To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wszystko się to odbyło tak szybko i szczęśLiwie, że gdy Szczypior powrócił zwycięsko, śMiejąc się i jeńca oddając, rotmistrz ledwie oczom wierzył, iż poszło tak gładko. NIe było co zresztą ani na Spytku sądownie poszukiwać ukarania za gwałt zamierzony, ani sprawy rozgłaszać przykrej, która i tak się niepotrzebnie musiała po świecie rozejść. Z rannym ciurą ponieważ się tu obchodzono po ludzku i miano litość nad nim, wszystko więc wypowiedział, co tylko znał, a przeklinał Spytka, że się dał wciągnąć. Rotmistrz o całej sprawie nakazał milczenie i sam ani już o tym wspominał. Dowiedziała się jednak sąsiadka i opłakała wypadek, którego była przyczyną. Bajbuza pojechać do niej ani pocieszyć nie mógł, aby do nowych potwarzy nie dać powodu. Pewnym był zresztą,- iż Spytek po próbie tej więcej się już na niego nie porwie. Wyparł się on najuroczyściej współudziału w zasadzce i pojechał sam do królowej Anny skarżyć, że go niegodziwy Bajbuza złośliwie obwiniał dla zohydzenia. Mówiono o tym przez czas jakiś, ale sejm nadchodził i umysły czym innym zaprzątnięte nie miały czasu powszednimi sprawami się zajmować. Bajbuza nasz, chodŽ się starał sam poskromić i zmusić do spokojnego siedzenia w domu, a wyczekiwania wypadków, choć sobie wmawiał, że żaden obowiązek nigdzie go nie powołuje, złej swej natury zwyciężyć nie mógł. Rwał się duchem precz, w świat, aby o publicznej rzeczy miał świadomość, a gdyby można i udział jakiś w pracy około niej. Stara, poczciwa Leszczakowska na próżno go starała się przekonać, że on, żołnierz, gdy wojny nie ma, powinien spokojnie w domu siedzieć, orać swą grzędę, a panom senatorom zostawić troskę i pieczę o Rzeczpospolitę. - Co to do ciebie należy - mówiła, jakby jeszcze do dziecka - czy się tam król Jegomość z kim kocha lub kłóci? Ty przecie nic nie poradzisz, nie przerobisz, a darmo się mięszać... śmiech. - Ale, matusiu kochana - prawił Bajbuza - ja mojej natury nie mogę przerobić. Ciągnie mnie tam. Chciałbym o wszystkim wiedzieć, być, słuchać, no i słowo rzec czasem, które choć proste, ale poczciwe i szczere, zaważyć może. Rozumna staruszka śmiała się. - Mój Iwaś - mówiła - to bałamuctwo, że ci się gwałtem chce być statystą, całe życie zwichnęło. NIe lepiej by się ożenić, gospodarzyć, no i w potrzebie na koń siąść, boś do rycerskiego rzemiosła stworzony, ale nie do tej gadaniny sejmowej! do tego są biskupi i senatorowie. - NIe wszystko oni widzą i rozumieją jak my - odpowiedział Bajbuza. - Już niech będzie, co chce, a ja sobie na sejm, choć jako arbiter, pojadę, nie wytrzymam. Staruszka, choć ramionami ruszała, nie sprzeciwiała mu się. Szczypior się tak urządził, że tym razem mógł towarzyszyć rotmistrzowi. A że na Rożka i na Przygodzkiego domu zostawić nie było można, a ksiądz był chory i nazbyt popędliwy, Leszczakowska za stara, musiał rotmistrz uprosić sąsiada, aby mu na dwór miał oko. Sejm się zapowiadał jako burza okrutna straszny. * PO drodze, po gospodach, posłowie głośNo się odgrażali. Ucieczka Henryka była jeszcze pamiętną, a tu drugi już panujący kraj chciał, jak mówiono, potajemnie opuśCić i srom mu uczynić wzorem Henryka, który także o koronę targi rozpoczynał, frymarcząc nią. Na króla i królowę gromy zewsząd leciały; opowiadano o nich obojgu wszystko, co zrazić i zniechęcić mogło. Ci, co króla otaczali, w równej byli ohydzie; Zamoyskiego stronę wielka popierała większość. Sejm się zapowiadał jako burza okrutna, straszny - następujący potem opis sejmu inkwizycyjnego (1592), czyli śledczego, zaczerpnął Kraszewski z głównego Žródła, które wykorzystał przy pisaniu powieści, mianowicie z dzieła J. U. Niemcewicza: "Dzieje panowania Zygmunta III", Warszawa 1819 Pytano tylko, gdy się królowi dowiedzie, że winien był zdrady kraju, co dalej? Na to nikt odpowiedzieć nie umiał. Byli tacy co mruczeli: - Ukarać go nie możecie, tylko upokorzyć i zniechęcić! Do czegoż się zdała inkwizycja? - drudzy dowodzili, że zarzuty czynione należało koniecznie udowodnić. Sejm się zjechał tak już burzliwie usposobiony, że przeciwnicy - regaliści i hetmańscy - po ulicach się niemal do boju wyzywali. Zaraz na wjeŽdzie do miasta rotmistrz postrzegł garstkę małą dworzan króla, których poznać było można po tym, że z hiszpańska po niemiecku się nosili, która w głos i jawnie, wyzywająco naśMiewała się z wielkiej gromady nieco podochoconej szlachty. Tak byli pewni bezkarności, że choć ich tam znajdowało się niewielu, a nasi by ich mogli zgnieść, czuli, że się im nic nie stanie. Miało to swe znaczenie. Nim do najętego dworku dojechał Bajbuza, także w ulicy spotkał Kalińskiego, który się przy królu teraz znajdował, a że w nim wdzięczność nie wygasła za ów rzędzik ofiarowany niegdyś, a Kaliński w żadną się politykę nie wdawał, przystał zaraz do rotmistrza i towarzyszył mu do mieszkania. Bajbuza rad był, że języka dostanie. PO drodze ciągle słyszał przeciw królowi głosy; ostrożnie więc zapytał o to kortedżiana. - Co tu u was słychać? coś ponoć na króla się strasznie gotują? Kaliński obojętnie ramionami poruszył. - Ale to wszystko przebrzmi sobie bez skutku - rzekł. - Szlachta będzie zawodziła i krzyczała, będą inkwirowali, * hałasowali, a nasz król na to zważać nie myśli. Ja co dzień słyszę, co się o tym mówi u dworu. Kardynał powiada, że dosyć będzie kilku słów ze strony króla, a zagodzi się wszystko. Na włos się NajjaśNiejszy Pan nie da przez to ze swej drogi sprowadzić. MIlczy on, oczy spuszcza, rzadko się poruszy, ale gdy co powie i raz się na co waży, z pewnością nie ustąpi. Inkwirować (z łac.) - badać sądownie, prowadzić śledztwo. Zapewnienie to KalińSkiego, po tym, co słyszał w Zamościu rotmistrz, dziwnym mu się wydało