To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Billy przywołał barmana, a ten podał Endersowi szklaneczkę wody z lodem. - Wszystko w porządku. Łon? - spytał, gdy stawiał szklaneczkę na barze. - Bywało lepiej i bywało gorzej - wyszeptał Łon, podnosząc szklankę. Przez moment Billy miał wrażenie, że staremu się to nie uda. Mimo to Łon przyłożył szklaneczkę do ust, choć zanim to nastąpiło, uronił z niej odrobinę. - Chcesz rozmawiać z tym gościem? - spytał Timmy. Zimna woda najwyraźniej dodała Endersowi sił. Odstawił szklaneczkę na kontuar, spojrzał na Billy'ego i przeniósł wzrok na barmana. - Myślę, że ktoś powinien to zrobić - stwierdził. - Nie wygląda jeszcze najgorzej... ale to już nie potrwa długo. Enders mieszkał w małej kolonii emerytów przy Cove Road. Stwierdził, że Cove Road było częścią "prawdziwego Old Orchard", tego, o które nie troszczą się szmalcowni. - Szmalcowni?-spytał Billy. - Tłumy przyjezdnych, przyjacielu. Przyjechałem do Old Orchard z żoną, tuż po wojnie w 1946. Zamieszkaliśmy tu. Nauczyłem się, jak wyciągać szmal, od mistrza - samotnego Tommy'ego McGhee - nie żyje już od dawna, biedaczysko. Wrzeszczałem jak opętany i zostało mi tylko tyle głosu, co słyszysz. Znowu zachichotał; ten dźwięk przypominał szum wiatru przed świtem. Enders znał wszystkich związanych z festynem, który trwał 157 w Old Orchard przez cale lato - ulicznych sprzedawców, handlarzy, sezonowych robotników, wciskaczy kitu (sprzedawców pamiątek), wędrownych mechaników, bezrobotnych pracowników wesołych miasteczek, pompiarzy i sutenerów. Większość z nich pojawiała się tu raz do roku, przez całe dekady, jak ptaki, które odlatują na zimę. Tworzyli stabilną, sympatyzującą ze sobą i życzliwością społeczność, której letnicy nigdy nie byli w stanie zauważyć. Znał też sporo ludzi związanych z tzw. handlem obwoźnym - tak ich fach określał barman "Siedmiu Mórz". Ci przebywali zwykle bardzo krótko; przyjeżdżali na tydzień czy dwa, robili interesy, nabijali kabzę i ruszali w dalszą drogę. - I pamięta pan ich wszystkich? - spytał z powątpiewaniem Billy. - Gdyby każdego roku przyjeżdżali inni, nie zapamiętałbym ich wszystkich - wyszeptał Enders - ale tak to już bywa z handlem obwoźnym. Nie przyjeżdżają regularnie, co roku, ale mimo to widuje się ich dość często. Na przykład facet, który w 1957 roku stoi na chodniku i sprzedaje hula-hoop. Ponownie go zauważasz w 1960, kiedy opyla drogie zegarki po trzy dolce od sztuki. Bywa, że zamiast jasnych włosów ma ciemne i sądzi, że w ten sposób nie zostanie rozpoznany. W gruncie rzeczy myślę, że faktycznie letnicy go nie poznają, nawet jeżeli byli tu w 1957 roku, bo w dalszym ciągu dają się nabrać i wszystko kupują. Ale my go poznamy, bo pamiętamy ludzi zajmujących się handlem obwoźnym. Zmieniają się tylko towary, które ci ludzie oferują, i z całą pewnością są to "lewe" towary. Inaczej jest z handlarzami narkotyków. To bardzo liczna grupa i albo akurat siedzą, albo dogorywają gdzieś w ciemnym zaułku. Kurwy za szybko się starzeją, żeby można je było zapamiętać. Ale chciałeś rozmawiać o Cyganach. To chyba najstarsza spośród znanych grup handlarzy obwoźnych, jakie istnieją na świecie. Zajmują się tym od zawsze. Billy wyjął z kieszeni kurtki plik zdjęć i rozłożył je równo jak pokera przy karcianej rozgrywce. Giną Lemke, Samuel Lemke, Richard Crosskill. Maura Starbird, Taduz Lemke. - Och! - Starzec siedzący na stołku wziął głęboki oddech, 158 kiedy Billy położył na stole ostatnie zdjęcie, a gdy przemówił, zwracając się bezpośrednio do fotografii, Billy poczuł, że cierpnie mu skóra. - Teddy, ty stary skurwysynu! - Uniósł wzrok, spojrzał na Billy'ego i uśmiechnął się, ale Halleck nie dał się zwieść, starzec się bał. - Wydawało mi się, że to był on - powiedział. Zobaczyłem tylko sylwetkę w ciemności. To było trzy tygodnie temu. Nie widziałem twarzy, dostrzegłem jedynie cień w mroku, ale pomyślałem... nie... wiedziałem... - Ponownie wypił łyk zimnej wody i znowu rozlał odrobinę płynu, zachlapując sobie przód koszuli. Woda była tak lodowata, że aż jęknął. Barman podszedł do nich i rzucił Billy'emu wrogie spojrzenie. Enders powoli uniósł do góry rękę, aby dać mu do zrozumienia, że wszystko w porządku i czuje się nieźle. Timmy ponownie zabrał się do zmywania kufli i szklanek. Enders odwrócił fotografię Taduza Lemkego. Na odwrocie było napisane: "Zdjęcie zrobiono w Attiebo-ro, Mass., w połowie maja 1983". - Ani trochę się nie zestarzał od lata 1963, kiedy zobaczyłem jego i cały klan przyjaciół po raz pierwszy - dokończył Enders. Rozbili obóz za Lobster Bam, Herka, niedaleko Salt Shack przy drodze nr 27. Spędzili tam cztery dni i noce. Rankiem piątego dnia po prostu zniknęli. W pobliżu znajdowała się Cove Road i Enders powiedział, że wieczorem drugiego dnia po przybyciu Cyganów wybrał się pieszo do ich obozowiska. (Billy z trudem mógł sobie wyobrazić, jak ten człowiek obchodzi dom dookoła, ale nie wspomniał o tym słowem). Stwierdził, że chciał ich zobaczyć, bo przypominali mu stare czasy, kiedy facet mógł prowadzić własny interes, naturalnie, jeśli takowy miał, a gliny nie wchodziłyby mu w drogę i pozwoliły swobodnie prosperować. - Stałem dłuższą chwilę na poboczu drogi - oświadczył. - To był typowy cygański tabor, tak jak dawniej. Pomimo upływu czasu zmieniło się niewiele. Kiedyś obozowali w namiotach, teraz w wozach kempingowych i przyczepach, ale raczej wszystko było po staremu. Cyganka przepowiadała przyszłość. Dwie, trzy inne 159 sprzedawały różne proszki kobietom... Cyganie handlowali z mężczyznami. Sądzę, że zostaliby dłużej, ale podobno zorganizowali walkę psów dla bogatych Kanuków i gliny to zwęszyły. - Walkę psów! - Ludzie uwielbiają zakłady, przyjacielu, a tego typu handlarze zawsze starają się spełnić życzenia swoich szmalcownych klientów. Między innymi właśnie dlatego dobrze prosperują. Psy albo koguty ze stalowymi ostrogami, albo nawet dwaj mężczyźni z nożami ostrymi jak brzytwy, które przypominają trójkątne szpikulce - ci faceci zagryzają w zębach końce szarfy, a ten, kto pierwszy wypuści, przegrywa. Cyganie uważają, że to uczciwa walka. Enders patrzył na swoje odbicie w lustrze, za barem i jeszcze dalej, przed siebie. - Tak, to było zupełnie jak za starych czasów - powiedział z rozmarzeniem