To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Cholernie brak im map, ale jeśli nawet odciągną od granic wagony z mapa­mi, nic na tym nie zyskają: na co potrzebne obrońcom Smoleńska mapy Monachium lub Hamburga? Wyzwolenie skończyło się fiaskiem i wartość map składowanych w pobliżu granicy spadła do zera niczym wartość akcji zrujnowanej firmy. Mapy te stawały się nawet niebezpieczne jako materiał autodemaskatorski, produkt, który nieprzyjaciel może wykorzystać do użyt­ku wewnętrznego lub jako makulaturę najwyższej jako­ści. Oto dlaczego palono nad granicą mapy, lecz nie żywiono pretensji do głównego kartografa. Składował je tam, gdzie było trzeba. i. \ awtasem mówiąc, nie tylko mapy palono w pobliżu granicy. Płonęły tam również jaskrawym ogniem wagony, zała­dowane książeczkami w płóciennych okładkach pod tytu­łem „Krótkie wojskowe rozmówki rosyjsko-niemieckie".10 10 Patrz: załącznik numer 6. 228 OSTATNIA REPUBLIKA Ułożył te rozmówki generał major N. Bijazi, redagował A. Lubarskl. Wydano je błyskawicznie w nakładach, których mógłby pozazdrościć każdy bestseller. Ale rów­nie szybko broszurkę zniszczono. Pozostało tych bro­szur bardzo mało. Jedną zobaczyłem po raz pierwszy w Wojskowej Akademii Dyplomatycznej kształcącej ka­dry GRU. Niepozorna książeczka stała na półce biblio­tecznej i nikt po nią nie sięgał. Była zbyt prymitywna, a my studiowaliśmy języki poważnie. Skromna książeczka w żaden sposób nie pasowała do wyposażenia przyszłych szpiegów-dyplomatów. Była przecież adresowana do milionowych żołnierskich rzesz, czyli do ludzi, którzy nigdy nie uczyli się języków, a obcą mowę słyszeli tylko na filmach o krzywonogich faszy­stach: „Wy nie mówić prawda!". Rozmówki miały format paczki papierosów Biełomor. Każdy wyzwoliciel mógł je schować za cholewą. W 1941 roku przywieziono nad granicę miliony par butów dla wyzwolicieli, a do każdej pary dorzucono aneks w po­staci rozmówek. Mnie rozmówki zainteresowały ze względu na ich treść: nie znalazłem tam ani słowa o obronie. Wszystko wyłącznie o działaniach ofensywnych. Tytuły rozdzia­łów: „Zajęcie stacji kolejowej przez podjazd lub przez grupę zwiadowców", „Wskazówki dla naszego spado­chroniarza" i temu podobne. Dzięki rozmówkom można łatwo się dogadać z miej­scową ludnością. Jak nazywa się wieś? Gdzie jest woda? Gdzie paliwo? Czy przejedzie tędy ciężarówka? Można iść do telegrafisty i dobitnie dać mu do zrozumienia: •Przestań nadawać - bo zastrzelę!". Można też zażądać, by autochtoni wypili lyk lub spróbowali kęs, zanim go ugryzie wyzwoliciel. Jeszcze nas przypadkiem otrują. fryce przeklęte. W 1941 roku Niemcy też nosili za cholewą podobne rozmówki: „Matka, mleko!". „Matka, jajka!". Cóż, dla naszych żołnierzyków również przygotowano zapas ta­kiego wsparcia. Otworzy żołnierz książeczkę, znajdzie potrzebne zdanie i już może się dowiedzieć, kto służy w szeregach SA. Niezastąpiona książeczka! Co prawda, WIKTOR SUWOROW gdy wałczymy pod Starą Russa lub pod Wiaźmą, niezbyt się nam przyda. Po cholerę szwargotać po niemiecku z nowogrodzkim lub smoleńskim chłopem? Po co czer­wonoarmista ma pytać po niemiecku w samym środku Rosji, jak nazywa się wieś? A zdania w broszurce są takie: „Jak się nazywa ta wio­ska?", rfJak się nazywa to miasto?", „Czy można pić?", „Wpierw wypij sam", „Gdzie jest paliwo?", „Ile masz bydła?". Wyobraźnię mam wesołą i żywą. Więc sobie wyobrazi­łem: zaczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana. Nasze żoł­nierzyki bronią ojczyzny na własnej ziemi. Weszli właś­nie do nieznanego miasta, znaleźli w rozmówkach nie­zbędne zdanie i gadają do pierwszego, spotkanego po drodze chłopa: -Nennen Sie die Stadt! A ten na to: - Smoleńsk! A nasi do niego: - Sie lilgen, skurczybyku! Lub wpadli do wioski, gdzieś pod Orszą, zaczerpnęli źródlanej wody i krzyczą do młodej baby: -Trinken Sie zuerst man selbst! Ruska baba nie zrozumie. Chyba że zaczną tak gadać do niemieckiej Frau... A pytania są skierowane głównie do ludności: gdzie się ukryli policjanci? Jasne, że naszym żołnierzom kazano wyłuskiwać wśród jeńców policjantów, żołnierzy i oficerów SS oraz SA. AJe problem tkwi w jednym: oddziały SA znajdowały się wy­łącznie na terenie Niemiec. Pod Brześciem. Smoleńskiem lub Orszą ich nie było i być nie mogło. I całkiem już nie­zrozumiałe pytanie: „Gdzie ukryli się członkowie partii?". O jaką partię tu chodzi? Członków jakiej partii nasze żoł­nierzyki chciały wyłapywać w 1941 roku? Wniosek jest oczywisty: te rozmówki mogły być przydat­ne wyłącznie w Niemczech, tylko tam mogły mieć zastoso­wanie. Nikt nie zapyta przecież w Propojsku po niemiec­ku, jak dojść do ratusza i gdzie się ukrył burmistrz? W książce „Dzień «M»" wspomniałem o rozmówkach rosyjsko-rumuńskich, które na początku 1941 roku 230 ; otrzymali żołnierze IX Specjalnego Korpusu Piechoty ge­nerała porucznika P. Balowa. A dla głównego kontyn­gentu wojsk przygotowano .Krótkie wojskowe rozmówki rosyjsko-niemieckie". W rozmówkach rosyjsko-rumuń­skieh najważniejsze było to, jak dotrzeć do terenów ro­ponośnych. Ale i w rozmówkach rosyjsko-niemieckich nie zapomniano o tym najważniejszym pytaniu. Spo­śród możliwych odpowiedzi wziętych do niewoli nie­mieckich żołnierzy i oficerów znajdziemy i taką: „Tam jest przemysł naftowy". W Niemczech, o ile pamiętam jeszcze ze szkoły, nie ma ośrodków przemysłu naftowe­go. Odpowiedzieć tak mógł jedynie niemiecki oficer łub żołnierz wzięty do niewoli w Rumunii. Rozmówki podpisano do druku 5 czerwca 1941 roku. Wydrukowała je 2