuższej chwili milczał, wyraźnie nad czymś się zastanawiając. — A dlaczego właściwie trzymamy się tej nieszczęsnej biblioteki? Czy nie możemy wziąć informacji z innego źródła? Podszedł, żeby wyłączyć translator, ale w ostatniej chwili zatrzymałem go. — Zostaw, Bliss. Rozumiesz? Om przesłali nam warunki z przekłamaniami, spróbujmy więc właśnie tak. Zrozumieli mnie. Nie wyłączywszy maszyny, poszliśmy do domu. Następnego dnia rano przyszedłem wcześniej niż zwykle do laboratorium, ale tu okazało się, że nie tylko ja byłem ciekawy, co dała wczorajsza próba. Przed bramą czekał już Lehman. Weszliśmy razem do hali. Tak, to był bardzo gorący dzień. Z translatora otrzymaliśmy krótki, ale pierwszy tego rodzaju raport: PROCES SIĘ ROZWIJA. Byliśmy głęboko poruszeni. To przekłamania transmisji informacyjnej sprawiły, że warunki początkowe pozwoliły procesowi na rozwój. Zawiedzeni byliśmy ogromnie, że nie możemy odtworzyć obrazu przekłamań. Zadzwoniłem jeszcze do biblioteki: — Czy ustaliliście wczorajsze przekłamania? Otrzymałem odpowiedź, jakiej się spodziewaliśmy. — Niestety, profesorze, to się nie da zrobić, ale możemy wam w każdej chwili powtórzyć całą transmisję. — Nie, dziękuję. A za wasze błędy macie u mnie dobry koniak. Nie dałem im ochłonąć i odłożyłem słuchawkę. Trochę później przyszli do pracy McCarr i Bliss. Ich także zaskoczyło i przejęło to, co działo się w laboratorium. Zebrałem wszystkich i przypomniałem o konieczności utrzymania absolutnej dyskrecji. Zażądałem także, aby przez kilka dni nikt nie opuszczał terenu laboratorium. Przyjęli to bez protestów. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy następnego dnia. Tym razem to ja zjawiłem się ostatni przed salami, w których znajdował się S.C.–32. Moi współpracownicy już na mnie czekali. Dzień był wyjątkowo pochmurny i mglisty, pogoda raczej nastrajała do snu niż do pracy. Wszedłem do wnętrza i zwijałem właśnie parasol, kiedy Lehman dobiegł do translatora, oddarł translogram i głośno przeczytał: — POWSTAŁY ODRĘBNE OBIEKTY, KTÓRYCH POSTĘPOWANIA NIE MOŻNA Z GÓRY OCENIĆ. Zrozumieliśmy wtedy nagle, że eksperyment chyba trudniej będzie zakończyć, niż udało się go zacząć. Cały dzień nie odchodziliśmy od translatora i już wieczorem odczytaliśmy na translogramie: POWSTAJĄ RÓŻNE RODZAJE ŻYWYCH ISTOT, KTÓRE NISZCZĄ SIĘ WZAJEMNIE. Eksperyment stawał się coraz poważniejszy. Po pracy zaprosiłem wszystkich do swego gabinetu na herbatę. Nie było Lehmana. Bliss dzwonił po niego, ale nigdzie nie mógł go znaleźć. Siedzieliśmy i myśleliśmy głośno, co dalej robić. McCarr zwrócił naszą uwagę na fakt, że przy szybkości pracy symulatora — kilkanaście milionów razy większej niż szybkość rozwoju życia na Ziemi — to nowo powstałe życie, jeśli się będzie rozwijać dalej, stanie się kopalnią wiedzy o rozwoju świata. Potwierdziłem wagę tych wiadomości dodając, że przebieg eksperymentu możemy utrwalić w pamięci rejestratora. McCarr nie podzielał mego zdania, pokrywając sprzeciw twierdzeniem, że nikt i tak nam nie uwierzy. W czasie tej rozmowy przyszedł Lehman, bardzo przeprosił za spóźnienie i wytłumaczył swą nieobecność pilnym telegramem od siostry, z którą musiał się natychmiast skontaktować przez pocztę