To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Konsultant do spraw mass mediów! Skoro gubernator tak postąpił, to kto ostatecznie zostanie ministrem? Pani minister, do stu diabłów! - to pewne jak dwa razy dwa jest cztery. Ostatecznie wylądował na poręczy zabezpieczającej „Szlak nad Krawędzią Krateru" i rozglądał się dookoła. Upłynęło sześć milionów lat, nim deszcz, śnieg, upały, mróz, wiatr i rzeka Colorado wyrzeźbiły szczyty i wierzchołki, samotne strome wzgórza i urwiska. Skały były tu czerwone i zielone, różowe i niebieskie: z łupków, wapienia, piaskowca. Żywioły wywołały erozję, która odsłoniła dużą część trwającej dwa miliardy lat skamieniałej historii. Ale do Jarvisa nie docierało niesamowite piękno stromej ściany o ogromnej wysokości. Jego oczy widziały tylko malutkie punkciki na dnie kanionu i ciągnący się za nimi ogon kurzu: to karawana mułów posuwająca się wzdłuż „Szlaku Jasnego Anioła". Tam był gubernator. A czy była tam też Nicole? Czuł wewnętrzną potrzebę, aby solidnie przyłożyć jednej z tych kobiet Sharkeya; tak, to by mu dobrze zrobiło. Jakby w odpowiedzi na frustracje, poczuł delikatne dotknięcie w mały palec. Spojrzał w dół i gwałtownie cofnął rękę, sycząc przy tym ze strachu. W niewielkiej odległości od jego ręki siedział suseł, a może to była wiewiórka, i zaczepiał go: czit-czit-czit. Nóżki i brzuszek miał żółte. Kiedy Jarvis nie zareagował, stworzonko zaczęło ze złości tłuc łapką w skałę. Na litość boską, czy ten pieprzony zwierzak jest chory na wściekliznę, że tak do niego podchodził? Kobiecy śmiech zmusił go do odwrócenia się w drugą stronę. - Niech się pan nie boi. Jest wściekła na pana za to, że nie dał jej pan orzeszka albo kawałka czekolady. - Bać się? - Od razu stał się wojowniczy; nie lubił jak dziwki śmiały się z niego. Tamta kurwa z Bostonu śmiała się i czym to się dla niego skończyło? - Powinienem zrzucić tego małego skurwiela w dół. - To wiewiórka skalna - powiedziała. - Są oswojone, bo turyści z hotelu przez cały czas je dokarmiają. - A ty, Pocahontas, jesteś przewodniczką, czy będziesz zabawiać nas wieczorem? - Dziewczyna pytająco uniosła brwi, co sprawiło, że Jarvis mówił dalej: - Na dziś wieczór przygotowuję wielki indiański taniec dla gubernatora. - Wciąż wyglądała tak, jakby nie wiedziała, o co chodzi. - Słyszałaś o Garym Westergardzie? Kandyduje na prezydenta. Wzruszyła ramionami. O Jezu, nic ją to nie obchodzi, pomyślał. Może mógłbym... Nie, spokojnie. Spróbuj zabawić się tu z indiańską dziwką, a niewykluczone, że przybędzie całe pieprzone plemię, żeby cię oskalpować. Ale to wyzwanie w jej oczach... Wyzwanie seksualne? Z taką potrafiłbym zrobić to nawet bez... - Jestem menedżerem kampanii wyborczej Westergarda - powiedział Jarvis. Ich uda niemalże się stykały. Położyła orzeszek na otwartej dłoni. Wiewiórka wzięła go. Dziewczyna odezwała się pieszczotliwie: - Musisz być bardzo ważną osobą. Kolanem dotknęła jego kolana. Z jej oczu biła bezpośredniość; głos miała łagodny. Ku swemu zdziwieniu Jarvis zaczął to robić; ze szczegółami. Nicole musiała wyminąć umundurowanego portiera, który mył posadzkę obok sklepu z upominkami. Poruszał się, kuśtykając niepewnie jak kulawy pies. Głowę miał spuszczoną. Kulawy, tak jak jej tato. Odepchnęła od siebie wyrzuty sumienia. Sklep był długi i wąski; w samym jego końcu towary eksponowano na pionowych regałach. W szklanych gablotach wiszących na ścianach umieszczono ceramikę i rzeźby wykonane przez plemiona żyjące w Wielkim Kanionie i jego okolicach: Nawaho, Indian Hopi i Pajute. „Gawędziarze", siedzące figurki otoczone małymi dziećmi, wywołały w niej nagłą tęsknotę za Katie i Robbiem. Były przeraźliwie drogie, zupełnie nie na jej kieszeń. W innych gablotach eksponowano srebrną biżuterię z turkusami; większość jej wykonana była przez Indian Hopi, ale znajdowały się tu też przepiękne inkrustowane bransolety, naszyjniki i brosze, które wyszły z warsztatów Indian Zuni. Biżuteria też była zdecydowanie poza zasięgiem jej możliwości. Sprzedawano tu nie tylko wyroby Indian. Na jednej z półek w odległym końcu sklepu znajdowały się oryginalne rzeźby Doncana Royale'a wysokości jednej stopy, które przedstawiały najważniejsze postacie z legendy o Świętym Mikołaju. Była tu figurka Świętego Mikołaja z Bari, historycznej postaci z czwartego wieku. Święty ten, który jest też patronem Rosji i pierwowzorem Świętego Nicka, ubrany w szaty biskupie i dzierżący trzy wory ze złotem, wyglądał bardzo okazale. Był tu jeszcze Father Christmas, postać bardziej surowa niż niemiecki, pyzaty Kris Kringle czy konwencjonalny Santa Claus. Uwagę Nicole przykuł jednak Czarny Piotruś, odwieczny rywal Świętego Nicka, trzymający oprawną w skórę księgę, otwartą dla młodych ludzi, którzy postąpili niezgodnie z wolą swoich rodziców. Na rękach miał drugie do łokci czarne rękawice, na nogach wysokie skórzane buty do jazdy konnej i wpuszczone w nie czarne pantalony, nosił czarną kamizelkę z mosiężnymi guzikami i czarną powiewną pelerynę. Bez wątpienia była to figurka Szatana, któremu z czoła wyrastały dwa czarne, oplecione gałązkami bluszczu rogi. Nicole wpatrywała się w jego głowę obramowaną gęstymi czarnymi włosami jak zahipnotyzowana. Czerstwe i rumiane policzki, wydatny nos, głęboko osadzone oczy -brązowe, hipnotyzujące, patrzące niemal fanatycznie spod krzaczastych brwi. Gdyby nie wąsik, bródka i rogi, podobieństwo do twarzy jej ojca byłoby niesamowite, niemalże przerażające. Podniosła oczy i spojrzała w znajdującą się nie dalej niż na wyciągnięcie ręki prawdziwą twarz Fletchera. David zatrzymał się gwałtownie, jakby wyrżnął głową w ścianę. Fletcher! Tutaj? Chce go zabić! Zmykał owładnięty przerażeniem, a drzwi sklepu z upominkami cicho się za nim zamknęły. Jeżeli w ogóle w tej okropnej chwili pomyślał o Nicole, to wyłącznie w nadziei, że powstrzyma Fletchera na tyle długo, żeby mógł uciec. Przeskakiwał po dwa stopnie na raz: pistolet magnum kaliber 0,357 leżał w walizce w ich pokoju. - Dlaczego, Nicole? Dlaczego ty...? Niespodziewanie przeraziła się. W ciągu tych tygodni, kiedy go nie widziała, w pewnym sensie stał się postacią prawie diabelską, tak jak Czarny Piotruś. A może były to tylko wyrzuty sumienia? W jego głosie pobrzmiewał ból, ale i złość. Nagle zrozumiała dlaczego. Tak po prostu. - Bo sam na sam z tobą nie miałby żadnych szans. - Mogłaś mi po prostu powiedzieć, że chciałaś, żebym... - przerwał. - A zrobiłbyś to? - Prawie to zrobiłem. Dwukrotnie wtedy. Ale teraz..