To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Wszystko rozumiał. Przedostatniego dnia tego pierwszego wspaniałego tygodnia piesek stał przy jednym z okien na górze mocno wparty przednimi łapami w parapet. W całym domu panowała głucha cisza, kapitan wyszedł. Statecznie i z rozwagą piesek zrobił obchód wszystkich pokoi. Nie szukał swego pana, wiedział przecież, że wyszedł, ale napawał się nowym uczuciem, poważnym i głębokim poczuciem odpowiedzialności: dom zostawiono pod jego pieczą. Po obchodzie wszystkich pokoi stanął przy oknie na czatach i na straży. W tej chwili nabrzmiałej odpowiedzialnością na drodze ukazał się olbrzymi czarny pies dą- 159 żacy gdzieś w swoich własnych sprawach. Biegł prosto przed siebie i nikomu nie wadził, lecz z gardzieli kundelka wyrwał się nagle warkot pełen wściekłości. Nie tyle pod adresem dużego psa, co dla wykazania, że duży dom, gdzie mieszkał on, kundelek, był jego domem! Bezpieczny za szybami okienka na poddaszu piesek wyrażał swój gniew cienkim, zapalczywym, urywanym ujadaniem. Ujadał dla dobra domu, ujadał z ostrzeżeniem: „Dom należy do mnie, więc zmykaj stąd i trzymaj się z daleka — dom jest mój!" Olbrzymi pies na drodze nie zwrócił na te groźby specjalnej uwagi, o ile je w ogóle zauważył, i beztrosko biegł przed siebie. Mały piesek śledził go wzrokiem, jak długo zdołał, biegając od okna do okna, usiłując odgonić obcego od domu swoim wściekłym ujadaniem. Gdy wreszcie obce psisko znikło, malec odszedł od okna na środek pokoju. Stanął jak słup, pełen podziwu i szacunku dla siebie samego. Stał z butną miną, przekrzywiając łeb, ciągle czując w gardle żar wściekłego ujadania. Obcy pies odszedł, dom był bezpieczny i spokojny. Jeszcze raz, mocno stąpając na sztywnych nogach, z łbem do góry, piesek zrobił obchód wszystkich pokoi. Zajrzał nawet powtórnie na poddasze. Tam pobiegł do okna, aby po raz ostatni sprawdzić, co się dzieje na drodze. I natychmiast cały zesztywniał, bo oto znowu zobaczył czarnego 160 psa, ale również zobaczył swego pana. Kapitan szedł w stronę domu, a obcy pies dreptał przy jego nodze. W kundelku wezbrała wściekłość. Zaatakował okno, a ujadanie niosło się z niego jak strzały z kulomiotu. Groził nim obcemu psu i łajał swego pana. Czuł się znieważony powrotem psa i był zazdrosny. Kapitan właśnie stanął i poklepał tego obcego, a pies pokręcił puszystym ogonem. Mały piesek zanosił się szczekaniem urywanym jak kaszel i raz po raz atakował szyby. Teraz pan nadchodził aleją wjazdową, a wielki pies został na drodze. Przynajmniej swoim ujadaniem zatrzymał psa z dala od domu! Znowu pełen odwagi i nienawiści malec przystąpił zza okna do gniewnego ataku. Zajął się psiskiem na drodze z całą zapalczywością i ledwie zauważył, że kapitan wszedł na górę i stanął za nim. Duży pies ruszył z miejsca, a mały chciał pobiec do drugiego okna. I wtedy zobaczył swego pana! Opuściło go całe podniecenie zwycięstwem, uczucie triumfu i samochwalstwo. Poczołgał się po dywanie i usiłował dotrzeć do pana na łapach, które były jak z waty. Ogon naturalnie wtulił pod siebie. — Ach, nie, nie! — zawołał kapitan. — Nie kajaj się. Miałeś rację, postąpiłeś słusznie. To twój dom, a z ciebie jest dobry pies, bardzo-dobry stróż. Teraz piesek nie wiedział, jak ma się zachować — 11 — Wiacaj do domu ... 161 chwalono go! Chciał w to uwierzyć, uznać to za fakt, ale łapki miał ciągle jak z waty, a ogonek drgał mu ciasno wtulony, prawie przyklejony do brzucha. Postąpił słusznie, nie zrobił nic złego — to mu mówił ton pochwały w głosie człowieka, ale zwierzątko ciągle nie wierzyło swoim uszom. Całe jego ciało przeniknięte wiecznym strachem nie pozwalało mu w to uwierzyć. Człowiek przykucnął obok i pogłaskał go. — Dobry piesek, dobry. Baidzo dobry z ciebie piesek. A widząc ciągłe wątpliwości pieska, zanotował to sobie w pamięci na przyszły użytek, wstał i odszedł. Później pies na nowo zaczął patrolować cały dom. Robił to z powagą i dokładnie, a ogona nie chował już potulnie pod siebie. Ten dzień przyniósł wielką zmianę w życiu pieska — poczucie własności, posiadania i odpowiedzialności za dom. I to poczucie, gdyby przetrwało, pomogłoby mu objąć w posiadanie także i kapitana. Tymczasem następnego dnia wypadło sprzątanie. Kapitan wyjaśnił to pieskowi. Stał przed zamkniętymi drzwiami schowka i z pełną świadomością pouczał zwierzątko: — Dziś będzie inny dzień niż te wszystkie dni w ciągu ostatniego tygodnia. Raz na tydzień robię porządki, i to porządki co się zowie, nie 162 jakieś tam byle jakie babskie uładzanie. Mimo to musisz na wszystko mieć oko. Zwracał się tak bezpośrednio do pieska, bo zauważył, że on po raz pierwszy z własnej woli podchodzi i staje koło niego. Zaczęło się to właśnie tego ranka. Co pewien czas pies przerywał swój milczący obchód domu, aby podejść do swego pana i postać przy nim. Trwało to chwileczkę, a potem dreptał dalej przejęty swymi obowiązkami. A jednak kapitan wyczuł, że piesek zaczyna go uznawać