To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

. Ludwikbył nam bliski. Pomógł mamie wygrzebać sięzesta' rych zobowiązań, a dla mnie iFilipa wnajgorszych chwilach. był przyjacielem, niemal ojcem. Potem pomógł mamie otworzyćsŁgalerię. Przezjakiś czas podejrzewałam ich o głębsze uczucie,. ' ale byłamw błędzie i przyjęłam to z niekłamaną ulgą. Sprzątając mu biuro i dzięki temu mamniezłe kieszonkowe i pewność, że ; jest w moimżyciu ktoś w rodzajuojca, do kogo mogę zwrócić się zproblemem. Przynajmniej dotąd takmisię zdawało. : W sumie byłoby miwszystko jedno, co robi Ludwik, gdyby nieto, żeów papier widziałam miesiąc wcześniej na strychu," w skrytce Filipa. Wyszliśmy razem i do rogu zastanawialiśmy się,czynie warto skorzystaćz pogody i pójść w sobotęna wyprawęczerwonymBakiem wokół Pieniawy. Oboje mieliśmynato ochotę. Kwestiadotyczyła mamy, jak ją namówić. - Biorę to na siebie. Może jakoś uda mi się ją przekonać! -Ludwik uśmiechnął się. Miał piękne zęby iszpakowatą czuprynę. Wyglądał natego,kim był. Ważniakiem. Lubiłam go i jużściskało mnie w gardle na myśl o chwili, gdy się okaże, że nieUsługiwał na mój szacunek. 63 Wolałabym nawet, by mama z nami nie szła. Mogłabympokazaćmu swojąosadę ispytać o spleśniałe dokumenty, któreznajduję od jakiegoś czasu w skrytce Filipa. I co gorsza, widujęje potem na jego,Ludwika, biurku. Chciałabym usłyszeć jakieślogiczne wyjaśnienie, w które będęmogła uwierzyć. Koło meblowego się rozstaliśmy. Przez chwilę stałam i patrzyłam, póki nie zniknąłza zakrętem. Potemi ja ruszyłamwstronę domu. Na skrzyżowaniu omal nie zginęłam. Cudem uskoczyłamprzed audi Olka. Zapolował na mnie. Miałam zielone, a onprzejechał z piskiem,ocierając się o mnie. Poczułam gorąconapiętach. Przez uchyloną szybę widziałamjego wyszczerzone zęby. Zrobił to specjalnie. Do prawdziwego starcia doszło nazajutrz na wuefie. Wiedziałam, że to mściwy gnojek, i dlatego powinnam być bardziej czujna. Na sali jakzwyklebyły zetrzy klasy, a to dzięki łaskawościministerstwa, któredołożyło nam godzin wuefu, ale zapomniałowyjaśnić, gdzie te zajęcia mają się odbywać, skoro szkoła ma tylko jedną salę gimnastyczną. Chłopaki zwykle chodzą na boisko,ale padał deszcz i wszyscy stłoczyli się w sali. Wuefiścidoszli doporozumienia, że grają reprezentacje mieszane, a reszta dopinguje. Doping to też w końcu forma zajęćsportowych. Dostałam szarfy,by skompletować drużynę spośród tych,którym chciało się grać. Olek wyjątkowo chciał, wręcz się napraszał. Nie miałam zamiaru brać go do siebie, ale Kaśka teżnie chciała, a wybierała pierwsza. Został więc dla mnie. Niemiałam wyjścia, dałam mu szarfę, aon skrzywił się iklasnął językiem o podniebienie: - Dołożę wszelkich starań, by okazaćsię godnym tego wyróżnienia. -Okej - powiedziałam, bo nie miałam ochoty na kłótnię. Widziałam, że czuł się głęboko upokorzony,i zaczęłam żałować, że nie spróbowałam wywalić go w pierwszej minucie. Grał świetnie. Do połowy meczu starliśmy drużynę Kaśki w proch. Rzucałraz za razem. 64 - Jesteś ze mnie zadowolona? - pytałza każdym razem. Miałam ochotę go kopnąć i szkoda, żetego nie zrobiłam, bo dostałabym karę i usiadła na ławce. Ale opanowałam się. Postanowiłam nie dać się sprowokować. Mecz już siękończył. Wuefistkawstała, włożyła gwizdek do ust i spojrzała na zegarek. Zostało jakieś dwadzieścia sekund i mogliśmy już dłubaćw nosie, bo prowadziliśmy kilkunastoma punktami, ale trzebabyło zakończyć grę w pięknym stylu. Dostałam piłkęi grałampod koszem,Olek tuż przy mnie. Rzut na dwie sekundy przedgwizdkiem, oczywszystkich wlepione w piłkę, zdąży wpaść czy. nie. I wtedykątemoka zobaczyłam wystawiony łokieć. Nikt prócz mnie nie zauważył. A jazaczęłam odbierać obrazy, w zwolnionym tempie. Łokieć trafiał prostow twarz i żeby nie stracić zębów, musiałam zrobić unik. Tylko dlatego,że i światzwolnił tempo, miałam czas odchylić ciałodo tyłu. Przezułamek sekundy balansowałam na pięcie i zdążyłam przesunąć" głowę o milimetry od łokcia. Ale Olek zorientował się, że cios chybi, i gwałtownie wyprostował ramię. Trącił mnie w chwili, gdy wracałam dorównowagi po gwałtownym zwrocie. Musiał^ byćcałkowicie skoncentrowany na mnie, bo wty msamym;, ułamku chwili nadepnął mi na czubek trampka izmienił tor';. mego lotu. Pofrunęłam prosto na wuefistkę w chwili, gdy od. ';gwizdywała koniecgry. Nie była przygotowana. Z całym impeten wpadłam na nią. Poczułam miękkość i razem potoczyłyśmy się na ścianę. Ona uderzyła w nią pierwsza, odbiła się i uderzyła jeszcze raz, tym razem przyduszonamojąmasą. Czułam, jak jej ciało wiotczeje pode mną i osuwa się na podłogę. ;:' ' Olek wystawił środkowy palec i wyszedł z sali. Jeszcze do dzisiajmiałam pewność,żeprzynajmniej szkolne:. życie jestprzewidywalne. ; - Dobry wieczór, jakże mi miło! - Dobry wieczór, bardzonamprzyjemnie, że państwo zechcieli przyjąć zaproszenie! 65 Stałam blisko drzwi, witając nowo przybyłych, wskazując,gdzie mogą znaleźć znajomych. Czuwam nad ich dobrym samopoczuciem już od progu. Gorzejz moim nastrojem. Bolałymnie potłuczone żebra, ale bardziej dręczyła przykrość, jakąprzez swoją głupotę wyrządziłam nauczycielce. Nie miała domnie żalu, ale zderzenie odczuła boleśnie. Niemogliśmy jej zebraćz podłogi. To, co zrobił Olek, było do przewidzenia i gdybym miała trochę oleju w głowie, trzymałabym się odniego nakilometr. Przecież znamgo nieod dziś i wiem, że staćgo nawszystko. Gdyby nie parawan z wuefistki, zamiast bawićgości,wydłubywałabym terazzęby ze ściany. Stąd, gdzie stałam, miałam widok na większą część dużej sali. Wyszukiwałam wzrokiem nieznajomych, którzybyli tupierwszy raz i nie wiedzieli, co ze sobą począć. Nikt nie miałprawa czuć się zagubiony