To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

" Bowiem okazało się, że on nie mówił tak, jak należy mówić. - A jak należy mówić? - zapytał. Należy mówić z nienawiścią, patosem, krzycząc -nie ma innych sposobów wyrażenia tego wszystkiego niż krzyk. Więc on się od razu nie nadawał do mówienia, bo nie umiał krzyczeć. Nie nadawał się też na bohatera, bo nie było w nim patosu. Cóż to za prawdziwy pech. Ten jedyny, który przeżył, nie nadawał się na bohatera. Zrozumiawszy to, taktownie zamilkł. Milczał dość długo, bo przez trzydzieści lat, a jak przemówił wreszcie, to zaraz stało się jasne, że byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby nie przerywał milczenia. Na spotkanie z przedstawicielami partii jechał tramwajem, po raz pierwszy od wyjścia z getta jechał tramwajem i stała się z nim straszna rzecz. Zapragnął nie mieć twarzy. Ale nie dlatego, że ktoś zwróci uwagę na niego i go wyda, tylko poczuł, że ma odrażającą, czarną twarz. Twarz z plakatu ŻYDZI - WSZY - TYFUS PLAMISTY. A tu wszyscy stoją dookoła i mają jasne twarze. Są ładni, spokojni, mogą być spokojni, bo są świadomi swojej jasności i urody. Wysiadł na Żoliborzu, przy domkach, ulica była pusta i tylko jedna starsza pani podlewała kwiaty w ogródku. Popatrzyła na niego zza siatki, a on starał się tak iść, żeby go prawie nie było, żeby jak najmniej miejsca zająć w tej słonecznej przestrzeni. Pokazywali dziś w telewizji Krystynę Krahelską. Miała jasne włosy. Pozowała Nitschowej do pomnika Syreny, pisała wiersze, śpiewała dumki i zginęła w warszawskim powstaniu wśród słoneczników. Jakaś pani opowiadała o niej - że biegła przez ogrody, a była tak wysoka, że nie mogła, nawet pochylona, w tych słonecznikach się schronić. Był zatem ciepły, sierpniowy dzień. Ona upięła sobie z tyłu długie jasne włosy. Napisała Hej, chłopcy, bagnet na broń, opatrzyła rannego i pobiegła w słońcu. Cóż to za piękne życie i piękna śmierć. Prawdziwie estetyczna śmierć. Tylko tak należy umierać. Ale tak żyją i umierają piękni i jaśni ludzie. Czarni i brzydcy żyją i umierają nieefektownie: w strachu i ciemności. (U tej, która opowiada o Krahelskiej, można by się ewentualnie ukrywać. Jest nie umalowana, nie była u fryzjera, na pewno - tego nie widać w telewizji -jest za szeroka w biodrach i po górach chodzi z przewiązanym w pasie swetrem. Mąż by nawet nie musiał wiedzieć, że ona kogoś ukrywa, tylko trzeba by się pilnować i po południu, między trzecią trzydzieści i czwartą, nie zajmować ubikacji. On ma bardzo uregulowany żołądek i korzysta z toalety zaraz po przyjściu, jeszcze przed obiadem). Czarni i brzydcy leżą osłabli z głodu w wilgotnej pościeli i czekają, aż ktoś przyniesie im owies na wodzie albo coś ze śmietnika. Wszystko jest tam szare - twarze, włosy, pościel. Oszczędnie palą karbidówkę. Ich dzieci wyrywają na ulicy przechodniom paczki z rąk w nadziei, że tam jest chleb, i natychmiast wszystko pożerają. W szpitalu dają spuchniętym z głodu dzieciom po pół jajka w proszku i po pastylce cebionu dziennie -to już dzielą lekarze, bo nie można narażać salowej, która też jest spuchnięta, na mękę dzielenia. (Tylko biały personel szpitalny ma przydział żywności: po pół litra zupy i sześć deka chleba na osobę. Na specjalnym zebraniu postanowiono zrezygnować z dwustu gramów zupy i dwóch deka chleba i podzielić to wśród palaczy i salowych. W ten sposób wszyscy mieli jednakowo: po trzysta gramów zupy i cztery deka chleba na osobę). Na Krochmalnej 18 trzydziestoletnia kobieta, Rywka Urman, odgryzła kawałek swojego dziecka, Berka Urmana, lat dwanaście, zmarłego z głodu poprzedniego dnia. Ludzie otaczali ją na podwórku w ciszy, w całkowitym milczeniu. Miała szare, potargane włosy, szarą twarz i obłąkane oczy. Przyjechała policja i spisała protokół. Na Krochmalnej 14 znaleziono na ulicy zwłoki dziecka w stanie rozkładu, porzucone przez matkę, Chudesę Borensztajn, numer mieszkania 67, dziecku było na imię Moszek. (Wózek pogrzebowy Towarzystwa „Wieczność" zabrał zwłoki, a Borensztajn Chudesa zeznała, że podrzuciła je na ulicy, bo gmina nie chce chować bez pieniędzy, zresztą ona też niedługo umrze). Ludzi prowadzi się do łaźni na odwszenie. Przed łaźnią na Spokojnej ludzie czekali na ulicy dzień i noc, a kiedy rano przywieziono zupę tylko dla dzieci, trzeba było sprowadzić policję, żeby odgoniła tłum, który wyrywał dzieciom jedzenie. Śmierć z głodu była równie nieestetyczna jak życie. Niektórzy zasypiają na ulicy z kęsem chleba w ustach lub w czasie próby wysiłku fizycznego, na przykład w czasie biegu za zdobyciem chleba. To jest fragment pracy naukowej. Lekarze w getcie prowadzili badania nad głodem, bowiem mechanizm śmierci głodowej był wtedy dla medycyny niejasny i należało wykorzystać nadarzającą się szansę. Szansa była wyjątkowa Jeszcze nigdy, pisali, medycyna nie dysponowała tak obfitym materiałem badawczym. Jest to dla lekarza interesujący problem i dziś. - Na przykład - mówi doktor Edelman - problem naruszenia w organizmie równowagi między wodą i białkiem. Czy oni tam piszą coś o elektrolitach? - pyta. -Wraz z wodą uchodzi do tkanki łącznej potas i sól. Sprawdź, czy wpadli na trop roli białka. Nie, o elektrolitach nie piszą nic. Stwierdzają z rozczarowaniem, że nie udało im się wyjaśnić tak ciekawego dla lekarza mechanizmu powstawania obrzęków w chorobie głodowej, Może wpadliby na trop roli białka, gdyby nie musieli przerwać nagle pracy, ale przerwali ją, niestety, z czego usprawiedliwiają się we wstępie. Nie mogli kontynuować badań, gdyż uległ zniszczeniu surowiec naukowy -materiał ludzki. Zaczęła się likwidacja getta. Zaraz po zniszczeniu surowca zginęli i badacze. Żyje tylko jeden z nich: doktor Teodozja Goliborska. Badała przemianę spoczynkową materii u ludzi głodnych. Pisze mi z Australii, że wiedziała wprawdzie z literatury, iż przemiana spoczynkowa w głodzie jest obniżona, ale nie myślała, że aż tak bardzo, i wiąże to z mniejszą liczbą oddechów oraz zmniejszoną ich głębokością, więc z niewielką ilością tlenu zużywanego w stanie głodu przez ustrój. (Pytam doktor Goliborską, czy przydały się jej później, jako lekarzowi, te badania. Pisze, że nie, bo wszyscy ludzie, których leczyła w Australii, byli syci, a nawet przekarmieni). A oto i niektóre rezultaty badań przedstawione w pracy Choroba głodowa. Badania kliniczne nad głodem wykonane w getcie warszawskim w 1942 roku. Rozróżniamy trzy stopnie wychudzenia: I stopień, w którym ma miejsce utrata nadmiaru tłuszczu. Wygląda się wtedy młodziej niż zwykle. Spotykaliśmy się z tym objawem często w okresie przedwojennym po powrocie pacjentów z Karlsbadu, Vichy itd